13

8.2K 278 17
                                    

4 maj 2015r.
Poniedziałek, 18:50

Weszłam z dziewczyną do budynku, jednak zaraz po tym musiałyśmy się rozstać. Musiałam iść porozmawiać z Kyle'em, sam na sam. Siedemnastolatka nie mogła mi już w niczym pomóc jak na tamten moment. Weszłam więc po schodach na samą górę, po tym jak dowiedziałam się od Bety, że mężczyzna jest w swoim biurze. Weszłam dopiero, kiedy usłyszałam pozwolenie. Brunet stał przy oknie i odwrócił się dopiero, po chwili kiedy zapewne wyczuł, że to ja przyszłam.

- Nie mogłem cię nigdzie znaleźć. Gdzieś ty się ukryła? - podszedł do mnie, a następnie przyciągnął do siebie i przytulił.

- Mówiłam, że chce być sama i, że wrócę. - położyłam mu ręce na plecach i czekałam aż mnie puści, co zrobił jakąś minute później. - Przyszłam, żeby porozmawiać. - było mi ciężko zacząć ten temat.

Nie czułam się jeszcze zbyt pewnie przy brunecie, pewnie to dlatego. Złapałam go za rękę i tak oto wylądowaliśmy na sofie. Spojrzałam mu w oczy i zaczęłam opowiadać mu o swoich uczuciach. Nie było to łatwe, bałam się tego jak może zareagować, jednak o dziwo, słuchał mnie i nawet kiedy korciło go, by się wtrącić i coś wyjaśnić, nie zrobił tego póki nie skończyłam.

- Rozumiem. Wiesz, chyba rzeczywiście trochę źle się zachowałem, w końcu nie jesteś wilkołakiem i nie wiesz do końca jak to wszystko działa. Powinienem był to jakoś inaczej rozegrać, żebyś nie czuła się... Zagrożona. - wiedziałam, że jest ze mną szczery, było to po nim widać - Mogę Ci obiecać, że postaram się trochę przystopować. Ty także musisz zrozumieć, że nie na wszystko mam wpływ i nie potrafię się trzymać od ciebie z daleka. - kiwnęłam głową, dając mu do zrozumienia, że rozumiem.

- W porządku. Wychodzi na to, że oboje musimy nad czymś popracować. - gdy to powiedziałam, zaśmiał się, a następnie przytulił mnie do siebie.

Nie odepchnęłam go. Skoro los zadecydował o tym, że akurat on jest moim przeznaczonym to musiałam się z tym pogodzić. Nie miało już żadnego sensu opieranie się temu, ponieważ prędzej czy później i tak skończylibyśmy razem.

- A wracając do wcześniejszej rozmowy. Możesz zadzwonić do domu. Jeśli nie chcesz, nie jesteś gotowa na to, bym cię oznaczył, zaakceptuje to. - ucieszyłam się, bo wychodziło na to, że powoli zaczynamy się dogadywać.

Przemyślałam tą całą sytuację i uznałam, że skoro już raz się zgodziłam to nie zmienię tego. Czułam, że to trochę za szybko i, że bardzo się tego boję, ale wiedziałam także, iż jeśli teraz się na to nie zgodzę, może trochę minąć zanim to zrobię.

- Doceniam to, ale nie. Możesz to zrobić. Od tego zacznijmy. - schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i czekałam na jego reakcje.

Cóż, niewiele się zmieniła od tej pierwszej. Znowu czułam, że się uśmiecha, co spowodowało, że ja także się uśmiechnęłam. Oznaczenie wydawało mi się dobre, jak na sam początek.
Przez chwilę tak siedzieliśmy ciesząc się tą chwilą. Miałam nadzieję, że po tej rozmowę wszystko się jakoś ułoży i uda nam się zbudować jakąś relacje. To znaczy, było pewne, że coś zbudujemy, jednak nie chciałam, żeby to polegało na samych kłótniach.

- Kyle? - mruknęłam, nie ruszając się nawet o milimetr.

Było mi tak strasznie wygodnie, że mogłabym tak zostać już na zawsze, gdyby była taka możliwość.

- Hmm? - brunet zaczął jeździć ręką po moich plecach, sprawiając tym samym, że prawie się rozpłynęłam.

- Myślisz, że moja mama zaakceptuje to co się wydarzyło? No wiesz, naszą więź. - gdzieś tam z tyłu głowy obawiałam się, że kobieta będzie zła.

W końcu to przez wilkołaki zostałam zabrana, tak samo jak dwa lata wcześniej tata. Niby nigdy nie mówiła przy mnie i Iz o tym, że to przez nich się tak stało, jednak byłam pewna, że gdzieś tam w środku, mogła ich obwiniać.

- Nie wiem skarbie. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie. - byłam mu wdzięczna za szczerość.

Nie okłamywał mnie i nie robił mi nie wiadomo jakiej nadziei.
Zaraz po tym, wyciągnął z kieszeni swój telefon i podał mi go. Odsunęłam się nieco od niego, odebrałam od niego telefon i z trzęsącymi się rękami, wpisałam numer. Cieszyłam się, że znałam go na pamięć, bo w innym wypadku mogłabym sobie pomarzyć o skontaktowaniu się z nią. Może udałoby się ustalić jej numer, bo przecież Kyle był Alfą, sprawował władze nad naszym kontynentem, więc miał znajomości i napewno się byłoby to problemem, dostanie numeru mojej mamy, jednak wtedy byłoby zdecydowanie więcej roboty.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Serce biło mi niemiłosiernie mocno, co brunet musiał usłyszeć, ponieważ drugą ręką złapał moją wolną dłoń starając się mnie wesprzeć i uspokoić. Trochę pomogło. Przez dłuższy czas słyszałam tylko sygnał i martwiłam się, że nikt nie odbierze, miałam już odkładać telefon, lecz w ostatniej chwili usłyszałam głos mamy.

- Halo? - przez chwilę siedziałam cicho, nie wiedząc co tak właściwie mam powiedzieć.

- Mamo... To ja, Abby. - wydusiłam z siebie, kiedy uświadomiłam sobie, że jeśli się nie odezwę, kobieta się rozłączy.

Odpowiedziała mi tylko cisza. Byłam zdziwiona i sprawdziłam jeszcze dla pewności czy coś nas nie rozłączyło, jednak połączenie nadal trwało.

- Boże święty, Abby?! To naprawdę ty? Skarbie, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? Pozwolono ci do mnie zadzwonić? - dopiero po chwili usłyszałam masę pytań, które ledwie spamietałam.

- Tak mamo, to ja. Nic mi nie jest, jestem cała i zdrowa. - zapewniłam ją, by trochę ochłonęła. - Jak ma się Izzy? - zapytałam zaciekawiona, mając jednoczę śnie łzy w oczach.

- Bardzo za tobą tęskni. Myślałyśmy, że już nigdy z tobą nie porozmawiamy. Powiedz mi, gdzie jesteś? Jakim cudem do nas zadzwoniłaś? - ponowiła pytania, których już dłużej nie mogłam ignorować i byłam zmuszona jej na nie odpowiedzieć.

- Mamo, to bardzo poplątana historia. Ja... Jestem w Głównej Siedzibie. Tutaj mieszkam. Kiedy tutaj przyjechałam, wszyscy zostaliśmy zamknięcie w specjalnych pokojach, a następnego dnia mieliśmy zostać przydzieleni, jednak stało się coś co pewnie będę musiała ci wytłumaczyć. - zaczęłam - Wiesz, jest coś takiego jak więź mate. Każdy wilkołak ma gdzieś na świecie swoją drugą połówkę, którą niektórym udaje się ją zaleźć, a innym nie. Kiedy już bratnie duszę się odnajdują, łącza się ze sobą więzią tak silną, że nic nie jest w stanie jej przerwać. To jest miłość do końca życia. Gdy wreszcie przyszedł dzień przydziału, spotkałam Alfę i okazało się, że jestem jego mate. Zaopiekował się mną i zabrał do siebie, właśnie dlatego teraz mogę z tobą rozmawiać. - spojrzałam na mężczyznę, który uważnie przysłuchiwał się rozmowie i wpatrywali się we mnie.

- Ale... Ale jak to? Alfa? - usłyszałam jakieś szumy w słuchawce, więc podejrzewałam, że mama usiadła zszokowana moim wyznaniem.

- Tak mamo, Alfa. - potwierdziłam.

- Ale... Co teraz będzie? Co to dla ciebie oznacza? - zadała kolejne pytania zmartwiona.

- Nic, po prostu można powiedzieć, że znalazłam miłość swojego życia.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz