Rozdział 35

8.6K 169 11
                                    

Armando

Kiedy zajechaliśmy pod dom było dziwnie cicho. Szybko wyskoczyłem z auta i popędziłem do pokoju Fabio. Nie wiem czemu akurat tam mnie nogi poniosły, ale coś musiało się wydarzyć pod naszą nieobecność. Czułem to. Kiedy wparowałem do pokoju Fabio to co tam zobaczyłem spowodowało, że zabrakło mi powietrza w płucach. Wszystko było rozpierdolone, łóżko, meble, dosłownie wszystko. Kiedy

Eva do mnie dobiegła i ujrzała ten bałagan padła na kolana. Chłopca i Nany nie było. Moje najgorsze koszmary się spełniły. Kurwa! Kto mógł być na tyle głupi, żeby porwać mojego bratanka. Jaki chuj ma na tyle odwagi, żeby to zrobić. Nagle

Eva, która stanęła przede mną ze łzami w oczach spojrzała ponad moje plecy powiedziała tylko jedno słowo, jedno pierdolone imię, na które reagowałem kurewską złością - Vlad. To mi wystarczyło. Sięgnąłem po spluwę, ale nim zdążyłem ją wyciągnąć coś uderzyło mnie w głowę. Upadłem.

Ocknąłem się po jakimś czasie, siedziałem w kuchni na krześle ze związanymi z tyłu rękoma.

- No witaj przyjacielu. Myślałeś, że jak pryśniesz na wyspę dla bogaczy to cię nie znajdę? Po tym jak mnie wychujałeś znalazłbym cię u samego Lucyfera w piekle. Przede mną nie uciekniesz.

Kurwa, ale byłem głupi. Faktycznie myślałem, że nas tu nie znajdzie. Niewiele osób wie, że mam tu swój dom. Jakim cudem ten chuj nas znalazł.

- Gdzie dziecko i Eva?

Wypaliłem pierwsze co mi przyszło do głowy, po tym jak się rozejrzałem i nie zauważyłem ich w pobliżu.

- Spokojnie, są pod dobrą opieką. Mały dostał coś na sen to trochę pośpi, a ta mała suka? Z resztą sam zobacz. W sumie to możecie się pożegnać bo gwarantuje ci, że nigdy więcej je nie zobaczysz. Ona należy do mnie. Choć po tym co z nią wyrabiałeś nie wiem czy nadal będę mógł ją brać tak jak lubiłem. Chyba ją zużyłeś. Ale spokojnie przyjacielu coś na to zaradzimy. Moi chłopcy chętnie się nią zajmą. Małym bachorem zresztą też.

Zacząłem szarpać za opaskę, którą byłem przywiązany jak szalony. To co powiedział spowodowało, że krew we mnie wrzała. Nigdy nie byłem tak zły jak w tej chwili.

W pewnym momencie przestałem się szarpać, gdy do pomieszczenia wszedł jeden z ludzi ruska i ciągnął Evę jak szmacianą lalkę. Widać było, że też oberwała. Krew

kapała z jej nosa, wargę miała spuchniętą i podbite oko też już zaczynało puchnąć.

Kiedy na mnie spojrzała widać w jej oczach było ból. Nic nie powiedziała. Nie musiała. Dobrze wiedziała, że sam nie mam szans z ruskiem. Widziałem, że się poddała. Prawdopodobnie wolała zginąć, niż żeby ruski chuj ją zabrał do siebie.

- To co? Pożegnaliście się już? W takim razie do zobaczenia w piekle.

Vladimir wyciągnął spluwę i skierował wprost na mnie. Rozległ się huk. Zamknąłem oczy i miałem obraz Evy, mnie i Fabio bawiących się na plaży w słoneczny dzień. Byliśmy szczęśliwi. Nie raz oberwałem i wiedziałem, że kurewsko boli, ale tym razem nie poczułem nic. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem leżącą Evę. Przyjęła kulę, która była przeznaczona dla mnie. Jej ciało leżało bezwładne u moich stóp. Kurwa! Jak ona mogła to zrobić! Patrzyłem w jej zamknięte oczy i widziałem jak się wykrwawia. Szarpałem rękoma ile sił byle by tylko ją dotknąć,

sprawdzić czy żyje. Krew z rany płynęła coraz mocnej.

- Blać! Co za suka! Nico sprawdź czy żyje i wsadź ja do helikoptera.

- Tak jest szefie, ale sądząc po ilości krwi nie wiem czy warto.

- Rób co mówię, zabierają ją stąd. Odpalaj helikopter, zaraz do was przyjdę tylko skończę to zacząłem. To co Armando. Jeden kłopot mamy z głowy. Co prawda wolałbym, żeby żyła i trochę posłużyła moim ludziom, ale cóż. Tak bywa. Mam i tak

kogoś innego, którego strata zaboli cię jeszcze bardziej. A teraz wybacz. Czas nagli.

Rusek wziął broń i zmierzał w moim kierunku z tym swoim kurewsko krzywym uśmiechem.

- Pozdrów diabła ode mnie skurwysynie!

Nagle kule zaczęły świszczeć po całym domu. Jedna przeleciała tuż obok mojej głowy i zatrzymała się w ramieniu ruska. Szybko próbowałem upaść się na ziemię z krzesłem, z którym byłem uwięziony. Rysek chwycił się za ramię i zaczął uciekać w stronę wyjścia. Słyszałem odgłosy startującego helikoptera. W pewnym momencie Alec przybiegł do mnie i jednym pociągnięciem noża rozciął opaskę. Wstałem i mimo nadal trwającej strzelaniny udałem się w ślad za ruskiem. Niestety helikopter był już wysoko na niebie. Patrząc jak śmigła kręcą się i znika z mojego pola

widzenia traciłem nadzieję, że oni to przeżyją. W pewnej chwili dalej spoglądając w niebo widziałem błysk, usłyszałem wybuch i w tym momencie helikopter rozpadł się na kawałki, które zaczęły spadać do wody...

Miesiąc później

To był najcięższy miesiąc w moim życiu. Nadal nie mogę się pozbierać po stracie bliskich. Po wybuchu sprawdzaliśmy cały obszar. Wodę, oraz tereny wzdłuż wybrzeża. Nie znaleźliśmy nic prócz jednego ciała, które okazało się ciałem najprawdopodobniej pilota. Obiecałem sobie, że nie spocznę dopóki nie znajdę Fabio oraz Evy. Z każdym dniem tracę nadzieję. Nie został mi już nikt z mojej rodziny. Nie oszczędzili nawet Nany, której ciało Alec znalazł zmasakrowane w piwnicy

domu na plaży. Rusek zapadł się pod ziemię. Nikt go nie widział i nikt o nim nie słyszał w przeciągu tych tygodni.

- Kurwa! Ludzie nie mogą znikać tak po prostu! Skoro nie znaleźliśmy żadnego ciała prócz tego pilota to musi gdzieś być i przetrzymywać moich bliskich.

Wrzasnąłem sam do siebie. W tym momencie Alec wpadł do gabinetu i wyglądał jakby zobaczył ducha.

- Szefie, mam coś ale nie wiem, czy chcesz to zobaczyć.

- Nie pierdol tylko dawaj.

Kiedy podał mi kopertę i otworzyłem, to co tam zobaczyłem sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. To było zdjęcie dwóch nagrobków ...

Uwolnij mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz