#8 ' Lucyferem. '

507 66 40
                                    

     Czułem się co najmniej dziwnie. To, co się stało ze mną poprzedniego dnia, było niepojęte. Za małego nieraz zdarzało mi się lunatykować, ale nigdy nie robiłem nic aż tak szalonego.

    Czy było mi głupio? Nie. Szczerze bardziej interesowała mnie sfera tego, jak mogło to się w ogóle stać, niż sam fakt, że uderzyłem Lucę czy Avery. Przerażała mnie manipulacja Amitti i jej wszelkie środki, którymi się posługiwała.

    Bardzo dobrym pytaniem było też to, czemu to nasza ósemka została wybrała do tego całego rytuału. Nie byliśmy inni od reszty, a każdy pochodził z zupełnie innego świata, więc czemu akurat my mieliśmy za zadanie sprzeciwić się temu, co nadchodziło.

    Rano obudziłem się wcześniej i wyszedłem z domu, jak było jeszcze ciemno. Musiałem pospacerować i przemyśleć niektóre sprawy. Ojca jak zawsze nie było już w domu, albo go nie spotkałem. Nam obu pasował ten styl braku kontaktu, gdyż on u mnie znajdował się na jednym z ostatnich miejsc łańcucha mojej przychylności w stronę innych osób.

    Przeszedłem drogę wzdłuż lasu, próbując wyciągnąć z niego jakieś informacje. Brzmiało to głupio, ale to w końcu mój umysł ze mną pogrywał, więc nic nie mogło być już głupie. Wszystko było prawdopodobne.

    Same sceny w moich snach czy w chwilowych oderwaniach, musiały mieć jakieś znaczenie. Widziałem w końcu śmierć innych ludzi, a nie widział mi się fakt, że tak duża liczba osób nagle zginie.

    Choć teraz już wszystko było możliwe.

    Przyszedłem do szkoły, jako jedna z pierwszych osób. Nie miałem już ochoty łazić, jak opętany, więc zadecydowałem, iż wcześniejsze znalezienie się w budynku, będzie całkiem spoko opcją.

    Podszedłem do swojej szafki i wrzuciłem do niej plecak, zatrzaskując. Chciałem najpierw zobaczyć jednak to wyżłobienie, które zostawiłem na metalowych drzwiczkach.

    Faktycznie, niedaleko wyjścia na boisko znajdowała się dosłownie dziura w czyjejś szafce. Nie wierzyłem poniekąd, że ja mogłem to zrobić, gdyż to była dosłownie dziura na wylot. Dodatkowo nikt mnie nie złapał i nie ukarał. Nie miałem pojęcia, co się działo.

    Wyszedłem na dwór, nie spotykając żadnej żywej duszy na dworze. Kto normalny w końcu przychodził wcześniej do szkoły, skoro nie musiał. Wiedziałem, że byłem w pewnym stopniu jakimś tam wybrykiem, ale nie wiedziałem, że aż tak wielkim.

    Gdy zasiadłem na ławce, przypomniał mi się scena z wcześniejszego dnia. Avery naprawdę się zdenerwowała i nawet po tym, jak chłopacy dopytywali ją, czy się uspokoi, mówiła, że tak, a próbowała mnie zabić. Yellow była naprawdę wybuchowym człowiekiem.

     Zanim zadzwonił dzwonek na lekcje, zdążyliśmy wszystko w miarę przegadać. Wiedzieliśmy, że należy przeszukać wszystkie możliwe źródła związane z domkami i poszukać czegoś, co mogłoby nas zainteresować. Brooke miała natomiast załatwić skądś księgę demonów.

    Spędziłem wczorajszą noc na głównie przeglądaniu forów dla satanistów i oglądając filmiki o kowenach. Dowiedziałem się dużo, ale nie byka to wiedza, którą w tamtym momencie mógłbym użyć. Jednak nie uważałem jej za bezużytecznej, bo nigdy nie było za dużo wiedzy.

    Sam miałem jeszcze parę stron do przejedzenia i postanowiłem to zrobić teraz, gdyż i tak nie miałem lepszego pomysłu na zabicie czasu w oczekiwaniu na rozpoczęcie się lekcji.

    Wyjąłem telefon i go odblokowałem, wchodząc od razu w wyszukiwarkę i zaczynając czytać. Szybko jednak przerwałem, gdyż do moich uszu dobiegł głos Brooke.

Pandemonica OppidumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz