27

5.8K 208 0
                                    

14 maj 2015r.
Poniedziałek, 12:50

Dużo myślałam poprzedniego dnia o sprawie Laury i jej mate. Nie wydawał się złym człowiekiem, tylko pokrzywdzonym przez los. Być może trzeba było mu dać szansę. Przez tą sprawę zapomniałam chociaż na chwilę o swoich zmartwieniach w związku z Kyle'em. Bardzo późno położyłam się spać i o dziwo nawet zasnęłam. Nic szczególnego mi się nie śniło, więc nie narzekałam. Przynajmniej nie miałam koszmaru.
Zaczęłam się wybudzać, kiedy poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki, a potem zaczyna składać pocałunku na ustach i szyi, w pobliżu oznaczenia. Przez chwilę nie reagowałam, póki nie uświadomiłam sobie, że Kyle przecież jest nieprzytomny. Natychmiast otworzyłam oczy i miałam zamiar zacząć krzyczeć, wyrywać się, jednak usta zostały przykryte dużą dłonią tak, że nie mogłam nic z siebie wydusić. Spojrzałam w oczy osobie znajdowała się nade mną i z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
Kyle się obudził!
Zabrałam jego rękę i moje usta przywarły do jego. Czułam się jak w raju. Kamień spadł mi z serca i jeszcze przez chwilę nie miałam pewności, czy śnie czy może to dzieje się naprawdę, jednak jego dłonie splatające się z moimi oraz pocałunek potwierdziły, że to wszystko to jawa.

- Trzeba zawołać lekarza. Powinien cię zbadać. - powiedziałam, jak tylko się od siebie oderwaliśmy, by złapać oddech i próbowałam wstać, jednak mnie zatrzymał.

- Nic mi nie jest, widzisz? - na dowód, oderwał opatrunki pod którymi wcześniej były rany, a teraz nie było nawet po nich śladu.

Spojrzałam na mężczyznę zaskoczona i dotknęłam miejsc, w których powinny być rany. To było niezwykłe, że tak po prostu zniknęły. Doszłam do wniosku, że zdolność regeneracji u wilkołaków nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Kiedy to się w ogóle wydarzyło? Lekarz poprzedniego dnia wieczorem nie zauważył żadnych zmian, a teraz było nagle po wszystkim. Niezwykłe.
Ponownie spojrzałam w błękitne oczy bruneta i przyciągnęłam go do siebie, by złączyć nasze usta w pocałunku. Dopiero wtedy poczułam jak bardzo mi tego brakowało. Nie liczyło się już nic. Miałam gdzieś ile czasu się znaliśmy, dzień, tydzień, miesiąc czy rok. To się nie liczyło.
Jedną rękę zanurzyłam w jego włosach, a drugą położyłam na jego klatce piersiowej. W pewnej chwili zjechał pocałunkami na moją szyję, a rękę, którą akurat się nie opierał o łóżko, by na mnie nie spaść, wsunął pod koszulkę. Nawet nie protestowałam, bo w tamtej chwili, po tym wszystkim byłam gotowa oddać mu się cała. W którymś momencie musiałam na chwilę usiąść, by ułatwić brunetowi pozbycie się niepotrzebnego materiału. W jego wypadku było akurat łatwiej, bo nie miał na sobie nic poza bokserkami, które w bardzo krótkim czasie wylądowały zaraz obok mojej koszulki, czyli na podłodze obok łóżka.

- Jesteś pewna? - spytał przerywając pocałunek i patrząc mi głęboko w oczy.

- Lepiej nie pytaj, bo się rozmyśle. - ostrzegłam i ponownie przyciągnęłam go do siebie.

Jakby to powiedzieć. Bałam się tego, ale zarazem tego chciałam. Trudno to wytłumaczyć, bo pragnęłam tego, jednak i tak się bałam. Chyba miałam prawo, czyż nie? Uspokajał mnie trochę fakt, że Kyle był moim mate i tak jakby byliśmy dla siebie stworzeni, więc nie powinnam się niczego obawiać.
Mężczyzna ustawił się przy moim wejściu. Zauważając, że się denerwuje, wchodząc we mnie powoli, odwrócił moją uwagę pocałunkami. Szczerze mówiąc, spodziewałam się jakiegoś bólu, jednak w żadnym wypadku go nie odczułam. Brunet zaczął się poruszać dopiero w momencie, gdy poczuł, że się przyzwyczaiłam i jestem gotowa. Zawsze wydawało mi się, że w tym wszystkim nie ma niczego niezwykłego, po prostu przyjemność i tyle, lecz to co poczułam wtedy... Nie potrafię tego opisać, ponieważ słowo "niesamowite" nie opisuje nawet w jednym procencie tego co czułam.

***

- Wszystko wygląda świetnie. Nie ma śladu po ranach, co jest zupełnie niezwykłe. Alfo, masz ogromne szczęście. - stwierdził lekarz, jak tylko kilka godzin później zawołałam go, by zbadał Kyle'a.

Był zaskoczony jego stanem tak jak ja. Brunet w żadnym wypadku nie wyglądał jakby był wcześniej w stanie krytycznym. To było bardzo zastanawiające, jednak zanim lekarz przeszedł, Kyle powiedział, że to być może ja mu dałam tą siłę. Nie wiedziałam, czy mogę w to wierzyć, jednak jakimś cudem wyszedł z tamtego stanu i był cały, a to najbardziej się liczyło.

- Fantastycznie. Powinienem teraz zająć się stadem. Odpoczynek dobrze mi zrobił, a teraz przydałoby się zająć wilkołakami, które na nas napadły. - brunet wstał z łóżka i udał się do garderoby, by wybrać sobie rzeczy do ubrania.

Pokręciłam głową, a następnie podziękowałam lekarzowi, który zaraz po tym wyszedł, czując, że nie jest już na potrzebny.

- Jak na moje, powinieneś jeszcze leżeć. Ledwie się obudziłeś, a już masz zamiar zająć się tym wszystkim. Poza tym, musimy porozmawiać na temat więzi między twoją siostrą i jednym z tych wilkołaków. - dołączyłam do niego - Wiesz już co zrobić?

- Przede wszystkim przydałoby się zająć pozostałymi wilkołakami, jego zostawię sobie na koniec. - założył na siebie białą koszulkę i czarne jeansy.

- Chyba nie chcesz go zabić? - zapytałam.

Spojrzał na mnie w sposób, który wyrażał więcej niż tysiąc słów. Miał zamiar go zabić.
Gdy skierował się do wyjścia złapałam go za rękę i zatrzymałam.

- Pomysł o Laurze. To może ją zabić. Błagam cię, nie rób tego, bo źle się to skończy. Napewno można coś wymyślić. - zauważyłam, że jest zirytowany tym, że chce go przekonać do pozostawieniu przy życiu tamtego wilkołaka.

- Myślałam, że akurat ty będziesz po mojej stronie. Napadli na stado, jedna osoba straciła życie, a ja mam mu darować? - wyrwał mi się.

Nie chciałam się z nim kłócić. Myślałam, że po tym co się wydarzyło, zbliżyliśmy się do siebie na tyle, by chociaż wysłuchał mnie i pomyślał zanim coś zrobi.

- Wiem, że to niedorzeczne, ale musisz najpierw go wysłuchać. Byłam u niego, rozmawiałam z nim i nie wydaje się być... - zaczęłam, niezbyt dobrze przemyślając to co chce powiedzieć, co spowodowało, że brunet natychmiast znalazł się przy mnie, złapał mnie mocno za ramię, a jego oczy zrobiły się złote, co nie oznaczało niczego dobrego.

- Byłaś u niego? Czy ty wiesz co by się stało, gdyby się jakimś cudem wydostał? Jak mogłaś zachować się tak nieodpowiedzialnie?! - warknął wściekły.

W tamtej chwili cieszyłam się, że nie wspomniałam o tym, iż pozwoliłam jego siostrze na odwiedziny u swojego mate, bo inaczej mogłabym już nie żyć. To znaczy, raczej by mnie nie zabił, aczkolwiek skończyłoby się to dla mnie bardzo źle.

- Możesz przestać?! Ja przynajmniej staram się wymyślić coś, żeby twoja siostra nie umarła z rozpaczy, a nie tak jak ty, myślę jak to zabić jej mate! Teraz chcesz się zemścić, nie podoba Ci się, że on jest jej mate, ale dopiero po fakcie dotrze do ciebie co nawyprawiałeś. Wiesz jakie będą tego konsekwencje?! Pomysł trochę. - szarpnęłam się, by mnie puścił, jednak jego uścisk był zbyt mocny.

Jego oczy ponownie stały się błękitne, a następnie puścił mnie i wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami. Podeszłam do nich i walnęłam w nie pięścią zdenerwowana.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz