1

10.9K 297 12
                                    

30 kwietnia 2015r.
Czwartek, 10:00

Dzień przed losowaniem.
Znajdowałam się w szkole, w której lekcje właśnie się skończyły. Zawsze tak się działo w przed dzień losowania. Nie raz zdarzało się tak, że kilkoro uczniów z naszej szkoły zostało wylosowanych. Właśnie dlatego kończyliśmy wcześniej, by móc wypocząć. Moim zdaniem nie powinno to tak wyglądać. Każdy denerwował się, więc lekcje były jakimś zajęciem, które mogło nas odciągnąć od myśli o losowaniu. Siedzenie w domu tylko jeszcze bardziej dołowało i stresowało, ale co ja tam mogłam wiedzieć.
Stałam przed lustrem w łazience szkolnej, do której postanowiłam wejść przed powrotem do domu. Przyjrzałam się sobie. Byłam zwykłą osiemnastolatką z lekko kręconymi blond włosami do połowy pleców, zielonymi oczami, metrem sześćdziesiąt wzrostu i szczupłą figurą. Oczy akurat miałam po tacie, a włosy po obojgu rodzicach. Tego dnia byłam ubrana w niebieską spódniczkę w kratkę i białą koszulkę, a na to miałam zarzuconą jeszcze niebieską marynarkę, na nogach za to miałam zwykłe trampki. Umyłam ręce, a następnie osuszyłam je papierowym ręcznikiem i wyszłam z toalety. Akurat tak się złożyło, że trafiłam idealnie w punkt i kiedy dotarłam na przystanek, autobus właśnie podjechał. Wszystko układało się po mojej myśli, więc miałam nadzieję, że następnego dnia także będzie nam towarzyszyło szczęście. Po piętnastu minutach dotarłam wreszcie do domu, a gdy tylko otworzyłam drzwi, rzuciła się na mnie moja pięcioletnia siostra Isabelle. Mała miała długie blond włosy, które sięgały jej do końca pleców, niebieskie oczy i około metr dziesięć wzrostu. Od razu rzuciłam plecak w kąt i przytuliłam mocno siostrę, która tak bardzo przypominała mamę.

- Tęskniłam! - powiedziała, jednak ledwie co ją zrozumiałam, ponieważ twarz miała przyciśniętą do mojej marynarki.

- Wiem Izzy, ja też bardzo tęskniłam. - pocałowałam ją w główkę, po czym wyprostowałam się i ruszyłam z siostrą do kuchni, w której mama przygotowywała już obiad.

Co prawda było jeszcze wcześnie, aczkolwiek mama wolała, żeby obiad był wcześniej niż żebyśmy były głodne i czekały aż obiad się zrobi. Przywitałam się szybko z kobietą. Mama miała tak jak można się było domyśleć, blond włosy do ramion, niebieskie oczy, które odziedziczyła po niej Iz, i metr sześćdziesiąt pięć wzrostu.

- Jak było w szkole? - spytała przerywając na chwilę mieszanie czegoś w misce.

- Nawet dobrze. Tak jak zawsze, nie mamy żadnych zadań domowych i nauczyciele życzyli nam powodzenia. Nic ciekawego. - mruknęłam, po czym podkradłam ze stołu jedno winogrono.

- No tak, jutro losowanie. - kobieta westchnęła ciężko - Wybrałaś już w co się ubierzesz? - spytała starając się nas nie dołować.

- Jeszcze nie. A ty? - podeszłam do szafki z której wyjęłam szklankę, a następnie nalałam do niej wody.

- Chyba to co zwykle. Trzeba poszukać czegoś dla Isabelle. - na chwilę się zamyśliła, po czym wróciła do mieszania czegoś w misce, to był chyba sos.

- Ja mogę coś poszukać. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - zaproponowałam.

Blondynka zgodziła się, więc żeby już jej nie przeszkadzać, poszłam na górę do pokoju siostry i zaczęłam szukać czegoś w szafie. To nie tak, że mieliśmy obowiązek się wystroić, jednak tak już jakoś się przyjęło i każdy przychodził ubrany elegancko.

- Mogę Ci pomóc? - spytała Iz przyglądając się mi.

- Jasne. - zgodziłam się, a potem razem z pięciolatką szukałam odpowiednich ubrań.

- Co powiesz na to? - spytałam pokazując dziewczynce śliczną granatową sukienkę.

Mała przyjrzała jej się dokładnie z każdej strony i przez chwilę udawała zamyśloną, a na koniec pokręciła głową.

- Dlaczego? Przecież jest śliczna. - starałam się ją przekonać, jednak była nieugięta, więc odłożyłam sukienkę i szukałam dalej.

Dziewczynka w pewnym momencie pokazała mi swoją propozycję, lecz ta nie nadawała się akurat na tą okazję.

- Musimy poszukać czegoś innego skarbie, bo to się nie nadaje. Przykro mi. - powiedziałam szczerze, mając nadzieję, że blondynka się na mnie nie obrazi.

W tej rodzinie chyba tylko ona żyła beztrosko. Zdawała sobie sprawę z losowania, tłumaczyłyśmy to jej z mamą niejednokrotnie, jednak była tylko dzieckiem i nie do końca rozumiała co dzieje się z ludźmi, którzy zostali wylosowani. Nie mogłyśmy jej powiedzieć, co się z nimi dzieje, dlatego zawsze mówiłyśmy, że osoba, która zostanie wylosowana, musi odejść. Wielokrotnie też próbowałyśmy przygotować ją z mamą na możliwość, że któraś z nas zostanie wylosowana, jednak prawdę mówiąc, nie można było się na to przygotować w żaden sposób. Pamiętam jak mama poprosiła mnie o rozmowę rok po śmierci taty. Kazała mi obiecać, że jeśli zostanie wylosowana, będę opiekować się Izzy i nie pozwolę by cokolwiek jej się stało. Oczywiście jej to obiecałam. Wyjaśniła mi również, że w razie takiej sytuacji, otrzymam od niej kartę bankową, na której powinno być tyle pieniędzy, by starczyło nam do momentu aż skończę szkołę i pójdę do pracy. Kiedy mi to wtedy tłumaczyła rozkleiłam się strasznie. Nie mogłam sobie wyobrazić, że mogłabym zostać sama z Isabelle. Pocieszała mnie myśl, że przecież ludzi na kontynencie mieszka mnóstwo i nikt nie powiedział, że akurat kiedykolwiek na mamę padnie, aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo. Widziałam, że osoby starano się losować tak, by przynajmniej jedna osoba z danego miasta trafiła na listę wylosowanych. Ogólnie wszystko także zależało od innych czynników, na przykład jeżeli zaobserwowano znaczny wzrost buntów w danym mieście, była duża szansa na to, że przynajmniej pięć osób zostanie z tej okolicy wylosowanych. To było swego rodzaju przestrogą dla innych.

- A może ta? - z myśli wybiła mnie Iz, która pokazywała mi czarną sukienkę z białym kołnierzykiem.

- Jest w sam raz. - uśmiechnęłam się do dziewczynki, a następnie kazałam jej przymierzyć sukienkę, żeby następnego dnia nie było żadnych nieprzyjemnych niespodzianek.

Ze względu na to, że mała miała dopiero pięć lat, musiałam nieco jej pomóc w ubraniu sukienki i zapięciu jej, ale kiedy wreszcie udało nam się razem to ogarnąć, przyjrzałam się pięciolatce i uśmiechnęłam się szeroko.

- Idealnie. - stwierdziłam - Chodź, pokażemy cię mamie. - złapałam ją za rączkę i powoli zeszłyśmy na dół do mamy, która w dalszym ciągu nie ruszyła się z miejsca.

- I co myślisz mamo? - spytała dziewczynka obracając się radośnie, by kobieta mogła się dokładnie przyjrzeć sukience.

- Jest wspaniała. Teraz poszukajcie jeszcze butów do pary i będziemy miały to z głowy. - uśmiechnęła się do nas.

Odwzajemniłyśmy uśmiech i wróciłyśmy z powrotem na górę by poszukać małej butów. Nie zajęło nam to dużo czasu, bo po niecałych piętnastu minutach miałyśmy już w rękach czarne balerinki.

- Abby? - pięciolatka złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę lustra, które było również drzwiami od szafy.

- Co się stało? - przykucnęłam obok niej i spojrzałam na nią.

- Czy kiedyś będę wyglądać tak samo ładnie jak ty? - spytała patrząc na mnie tymi swoimi ślicznymi oczkami.

- Ależ skarbie, ty już wyglądasz ładnie. Jesteś nawet ładniejsza ode mnie. Przyjrzyj się sobie w lustrze. Widzisz? - dziewczynka podeszła bliżej lustra i tak stała przyglądając się chwilę sobie.

- Ty jesteś ładniejsza. - stwierdziła, po czym odwróciła się do mnie i rzuciła mi się w ramiona.

O mało co nie straciłam równowagi, przez co dziewczynka się zaśmiała, a ja razem z nią. Po odklejeniu się od niej uznałam, że skoro ona ma już w co się ubrać to nie ma co odwlekać moje wybieranie ubrania i poprosiłam blondynkę o pomoc w poszukiwaniu czegoś dla mnie. Ten dzień był tak spokojny, że prawie zapomniałam o tym, co odbędzie się następnego dnia.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz