#37 ' Doceniamy coś, dopiero gdy to stracimy. '

320 55 39
                                    

– Czyżby zdesperowany Zeyn Benson prosił siły nadludzkie o moce i to dodatkowo mnie we własnej osobie? Nie ceniłem cię tak wysoko chłopcze. – Zaśmiał się, przewracając oczami.

– Zamknij się lepiej i zacznie opowiadać, czy jesteś w stanie mi pomóc.

Nie potrzebowałem gderania i myśli, co by było gdyby. Musiałem mieć odgórnie ustaloną wersję i plan, z którym musiałem działać.

– Plan jest oczywiście. – Powiedział dość nikczemnie, a ja spojrzałem na niego z nutą nadziei. – Właściwie to nawet od dawna jest ustalony, ale wiadome jest to, że działamy według pewnego schematu. Dodatkowym faktem względem tej problematyki jest...

– Nie lej wody, przejdź do konkretów.

Nie mogłem uwierzyć, że moja zła strona była tak szalenie denerwująca. Z tym czymś nie dało się przecież przebywać.

– Pomyśl logicznie Zeyn, wiesz, dlaczego Jacob to zrobił? Bo go nie znaliście, wy nie znacie w ogóle siebie, swoich zachowań, środowisk.

Słuchałem tego jegomościa z nieodpartym wrażeniem racji. Nie wiedziałem za dużo o osobach, które obdarzyłem jakimś większym zaufaniem. Oni nie wiedzieli, kim ja naprawdę byłem, a ja jedynie czyhałem na wiadomości o nich, które krążyły w obiegu. Każdy jednak zawsze zdaje sobie sprawę, że najczarniejsze sekrety nie wychodzą na światło dzienne. Nie każdy jest godzien ich poznania.

– Masz jakąś propozycję? Plan? Mów jednoznacznie.

– Co byś powiedział na temat jakiegoś dnia wspólnego zapoznania?

– Brzmi jak impreza w pierwszej klasie podstawówki. Masz mózg w tej swojej głowie i pracujesz dla Lucyfera, czy jesteś tylko celtyckim posłannikiem, który myje buty zabitym więźniom w piekle. Myśl trochę do kurwy.

Zdenerwowanie wstrząsnęło mną na moment i gdy opuściło mnie, poczułem się całkowicie zbity z tropu. Jakby ktoś przeszedł przeze mnie i momentalnie wyszedł. To było dziwne, ale nie wiedziałem w jakim sensie.

– Widzę, że wszystko idzie zgodnie z planem panie czerwonooki.

Właśnie, te cholerne czerwone oczy, o których inni mi mówią. Nie jestem w stanie ich nawet samemu ujrzeć, nie odbijają się w lustrach.

O co z nimi chodzi? – Zapytałem, a sumienie pokręciło cynicznie palcem w górze.

– Nie tak prędko, najpierw jedna odpowiedź na pytanie, a jak zasłużysz, to dostaniesz następne na deser.

Szczerze siebie nienawidzę.

– Wracając, ja załatwię ich zgody, bo skoro nimi władam, to mi to tito, ale tu chodzi o ciebie Zeyn. – Wskazał na mnie swoim chudym palcem wskazującym. – Musisz zmienić swoje nastawienie, bo chcesz ich poznać, ale nie pozwolisz, by to samo oni zrobi z tobą.

Cholera, miał rację. W końcu był mną, znał mnie od wszystkich stron, nawet tych najgorszych i najczarniejszych. Tych najbardziej skrytych...

– Dobrze, zrobię to nasze zapoznanie. Nie mam zamiaru tracić więcej ludzi. – Prychnąłem, udając obojętność. – Jeśli to już wszystko, co chciałeś mi powiedzieć, to...

– Pomścij go Zeyn. – Usłyszałem nagle jego, a właściwie mój twardy głos pełen powagi. – Nie hamuj się, to ty tu jesteś królem i wszyscy powinni przed tobą klękać. Zaplanuj zemstę, jeśli ona cię uspokaja i pomścij swojego przyjaciela, bo wiem, że tego pragniesz. Wiem, że tego pragniemy.

Pandemonica OppidumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz