#16 ' Ona żyje. '

321 45 46
                                    

    Atmosfera całkowicie się zmieniła. Powtarzałem sobie w głowie słowa, które przed chwilą usłyszałem z telefonu Avery. Nie mogłem przyswoić tego, co usłyszałem, a nasz stan nie pomagał nam w pojmowaniu. Miałem nawet wrażenie, że było jedynie coraz to gorzej z moim trzeźwym umysłem.

    – Jak to urwa znikła?! – Wprost wrzasnęła rozżalona, oszałamiając mnie swoim krzykiem.

    Syknąłem, łapiąc się za głowę i zakrywając uszy, które mocno dostały. Chwilę temu było jeszcze tak dobrze o błogo, a nagle wszystko wróciło do szarej normy, która była jedynie mniej przejrzysta przez procenty w naszej krwi.

    – Avery mów, co się dzieje i czemu jesteś z Zeynem w nocy gdzieś. – Warknął naprawdę już poddenerwowany.

    Nie.

    – To nie tak jak myślisz...

    – Ja nic kurwa nie myślę! W dupie mam to, co robiliście, lub nie robiliście! – Przerwał mi momentalnie, krzycząc z taką mocą, że myślałem, iż zaraz mnie pobije przez telefon. – Gdzie wy do cholery jesteście.

    – W rzepaku. – Odpowiedziała, zgodnie z prawdą swoim chwiejnym głosem.

    – W jakim kurwa rzepaku?! – Denerwował się jeszcze mocniej. – Dodatkowo jesteście pijani. Ja was za suty na płocie powieszę.

    Spojrzeliśmy na siebie z brunetką, otwierając na siebie szeroko oczy. Nie rozumieliśmy chyba do końca, co się działo, bo jeszcze nie próbowałem niczego nadmiernie interpretować. Czułem się co najmniej okropnie z myślą, że nie ogarniałem, gdy działo się coś tak ważnego.

– Na polu za miastem obok... – Rozejrzała się, marszcząc nos. – Ten bar opuszczony.

– Szykujcie się na lanie. – Zagroził, po czym się rozłączył. My mięliśmy ostro przesrane.

*

Kiedy zaczęło się już lekko jaśnić, zauważyłem, że w końcu Sebastian po nas przyjechał. Znaczy, to chyba był Sebastian, bo alkohol po tak długim czasie całkowicie zniekształcił mi ludzkie sylwetki. Nie miałem pojęcia, z kim właściwie jechałem do domu.

– Avery nie rzygaj. – Warknął jedynie głos, którym faktycznie mogłem się podeprzeć, iż był to Sebastian.

Wkurwiony Sebastian.

Jak my w ogóle doszliśmy do auta?

Zupełnie nie ogarniałem, co się działo. Nie miałem pojęcia, gdzie jedziemy, skąd jedziemy i ile jedziemy. Nawet nie byłem pewien, czy sam Sebastian nas odbierał, czy ktoś jeszcze może z nim tam był.

– Gdzie jedziemy? – Zapytała Avery, zabijając ciszę i wywołując demona wkurwionego Baldwina.

– Najpierw jedziemy do mnie do domu, by obgadać sprawę, a następnie jedziemy szukać naszej koleżanki. – Syknął ostro, dając do zrozumienia, żeby nie zadawać mu więcej pytań.

Ani ja, ani Avery nie pokusiliśmy się już więc na kolejne zapytanie o cokolwiek. Siedzieliśmy w ciszy, aż auto nie zaparkowało, a ja nie dostałem przez to mdłości.

Nigdy więcej alkoholu.

Chwyciłem za klamkę, otwierać drzwi i odpinając pasy, których nawet nie pamiętałem, bym zapinał. Wysiadłem z auta, zamykając drzwi i próbowałem dorównać kroku Sebastianowi.

Pandemonica OppidumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz