10. Spotkanie (I)

13 3 0
                                    

Dom był duży, może nawet za duży, bo po rozstawieniu wszystkich mebli nadal pozostawało mnóstwo miejsca do zagospodarowania. Nieważne, z czasem to wypełnią, a póki co mogą cieszyć się wielką przestrzenią. Erna była zachwycona. Wyraźnie odżyła w tym miejscu. Od przeprowadzki minęły ponad dwa tygodnie, a ona nadal nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Dni zdawały jej się dłuższe i jaśniejsze, powietrze było czystsze i świeższe, a trawa była niesamowicie zielona, tak różna od tej wypłowiałej, spalonej słońcem słomy, która porastała łąki nieopodal ich starego miasteczka. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Mikkel tak wolno się tu adaptuje. W dalszym ciągu prawie każda rozmowa z nim kończyła się kłótnią.

– No, młody, rozmawiałem z nadzorcą – rzucił Holger pewnego ranka, wchodząc do pokoju syna na piętrze. – Mówił, że od października sprowadzą tu nauczyciela dla ciebie i paru innych dzieciaków.

– Strasznie się cieszę – burknął Mikkel, nie podnosząc wzroku znad książki. – Masz jeszcze jakieś wspaniałe wieści?

– Słuchaj, ja też nigdy nie lubiłem szkoły – powiedział Holger. – Ale to mnie daleko nie zaprowadziło. Nie popełniaj mojego błędu, młody. Tutaj to nauczyciel będzie przyjeżdżać do ciebie. Zupełnie inne warunki. Skorzystaj z tego, bo ja nie miałem takich możliwości. Tutaj możesz zostać kimś.

– Zostać kimś na bezludnej wyspie? To żaden wyczyn.

– Nie opowiadaj głupot. Nie chce mi się ich słuchać – rzucił Holger, który powoli tracił cierpliwość, ale nie miał ochoty na kolejną awanturę z synem. Postanowił zmienić temat: – Słuchaj, chcę odwiedzić tych sąsiadów na wschodzie, co tu się wprowadzili przed nami. Pożyczę twój rower, dobra?

– A co, już brakuje ci kumpli do picia? – spytał kąśliwie Mikkel. – A co, jeśli oni nie będą chcieli się z tobą napić?

– Grzeczniej, młody.

– A musisz jechać dzisiaj? Dzisiaj akurat ja chciałem pojeździć. Właśnie trafił się pierwszy dzień, kiedy wiatr nie urywa łba. Chciałem to wykorzystać, bo następna taka okazja trafi się pewnie za rok.

– Nie bądź złośliwy. Poprosiłem cię z czystej uprzejmości. Wiesz, że nie musiałem.

– Nie? – zdziwił się Mikkel. – Przecież to mój rower.

– Nie zapominaj, od kogo go masz.

– Nie zapomniałem. Mam go od mamy. Kupiła mi na urodziny. O których ty wtedy zapomniałeś.

– Ale za moje pieniądze!

– To może mam ci je oddać?!

– Dosyć tego! – wybuchnął Holger, który już całkiem stracił cierpliwość. – Ani słowa więcej, bo ci przetrzepię skórę jak gówniarzowi! Biorę rower, a ty zostajesz w pokoju. Do odwołania!

Trzasnął drzwiami i zszedł na dół. Zaniepokojona Erna wyszła z kuchni i spojrzała na męża bezradnym wzrokiem.

– Chrm – chrząknął Holger i wyszedł z domu.

Wsiadł na rower i ruszył wzdłuż linii energetycznej, która prowadziła na południowy wschód. Podczas budowy ciężki sprzęt wyjeździł trakt, który połączył ich działkę z główną drogą na nabrzeże. Trakt był piaszczysty, nieutwardzony, ale zawsze lepsze to niż jazda przez wysoką trawę. Pogoda była idealna. W ostatnich dniach faktycznie trochę wiało, ale teraz było przyjemnie. Lekki, sierpniowy wietrzyk i piękne krajobrazy powoli koiły nerwy Holgera. Niewdzięczny smarkacz. Gdyby nie Erna, młody dostawałby lanie codziennie, tak długo, aż by zmądrzał. Oby ten nowy nauczyciel postawił gówniarza w końcu do pionu. Dojechał do rozwidlenia dróg i skręcił w lewo, na wschód. Pierwszy raz był w tej części wyspy. Musiał przyznać, że faktycznie tereny są tu całkiem przyjemne dla oka. Dużo pagórków i zielonej, kołyszącej się trawy, wysokiej prawie do kolan. Środek wyspy był położony wyżej niż jej brzeg, więc jadąc drogą Holger po prawej stronie mógł zobaczyć bezkres ciemnogranatowego morza. Krajobraz zdecydowanie ciekawszy niż płaska, jałowa ziemia w ich starych okolicach.

AzylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz