24

6.1K 193 1
                                    

10 maj 2015r.
Czwartek, 23:10

Nasz pobyt w moim domu, nieco się skrócił i jeszcze tego samego dnia wsiedliśmy w samolot. Niestety akurat leciał on dłużej niż ten, którym mieliśmy w planie polecieć, lecz nie przeszkadzało nam to zbytnio. Ważne było, by dotrzeć do Głównej Siedziby jak najszybciej. Zaraz po lądowaniu wsiedliśmy w samochód, który został nam podstawiony i ruszyliśmy.
Nadal nie potrafiłam wyjść z szoku, po tym co usłyszałam. Jak to się stało, że wilkołak będący jednym z naszych wrogów, jest mate Laury. Z tego co wiedziałam, urządziła niezłą aferę kiedy zamknęli go w celi i prawie rozniosła Dom Główny. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić, jak się czuje. Z jednej strony był jej mate, kochała go, a z drugiej był wrogiem.

- Co zamierzasz zrobić? - przerwałam ciszę panującą w samochodzie.

Obawiałam się, że mężczyzna może rozdzielić swoją siostrę i zabić jej mate, jednak odpychałam te myśl od siebie, jak tylko mogłam. Miałam nadzieję, że tylko przesadzam i rozwiąże to w inny sposób.

- Rozszarpie gnoja na kawałki. - ścisnął mocniej kierownice, o mało co jej nie łamiąc.

A więc miałam się czego obawiać. Nie wiem jak, ale musiałam jakoś opanować sytuację, która mogła skończyć się tragicznie.

- Kyle, on jest jej mate. Nie możesz tego zrobić. - starałam się mu przemówić do rozsądku - Dobrze wiesz, że jeśli to zrobić, ona będzie cierpieć i cię znienawidzi. Chcesz tego?

- A więc co proponujesz? Mam go wypuścić i pozwolić mu być z nią?! - uniósł się.

- Nie to miałam na myśli. Musimy się nad tym zastanowić, ale przede wszystkim trzeba wykluczyć jego śmierć. - sama nie wiedziałam, co można by było w tej sytuacji zrobić.

To wyglądało naprawdę źle. Byłam pewna, że Kyle był w stanie zabić mate Laury, jednak to był bardzo zły pomysł. Trzeba było wymyślić coś innego. Nie mogliśmy go wypuścić, ani zabić. Normalnie sytuacja bez wyjścia. Westchnęłam ciężko i wyjrzałam przez okno. Byliśmy już niedaleko Domu Głównego. Nawet nie chciałam wiedzieć jak to tam wszystko wygląda. Aaron pewnie miał już dosyć i tylko czekał aż przyjedziemy i opanujemy sytuację.

- Zrobimy tak. Ja zajmę się Laurą, a ty atakiem. Tylko obiecaj mi, że nie zrobisz krzywdy temu facetowi. Błagam cię. - poprosiłam, a brunet niechętnie kiwnął głową, zgadzając się. - Dobra, w takim razie ja postaram się uspokoić twoją siostrę, a ty spróbuj się dowiedzieć jak najwięcej o tym co planuje Dean. - plan wydawał się prosty, jednak taki nie był.

Kyle musiał się pilnować, a ja musiałam sprawić, by jego siostra nie rozniosła Domu Głównego.
Byliśmy już coraz bliżej, poznałam to po tym, że znaleźliśmy się w lesie, który otaczał nas zewsząd.
Nagle, zauważyłam jakiś ruch, o czym od razu powiedziałam brunetowi, który także zauważył to co ja, jednak dalej jechał uważnie obserwując otoczenie. Trwało to przez krótką chwilę, a później stało się tak nagle. Wielki wilk wyskoczył nam pod koła, przez co brunet skręcił i uderzyliśmy w drzewo. Czułam się oszołomiona i przez dobrą chwilę nie widziałam, co się dokładnie stało.

- Abby. Abby! Jesteś cała? - zapytał odpinając swój pas i sprawdzając, czy jestem cała.

- Ja... Chyba tak. - mruknęłam cicho spoglądając na niego.

Poczułam jak coś spływa mi po czole. Chyba nie do końca, byłam cała. Musiałam w coś uderzyć, przez co zaczęła mi lecieć krew. Nie wiedziałam dokładnie skąd się brała, nawet nie czułam bólu. Było to spowodowane szokiem i byłam pewna, że z czasem dopiero poczuje ból.

- Siedź tutaj i nie wychodź. - rozkazał.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, wyszedł. Obejrzałam się za nim i dostrzegłam, że zmienia się w wilka, a następnie kieruję się w stronę brązowego wilka, który nie był już taki jak poprzedni przeciwnik bruneta. Ten był zbliżony wielkością do niego i wyglądał naprawdę groźnie. Kyle rzucił się na niego, ale zanim to zrobił, zawył. Zapewne po to by poinformować stado o tym, że potrzebujemy pomocy.
Odpięłam szybko swój pas, a następnie dostrzegłam, że brązowy wilk nie był sam. Jego sprzymierzeńcy rzucili się na mojego mate. To była nierówna walka, która mogła skończyć się tragicznie. Każdy wilk, który próbował się zbliżyć do pojazdu w którym się znajdowałam, kończył odrzucony na dobre pięć metrów. Kyle starał się mnie chronić, jednak było to pewne, że sam nie da rady. Miałam ochotę wyjść do niego, lecz nic nie mogłaby zrobić. Nie pomogłabym mu, bo nie jestem wilkołakiem. Mogłam tylko patrzeć i liczyć na cud. Błagałam, by stado się pospieszyło i przybyło na czas. W końcu Dom Główny nie był daleko.
Na chwilę straciłam z oczu wilki, jednak nie na długo, ponieważ potem znalazły się z powrotem w polu mojego widzenia. Alfa był już słaby, był ranny o wiele bardziej niż poprzednim razem, co wrogowie wykorzystywali. Bałam się o niego. Tak cholernie się bałam.

- Boże błagam. - szepnęłam ze łzami w oczach obserwując jak wilki powoli zabijają mojego mate.

Serce dosłownie pękało mi na kawałki, miałam ochotę krzyczeć, wybiec z samochodu i mu pomóc, ale nie mogłam tego zrobić. Zaczęłam mieć problemy z oddychaniem, kiedy zauważyłam, że brązowy wilk znalazł okazję by przegryźć tętnice bruneta. Nie wytrzymałam i głośno krzyknęłam, co spowodowało, że Kyle się otrząsnął i rzucił na wroga ze zdwojoną siłą. Jakimś cudem zdołał pokonać wszystkie wilki i walczył teraz na śmierć i życie z ich przywódcą. Obydwoje byli już słabi, ledwie trzymali się na lapach, jednak nie zaprzestali walki. Któryś z nich musiał wygrać. Usłyszałam wycie wilków i miałam nadzieję, że to jest Aaron razem z resztą naszej watahy, a nie ktoś, przez kogo z pewnością zginiemy. Wszystko trwało jeszcze tylko chwilę. Czarny wilk wykorzystał nieuwagę wroga i przewrócił go na plecy, a następnie wgryzł się w jego szyję. Brązowy wilk jeszcze chwilę się szamotał, aż wreszcie całkowicie znieruchomiał. Otworzyłam szeroko oczy, a następnie wybiegłam z samochodu w stronę Kyle'a. Zmienił się jak tylko się przy nim znalazlam. Padłam przy nim i położyłam jego głowę na swoich kolanach, a rękami głaskałam go. Był nieprzytomny i cały poraniony. Wiedziałam, że jest źle. Bardzo źle. Zaraz po tym, wszystko działo się szybko. Z lasu wyszły wilki, które potem przemieniły się w ludzi i na szczęście, była to nasze stado. Natychmiast zabrali swojego Alfę do Domu Głównego i tam lekarz się nim zajął, a ja nie odstępowałam swojego mate nawet na krok. Cały czas płakałam. Kiedy Laura zjawiła się, zaczęła płakać razem ze mną i przytuliła mnie do siebie. Obydwie wspierałyśmy się i rozpaczałyśmy jednocześnie. Zadawałyśmy sobie sprawę z tego, że stan Kyle'a jest bardzo zły i mógł tego nie przeżyć.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz