24. Plan (I)

18 1 6
                                    

Od rana nieprzerwanie lało. Jacob ubrał płaszcz i włożył kapelusz, po czym pobiegł do samochodu, przeskakując błotniste kałuże przed domem. Szybko skrył się w aucie i zapalił silnik. Podjechał bliżej drzwi wejściowych, żeby dzieci miały krótszą drogę i za bardzo nie zmokły. Zatrąbił klaksonem, a po niecałej minucie zza drzwi wysunęły się dwie drobne postaci w grubych kurtkach i wysokich kaloszach. Jacob machnął do nich ręką, żeby ruszały się żwawiej i usiadły w końcu w samochodzie.

– Co tak ospale? – zapytał, gdy dwójka dzieci zajęła już swoje miejsca na tylnym siedzeniu.

– Zimno – odpowiedział Niels.

– I śpiąco – dodała Inga, ziewając.

– Nie wyspaliście się?

– Przez tę burzę nie mogłam zmrużyć oka.

Zjechali w dół zbocza. Jacob prowadził bardzo powoli i ostrożnie, by nie stracić przyczepności i nie ześlizgnąć się z drogi. Wycieraczki pracowały na pełnych obrotach, ale i tak nie nadążały z odprowadzaniem wody z przedniej szyby. Burza już minęła, ale ulewa w ogóle nie zelżała.

– Nie wiem, czy uda mi się was dowieźć na czas – powiedział Jacob, gdy byli mniej więcej w jednej trzeciej drogi.

Warunki były fatalne, co chwila musieli omijać jakąś mulistą kałużę, czasami całkowicie zjeżdżając z drogi i ocierając podwoziem o przydrożną roślinność. W pewnym momencie Jacob za szybko wrócił na drogę i wpadł lewym tylnym kołem w sam środek skrytej pod wodą dziury. Odruchowo dodał gazu, żeby się z niej wydostać, ale samochód ruszył się tylko o centymetr. Gdy zwolnił pedał, koło z powrotem zsunęło się do kałuży.

– No nie – mruknął pod nosem.

Jeszcze raz spróbował wyjechać z bagnistej pułapki, ale samochód wydał z siebie tylko przeciągłe wycie, tym razem w ogóle nie ruszając się z miejsca.

– No nie – powtórzył Jacob, tym razem głośniej.

– Co się stało? – spytała Inga.

– Utknęliśmy – wyjaśnił Niels. – Mamy cię popchnąć?

Jacob pokręcił głową.

– Nie dacie rady.

Gorączkowo zastanawiał się nad innym rozwiązaniem. Tylko on mógł wypchnąć samochód z kałuży, ale będzie potrzebował pomocy.

– Niels, dosięgniesz pedałów, no nie?

– Jasne – odpowiedział chłopiec z entuzjazmem. – Mogę?

– Nie mamy innego wyjścia. Ktoś musi dodawać gazu, kiedy ja będę pchał. Chodź, usiądziesz na moim miejscu.

– Juhuu!

Niels wyskoczył szybko z samochodu i zajął miejsce w fotelu kierowcy, z kolei Jacob usiadł chwilowo w fotelu pasażera, żeby objaśnić wszystko synowi.

– Ten pedał po lewej to sprzęgło. Musisz je nacisnąć, zanim dodasz gazu. Gaz to ten pedał z prawej. W środku jest hamulec. Jak wyjedziesz z kałuży, dociśnij go, żeby zatrzymać auto.

– Tato, wiem do czego jest hamulec.

– Najważniejsze jest wyczucie sprzęgła i gazu. Nie możesz za szybko puścić sprzęgła, bo zgaśnie ci silnik. Jeśli tak się stanie, zapalasz go tutaj.

– Jasne, to proste.

– Spróbuj dodać gazu, tak na próbę. I pamiętaj, o czym mówiłem.

Silnik zawył głośno.

AzylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz