3

10.2K 278 15
                                    

1 maj 2015r.
Piątek, 13:10

Patrzyłam przerażona na mamę, a ona na mnie.

- Isabelle Nelson?! - wykrzyknął ponownie, kiedy zauważył, że nikt nie wyszedł z tłumu.

Spojrzałam na dziewczynkę, którą trzymałam za rękę. Nie mogłam pozwolić na to by pojechała z nimi. Nie sądziłam, że losowanie obejmuje także dzieci! Co się stanie, kiedy ona z nimi pojedzie? Co jej zrobią? Nawet nie chciałam o tym myśleć.
Pokręciłam głową przerażona.
Osoby, które stały obok nas, czyli w zasadzie sami sąsiedzi, odsunęły się trochę i dzięki temu wilkołak wiedział już, gdzie znajduje się Iz.

- Dziewczynka to Isabelle Nelson? - zapytał przyglądając się jej.

Widziałam jak podchodzą do nas jego ludzie, dlatego zasłoniłam siostrę, która jeszcze nie wiedziała co się dzieje. Spojrzałam na mamę, a później na strażników i wilkołaka na scenie. Serce waliło mi tak mocno, że byłam pewna, że każdy je słyszy, nawet bez wilczego słuchu.

- Proszę nie utrudniać i nam ją oddać dla własnego dobra! - usłyszałam, jednak mimo tego ostrzeżenia nie odsunęłam się.

Widziałam, że mama jest spanikowana i nie wie co robić. Wiedziałam, że ona mi teraz nie pomoże, mogłam liczyć jedynie sama na siebie.

- To jeszcze dziecko! Błagam, zostawcie ją! - krzyknęłam do mężczyzny - Pójdę za nią, tylko ją zostawcie!

Strażnicy spojrzeli na wilkołaka, który przez chwilę się zastanawiał. Miałam nadzieje, że mężczyzna się nad nami zlituje i pozwoli mi iść w zamian za nią.

- Prawo nie mówi nic o tym, że nie można kogoś zastąpić! Błagam! - starałam się go przekonać ledwie hamując swoje łzy.

- W porządku. - zgodził się, a ja odetchnęłam z ulgą, lecz nie na długo.

Spojrzałam na czekających na mnie strażników i odwróciłam się do zdezorientowanej dziewczynki. Słyszałam za sobą także płacz mojej mamy.

- Izzy, posłuchaj mnie. Muszę teraz odejść z tymi panami. Opiekuj się mamą i bądź grzeczna. Jeśli chcesz możesz wziąć mój pokój, w końcu bardzo Ci się podobał i jest w nim dużo miejsca. Jak troszeczkę podrośniesz napewno będą na ciebie pasowały moje ubrania i sukienki, które Ci się podobały. Dbaj o siebie, słuchaj mamy i pamiętaj o mnie, dobrze? Kocham cię bardzo, bardzo mocno. - nie hamowałam już łez, które płynęły mi po policzkach.

Dziewczynka także się rozpłakała. Usłyszałam ponownie wilkołaka, który wyczytał kolejne, ostatnie już nazwisko. Cieszyłam się, że dał mi jeszcze trochę czasu na pożegnanie się.
Pięciolatka trzymała mnie mocno i płakała tak mocno, jak jeszcze nigdy. Powtarzała, że nie chce żebym odchodziła, jednak ja nie miałam innego wyjścia. Musiałam to zrobić dla niej. Wstałam i tym razem pożegnałam się z mamą, która wcale nie była w lepszym stanie ode mnie.

- Opiekuj się nią mamo i pilnuj, żeby nic się jej nie stało. Kocham cię. - odsunęłam się od kobiety, która musiała przytrzymać dziewczynkę, by mnie puściła.

Spojrzałam na strażników, którzy podprowadzili mnie w wyznaczone miejsce. Otarłam łzy i czekałam z resztą wybranych na samochód, którym mieliśmy pojechać do Głównej Siedziby. Kiedy już wreszcie pojazd się zjawił, a ludzie się rozeszli, przeszukano nas czy nie mamy żadnych niebezpiecznych przedmiotów, po czym weszliśmy do samochodu, który chwilę później ruszył.
Nie znałam osób, które tam ze mną były przez co nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać, że od teraz jestem skazana na siebie i łaskę wilkokrwistych.

***

Po kilkunastu godzinach jazdy, wreszcie się zatrzymaliśmy. Dziękowałam Bogu, że co jakiś czas robiliśmy postoje, by każdy mógł skorzystać z toalety i ewentualnie coś zjeść jeśli posiadaliśmy swoje pieniądze. Całe szczęście obyło się bez buntów i ucieczek, ponieważ każdy wiedział, że to zupełnie bez sensu. I tak by ich wyłapali, chyba że mieliby dobry plan. Nikt poza wilkołakami się nie odzywał chyba, że musiał. W każdym razie, ja siedziałam przez całą drogę cicho. Zastanawiałam się, co robi Izzy, czy mamie udało jej się ją uspokoić i jak to teraz będzie wyglądało.

- Wychodźcie. - rozkazał jeden z wilkołaków, który otworzył nam drzwi.

Wiedziałam jedynie tyle, że znajdujemy się w Nowym Jorku, w Głównej Siedzibie. Skorzystałam z chwili i rozejrzałam się wokół. Wszędzie było pełno wilkołaków, więc nawet jakbym chciała, nie uciekłabym. Nie w tamtej chwili.
Kazano ustawić nam się w rzędzie i robiono nam krótki wywiad, głównie na temat zdrowia. Zauważyłam, że jestem tam chyba najmłodszą osobą i poza mną była tylko jedna kobieta, starsza może o dwa, trzy lata, nie więcej.

- Alergie? Choroby przewlekłe? Jakieś inne problemy zdrowotne? - na samym końcu wilkołak, który wyczytywał nasze nazwiska, podszedł do mnie.

- Nie. - zaprzeczyłam od razu.

- Świetnie. - mruknął mężczyzna, a potem zapisał to wszystko w tej swojej karcie, która trzymał.

Kiedy już skończył, odszedł kawałek od nas tak, by każdy go widział i zaczął tłumaczyć co się z nami stanie.

- Od teraz jesteście własnością Alfy! Za chwilę traficie do pokoi i tam poczekacie do jutra na przydział. Jedni z was trafią na służbę do wilkołaków, którzy aktualnie kogoś poszukują do pomocy, drudzy poczekają, może ktoś was przyjmie, a inni, szczęśliwcy zostaną tutaj i będą służyć Alfie. - wyjaśnił szybko przyglądając się każdemu z nas.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mówiąc "ktoś was przyjmie" ma na myśli osoby, które prowadzą agencje towarzyskie dla wilkołaków, bądź po prostu sam wilkołak przyjdzie i zabierze to co mu się spodoba. Nie wiedziałam do której grupy trafię, jednak miałam szczerą nadzieję na to, że zostanę przygarnięta przez kogoś, komu będę musiała sprzątać dom. Na myśl o tym, że miałabym trafić gdzieś, gdzie najprawdopodobniej byłabym gwałcona, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i zebrało mi się na wymioty, jednak w zaistniałej sytuacji musiałam się opanować, bo jeszcze nic nie było stracone.
Kiedy wilkołak skończył wyjaśniać wszystko ze szczegółami, strażnicy zabrali nas do jakiegoś budynku znajdującego się kilkanaście minut drogi od Głównej Siedziby. Nie przeszkadzał mi ten spacer, biorąc pod uwagę, że to mógł być ostatni raz kiedy mogłam sobie pozwolić na przejście się gdziekolwiek. Było już bardzo późno, więc na niebie można było ujrzeć księżyc oraz gwiazdy. Przyglądałam się temu z zachwytem. Kto wie, może ostatni raz to widzę.
Gdy dotarliśmy do budynku, niewiele mogłam dostrzec, bo okolica była słabo oświetlona. Weszliśmy do środka. Hol był bardzo ładnie zdobiony, jednak nie zdążyłam mu się dokładnie przyjrzeć, ponieważ zostałam popchnięta przez strażnika, który kazał mi się ruszyć, a nie stać jak kołek. Wkurzyłam się, jednak nie skomentowałam jego zachowania i ruszyłam dalej. Jak się okazało na samym końcu, pokoje o których mówił wilkołak to były tak naprawdę pomieszczenia, które bardziej przypominały cele. Każdy z nas miał osobny "pokój", jednak zakładałam, że każdy jest taki sam. Twarde łóżko, które przynajmniej miało jakąś pościel, okno, które dało się otworzyć, aczkolwiek za nim były kraty, które uniemożliwiały ucieczkę oraz mała umywalka. Poza tym, niczego więcej nie było. Cieszyłam się z jednej rzeczy, a mianowicie tego, że nie było tutaj toalety i jak ktoś chciał skorzystać to musiał zawołać strażnika. Nie wyobrażałam sobie załatwiać się przy strażnikach, którzy cały czas mieli wszystkich na oku. Ze względu na to, że nie miałam co robić i było już późno, położyłam się do łóżka o dziwo, momentalnie zasnęłam.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz