7. Propozycja

16 2 0
                                    

Okazało się, że ta państwowa loteria to powszechnie znana rzecz – wszyscy w fabryce już o niej wiedzieli. Podczas przerwy w kantynie jeden z kolegów Holgera zobaczył, jak ten obracał w dłoni kartonowy kupon.

– Też chcesz spróbować szczęścia, co? – zagadnął.

Holger wzruszył ramionami.

– W pysk nie dają, to co mi szkodzi spróbować? Ale wiesz, jak mówią: „nadzieja matką głupich”.

– A my wszyscy jej dziećmi – zaśmiał się szczerbaty Kris, który siedział stolik obok.

– Ty też kupiłeś los?

– A pewnie. Chata na bezludnej wyspie. Idealne miejsce na emeryturę.

– Jak to na bezludnej wyspie? – zainteresował się Holger.

– Ano, ponoć nic tam jeszcze nie ma. Praktycznie cała wyspa dla ciebie. Dostajesz coś takiego za darmo i żyjesz sobie jak pan do końca swoich dni.

– No to gra warta świeczki – skwitował Holger bez większego przekonania i ugryzł kolejny kęs kanapki z kiełbasą, a w kantynie rozgorzała dyskusja na temat tego, kto jaki dom sobie postawi i ile będzie miał pokoi.

W piątek emocje sięgnęły zenitu. Około ósmej przez halę przemknęła wiadomość, że ktoś wywiesił na tablicy ogłoszeń stronę z gazety z wynikami loterii. Jednak brygadzista Jorgen był nieubłagany – robota musiała być skończona i nie było mowy, żeby ktoś przed przerwą zszedł ze stanowiska. Holger z rozbawieniem obserwował, jak każdy nerwowo spogląda na zegar i z niecierpliwością odlicza czas.

Równo z wybiciem dziesiątej wszyscy biegiem rzucili się do kantyny. Nawet nie wiedzieli, że wyglądali jak banda smarkaczy po skończonych lekcjach.

– Nie leć tak! – zawołał roześmiany Holger do jednego. – I tak nie wygrasz.

Przed tablicą ogłoszeń zgromadziła się już duża grupa, z której co chwila odchodziły kolejne zawiedzione osoby. Na podłodze dało się zauważyć strzępki podartych kuponów.

– Zróbcie miejsce, też chcę zobaczyć, co tam napisali – Holger, wykorzystując swoją posturę, przepchnął się na sam początek grupy.

Wyjął z kieszeni kupon z ciągiem liczb i spojrzał na tablicę z zawieszoną stroną z gazety. Pod krzykliwymi, napisanymi wielką czcionką nagłówkami o treści: „Odmień swój los! I ty możesz wygrać nowe, wspaniałe życie”, odnalazł wylosowane liczby. Były dokładnie takie same jak te z jego kuponu. Przez dłuższą chwilę przenosił wzrok z trzymanego kawałka papieru na tablicę i z powrotem, porównując dla pewności każdą parę cyfr. Ktoś zerknął mu przez ramię i krzyknął do innych:

– Wygrał! Holger wygrał w loterii!

Przez grupkę przetoczyła się fala mieszanych odgłosów. Niektórzy szczerze gratulowali, inni mruczeli pod nosem „Akurat on?” albo „I gdzie tu sprawiedliwość?”. Niech sobie mówią, co chcą, Holger miał to gdzieś. Ale musiał przyznać, że wygrana go zaskoczyła. Do tej pory ciężko mu było wygrać cokolwiek, nawet w zakładach, ale niech go diabli, jeśli nie miałby wykorzystać tego uśmiechu fortuny. Tylko że tak na dobrą sprawę nie bardzo wiedział, co konkretnie ma teraz zrobić.

Z braku lepszych pomysłów wycofał się do swojej szafki, wyciągnął z niej kanapkę i usiadł przy stole. Od razu przysiadła się do niego grupka współpracowników, niektórych znał lepiej, niektórych gorzej, innych zupełnie nie kojarzył. Wszyscy zaczęli z nim rozmawiać, jak z najlepszym kolegą. Pytali, co zrobi z wygraną, jaki dom postawi, co zrobi ze starym i tak dalej. Zbywał ich tylko lakonicznymi odpowiedziami, że „się zobaczy”, „kto wie”, „coś się wymyśli”, a na koniec, gdy zaczęli go naprawdę denerwować, machnął ręką i kazał im wszystkim iść do diabła.

AzylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz