7

10.4K 293 2
                                    

2 maj 2015r.
Sobota, 12:25

Okazało się, że Alfa postanowił zabrać mnie do kuchni. Kiedy do niej weszliśmy, zastaliśmy kilkoro osób, które pokłoniły się mężczyźnie. Zaraz po tym, przedstawił mnie im, więc mi także się pokłonili, co powiem szczerze, było dosyć krępujące. W tym momencie uważali mnie za Lunę sfory, którą stałam się jak tylko okazało się, że jestem mate bruneta. Nie miałam jednak zamiaru zostawać na dłużej, więc wolałabym, gdyby nikt o mnie nie myślał, jako o Lunie.
Usiadłam przy blacie i tak w zasadzie to tylko siedziałam w ciszy. Pozostali po kilku minutach opuścili pomieszczenie, przez co ponownie byłam sama z Kyle'em.

- Nie zostanę tutaj. - przerwałam panującą między nami ciszę.

Nie chciałam tego mówić przy członkach stada, by nie robić scen, jednak kiedy zostaliśmy sami, musiałam mu powiedzieć prawdę.

- O czym ty mówisz? - był wyraźnie zaskoczony.

- Nie mam zamiaru tutaj zostawać. Wiem jak to wszystko będzie wyglądać, nie chce tak żyć. Poza tym... Będąc wśród was, wilkołaków... Co chwilę wracają do mnie wspomnienia z dnia, kiedy dowiedziałam się z mamą, że go zabiliście. Znajdź kogoś innego, kto mnie zastąpi i przejmie obowiązki Luny, a jeśli chodzi o mnie... Odeślij mnie do domu albo pozwól mi robić to, do czego zostałam przydzielona. - miałam nadzieję, że zbytnio go tym nie uraziłam.

Wydawało mi się, że jest dosyć w porządku, jednak kiedy zobaczyłam jak moje słowa wprowadziły go we wściekłość i jego oczy zalśniły na złoto, zaczęłam się zastanawiać, czy aby napewno dobrze go oceniłam. W ciągu sekundy znalazł się przy mnie i złapał mnie za ramiona. Był zdecydowanie za blisko...

- Nigdy więcej tak nie mów! Nigdzie nie wyjedziesz. Jesteś MOJA i zostaniesz ze mną. Nikt cię nie zastąpi, rozumiesz? NIKT. - jego gniew zapewne można było odczuć już z kilku kilometrów, w każdym razie, ja odczuwałam go doskonale.

Miałam wrażenie, że zaraz coś mi zrobi albo gdzieś zamknie. Chciałam się od niego uwolnić, jednak coś mnie przed tym powstrzymywało, nawet w momencie, kiedy usta bruneta ponownie znalazły się na mojej szyi. Zachowywałam się, jakby ktoś mną kontrolował. Mimowolnie odchyliłam głowę, by miał lepszy dostęp do mojej szyi. Czy to przez więź? To dlatego nie potrafiłam się temu oprzeć?
Czułam, że brunet jest na skraju i za chwilę może mnie oznaczyć, czego za żadne skarby nie chciałam.

- Błagam, nie. - poprosiłam ledwie słyszalnie, lecz biorąc pod uwagę, że wilkołaki miały wyostrzone zmysły, wiedziałam iż doskonale mnie usłyszał.

Mimo to, nie odsunął się ode mnie. Nie oznaczył mnie, ale zassał skórę na szyi, na której napewno znajdowała się już malinka. Zrobił tak jeszcze kilka razy, a ja cała się trzęsłam ze strachu, ale też z podniecenia. W tamtym momencie miałam już pewność, że na mnie także działa ta więź. Pragnęłam go, jednak opierałam się temu. Nie chciałam być jego. Chciałam po prostu wrócić do mamy i Isabelle za którymi tęskniłam mimo, że minął dopiero jeden dzień.

- Następnym razem kiedy coś takiego powiesz, obiecuje Ci, że to zrobię, nie zważając na to czy się zgodzisz czy nie. Zapamiętaj sobie, jesteś moja. Moja. - odsunął się ode mnie kawałek, dłoń przyłożyć do mojego policzka i starł kciukiem pojedynczą łzę, której nie potrafiłam zatrzymać pod powieką. - Wieczorem przedstawię cię watasze, a jutro pojedziemy na zakupy i przede wszystkim, porozmawiamy. - zrozumiałam, że ja nie mam już nic do powiedzenia.

***

Minęło już dobre kilka godzin od sytuacji w kuchni. Nie odzywałam się do mężczyzny. Zaraz po tym wszystkim wyszliśmy z kuchni i poszliśmy do jego gabinetu, ponieważ, tak jak on to powiedział, ma mnóstwo spraw do ogarnięcia, tym bardziej po przyjeździe dziesięciu tysięcy ludzi. W czasie kiedy on zajmował się tym czym miał, ja siedziałam, a z czasem zmieniło się to na leżałam, na wygodnej sofie niedaleko niego. Co jakiś czas zerkałam na niego i przyglądałam mu się przez chwilę, jak w skupieniu przegląda jakieś dokumenty. Widziałam ten stos na jego biurku i miałam szczerą ochotę mu pomóc, jednak pewnie i tak połowy bym nie zrozumiała, a przede wszystkim nie mogłam poddać się tej cholernej więzi. Minęło zaledwie kilka godzin od naszego spotkania, a ja z każdą chwilą odczuwałam to wszystko jeszcze bardziej. Bałam się, że w pewnym momencie stracę nad sobą kontrolę i pozwolę mu na coś, na co normalnie bym mu nie pozwoliła. Chcąc pozbyć się tych nieprzyjemnych myśli, spojrzałam w stronę okna. Zaczęło się ściemniać, co oznaczało, że jest tak mniej więcej po dwudziestej pierwszej. Dopiero kiedy sobie to uświadomiłam, poczułam zmęczenie. To był bardzo długi dzień, a na nieszczęście, nie było widać jego końca.
Po kilku minutach brunet wreszcie oderwał się od tych wszystkich papierków i podszedł do mnie.

- Chodź, musimy już iść. - podał mi rękę, jednak zignorowałam ją i odwróciłam się do niego plecami.

- Nigdzie się nie wybieram. - pokręciłam głową.

Nie chciałam nigdzie z nim iść, a już tym bardziej nie miałam ochoty poznawać jego stada. Wiedziałam, że ktoś z jego ludzi odpowiada za śmierć mojego taty i nie potrafiłam się przełamać. Nie miałam zamiaru ruszyć się z miejsca.

- Abby, proszę cię. Jest już późno, jesteś zmęczona. Nie możesz nam obojgu ułatwić życia i po prostu ze mną pójść? - starał się mnie przekonać, lecz ja nawet się tym nie przejęłam.

Jego sofa była bardzo wygodna, więc wolałam na niej leżeć niż iść na to zebranie. Nie chciałam, żeby jego ludzie mnie poznali. Wiedziałam, że na kogokolwiek nie spojrzę, zobaczę w nim mordercę ojca.

- Zachowujesz się jak dziecko. - mruknął pod nosem - Wstawaj. Chyba nie chcesz powtórki z kuchni, co? - natychmiast zerwałam się z sofy i stanęłam przed mężczyzną, które zaczęłam bić po klatce piersiowej.

- Nienawidzę cię! - wykrzykiwałam w kółko, póki nie unieruchomił mnie i pocałował, by mnie uciszyć.

Momentalnie go od siebie odepchnęłam, przerażona tym, co właśnie się stało. Wytarłam usta i spojrzałam na bruneta z mordem w oczach, po czym podeszłam do drzwi i wyszłam z jego biura. Jak śmiał mi to zrobić?! Nie miał prawa mnie całować! Nienawidzę go.
Powtarzałam to sobie w kółko, jednak w głębi duszy wiedziałam, że jest inaczej. Nie chodziło mi tu nawet o więź, a o samą mnie. Byłam osobą, która nawet jeśli chciała, nie potrafiła nienawidzić innych, choćby nie wiadomo jaką krzywdę jej zrobili. Po prostu nie umiałam. Domyśliłam się, że zebranie będzie na parterze w wielkim salonie, który wcześniej udało mi się dojrzeć, gdy kierowaliśmy się do kuchni. Nie czekając na bruneta, zbiegłam po schodach oburzona jego zachowaniem, jednak szybko mnie dogonił. Kiedy znaleźliśmy się przed salonem, w którym było już pełno osób, mężczyzna objął mnie ramieniem w pasie. Spojrzałam na niego wściekła i chciałam się od niego uwolnić.

- Uspokój się. - rozkazał, po czym ruszyliśmy przed siebie, by stanąć przy kominku, gdzie wszyscy mogli nas doskonale widzieć.

Przestałam z nim walczyć tylko dlatego, ponieważ ponownie byłam w centrum uwagi, co zaczęło mnie krępować i zrobiłam się niespokojna. Tyle wilkołaków patrzyło to na mnie, to na swojego Alfę. Przerażało mnie to. Nie wiedzieć czemu, bałam się, że mnie nie zaakceptują, bo jestem człowiekiem. Nie miałam zamiaru tam zostawać, więc nie rozumiałam swoich obaw.
Brunet puścił mnie i zrobił jakieś dwa kroki do przodu. Poczułam się jeszcze gorzej. W pewnym sensie, zostałam sama i nikogo znajomego nie miałam przy swoim boku. Chciałam spuścić wzrok, lecz zdawałam sobie sprawę, że jako Luna, nie powinnam tego robić. Powinnam im pokazać, że nie jestem słaba, dlatego zmusiłam się do tego, by stać z głową uniesioną do góry.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz