#11 ' (...) to ja ją zabiłem. '

372 54 21
                                    

Wszyscy przez panikę zostali odesłani do domów. Mój ojciec dość mocno się zdziwił, jak zobaczył mnie powtórnie w drzwiach o tak wczesnej porze, ale nic nie powiedział. Nie miałem nawet na to siły.

Gdy wszedłem do swojego pokoju, wlazłem pod kołdrę i patrzyłem się pusto w ścianę. Nie było w tym jakiegoś większego przekazu i jedynie patrzyłem w ścianę, myśląc, czy ja byłbym zdolny do zabicia tej kobiety.

Choć było to niemożliwe i nie byłem w tamtym miejscu, gdy ją zabito. Dwie godziny po ujawnieniu morderstwa nasze miastowe radio wypuściło ten krzyk. On był dokładnie taki sam, jaki usłyszałem wcześniej w głowie.

Nie sądziłem, że był to przypadek. Ja wiedziałem, że stoi za tym coś, czego mocy nie chciałem poznać. To mnie całkowicie owładnęło i nie wiedziałem, w którym momencie ponownie zaatakuje. Nie mogłem się niczego spodziewać po tak posranej sprawie, nie miałem punktu zaczepienia i czułem się bezbronny.

To był mój największy koszmar. Zawsze chciałem mieć wszystko wyjaśnione. Zbierałem notatki, próbowałem różnych teorii i nawet, gdy jakaś się sprawdzała, rozumiałem, że ona nie wystarczy. Byłem w potrzasku własnego umysłu i pragnąłem się z niego wydostać, choć nie miałem nawet pewności, czy mi się uda,

Wziąłem swój telefon, który wydał charakterystyczny dźwięk przychodzącego powiadomienia i zauważyłem wiadomość na wyświetlaczu. Grupa chciała się spotkać i porozmawiać o tym, co chciałem im wcześniej pokazać.

Nie miałem na to ochoty. Wprost prosiłem jedynie, by tam nie iść, ale zdawałem sobie sprawę, że sam wymyśliłem zasady o braku wymigiwania się spotkań: musieliśmy na nie chodzić, czy tego chcieliśmy, czy nie.

Ugryzłem się w język przez fakt, jakim była rozmowa o snach. Nie chciałem jej odbywać, a moje wcześniejsze zawzięcie w tym kierunku dało się tłumaczyć słabym stanem psychicznym. Teraz, gdy myślałem o wyjawieniu prawdy, czułem niepowtarzalny ścisk w żołądku.

Musiałem wypełnić swoje obowiązki, czy tego chciałem, czy nie. Westchnąłem, rozciągając się na łóżku i zabierając z biurka kluczyki.

Zszedłem na dół, ubierając buty i wychodząc, by pojechać do miejsca docelowego naszego spotkania.

*

– Czekaj, ale jak to? – Zapytała Brooke, wpatrując się we mnie swoim rozszerzonymi do granic możliwości oczami.

– Od małego miałem koszmary, które na jakiś czas ustały za sprawą leków, ale ostatnio pomimo wszystkiego wróciły. Nieważne jest to, czy je biorę je, czy nie, bo one nie ustają. – Opowiadałem, spoglądając na każdą zdziwioną twarz. Musiałem w ich umyśle wyglądać, jak prawdziwy popapraniec. – Teraz one pełnią jednak jakąś rolę wyroczni, czy czegoś w tym rodzaju.

Mogłem przysiąc, że oni zastanawiali się, czy mi wierzyć. Nie dziwiłem im się nawet w najmniejszym stopniu, bo ja sam nie wiedziałbym, jak zachować się na ich miejscu, bo osoba, z którą spędzali długie godziny, wypalała nagle z taką informacją, która zmieniła dosłownie wszystko.

– Chcesz powiedzieć, że wcześniej też miałeś takie sny i one nawiązywały do tego, co się działo? – Zapytała Toledo, łapiąc się za głowę.

– Nie do końca. – Mruknąłem bez jakiejś większej emocji. – Wcześniej miewałem takie sny, ale były raczej mało prawdopodobne. Widziałem na przykład, jak Maya umarła na boisku, gdy Nate dawał jej kwiaty i zapraszał na bal. Stąd się wziął mój nagły i dziwny napad.

Pandemonica OppidumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz