#32 ' Pokaż się. '

315 50 35
                                    

Brown, ojciec, Avery czy reszta nie dawała mi chwili spokoju. Czułem się, jak jeden wielki kłębek nerwów.

Po powrocie z terapii czułem się jeszcze gorzej, niż przed nią. Było to dość przewidywalne, bo to, co powiedział mi mój terapeuta, całkowicie mnie rozłożyło.

Nie zapytałem już ojca, co to wszystko oznacza. Czułem się co najmniej wypruty. Siedziałem na swoim łóżku, pijąc wodę z butelki i myśląc tylko o tym, by pójść spać.

Jednak nie mogłem spać.

Przez bite cztery godziny siedziałem w jednej pozycji, rozkładając w głowie na czynniki pierwsze po kolei każdą zagadkę. Nie było to przyjemne, ani pomocne i jedynie robiło zamach w moim głowie, ale czułem niebywale mocny, masochistyczny popęd do wykończenia siebie psychicznie.

Może to wszystko było jakimś moim snem czy ześwirowałem już do takiego stanu, że wytworzyłem sobie córkę Lucyfera przed oczami. Chciałem po ras siedemdziesiąty szósty wymyślić nową teorię, ale nagle w pokoju usłyszałem dźwięk mojego telefony.

Było już późno w nocy, co wskazywało tylko na jedną osobę. Oczywiście się nie myliłem. Nie miałem jednak pojęcia, co natchnęło ją do zadzwonienia i czy w ogóle miałem ochotę prowadzić z nią rozmowę po tym wszystkim.

Zeyn, jesteś strasznie głupio zaślepiony.

– Halo? – Powiedziałem momentalnie, słysząc dość głośne dźwięki po drugiej stronie.

– Zeyn, cz-zy ty byś chciał może gdzieś przyjechać lub pojechać? – Usłyszałem zmieszany i pływający głos Avery.

Była na imprezie. Słyszałem z tyłu odkładając innych ludzi i krzyki przeplatane z muzyką. Dodatkowo fakt jej rozbieranego głosu wszystko wyjaśniał. Nie mogłem uwierzyć w to, jak śmiesznie on brzmiał, gdy byłem trzeźwy.

– Mam cię zawieźć do domu? – Zapytałem, chcąc się upewnić, czy ją dobrze zrozumiałem.

– Gorąco tu w kurwę.

– Skup się.

– Tak, przyjedź po mnie. – Załkała. Nie wiedziałem, co się dzieje. – Jestem w domu zielonym pod miastem, ale nie wiem numeru. Siedem lub dwanaście?

Więcej i formacji nie potrzebowałem. Rozłączyłem się z dziewczyną i zarzuciłem na siebie kurtkę. Nie mogłem wprost uwierzyć w fakt, że wystarczył jeden telefon od głupiej brunetki, bym rzucił wszystko i ruszył na pomoc jej schlanej dupie.

Robię się żałosny i miękki.

Już taki jestem.

Otworzyłem okno, złapałem się rynny i zjechałem na dół najszybciej i najbardziej cicho, jak mi się tylko udało.

Czy ta dziewczyna naprawdę poszła na imprezę, pomimo tego, co się działo? Mieliśmy siedem trupów, rodzeństwo, które było dziećmi lucyfera, sektę, kasety, tajemnice z ojcem i wiele innych problemów, a ta pomimo tego, że dzień wcześniej robiliśmy sobie dzień odpoczynku, poszła dalej świętować. Jeżeli myślała, iż ja będę dla niej po tym wszystkim miły, to się srogo myliła.

Ale i tak po nią pojadę, co nie?

Wsiadłem do auta, przypominając sobie miejsca imprez za miastem w zielonych domach, które przewijały mi się w notatkach. Nie mogłem polegać na jej wiedzy dotyczącej numeru domu, bo w dziewięćdziesięciu procentach i tak była mylna. Dla świętego spokoju stanąłem na stacji i sprawdziłem instastory szkolnych gwiazdek, dowiadując się ich miejsca położenia.

Pandemonica OppidumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz