17

7.7K 224 27
                                    

5 maj 2015r.
Sobota, 12:45

Chłopca przejęła ode mnie jakąś kobieta, obiecując, że się nim zajmie i zabierze w bezpieczne miejsce, gdzie znajdowała się już reszta dzieci, a ja nadal stałam w miejscu. Nic nie widziałam, słyszałam jedynie głośne warczenie wilków. Stado chroniło mnie, nie mogli pomóc swojemu Alfie, ponieważ to była jego walka, która musiał wygrać. Z emocji cała się trzęsłam, po chwili chciałam przejść pomiędzy moimi strażnikami, jednak nie pozwolili mi. Laurą starała się mnie uspokoić.

- Proszę, uspokój się. On jest silny. - zapewniła, lecz wcale mnie to kie uspokoiło.

- Ja muszę... Muszę tam iść. - nie wiem dlaczego tak bardzo rwałam się, przecież i tak bym mężczyźnie nie pomogła, być może nawet pogorszyłaby sprawę.

Wydawało mi się, że za chwilę się uduszę. Miałam problemy z oddychaniem, cała się trzęsłam i praktycznie nic do mnie nie docierało, poza odgłosami walki. Z jednej strony cieszyłam się, że nie widzę tego wszystkiego, bo w innym wypadku nikt by mnie nie zatrzymał przed pobiegnięciem do Kyle'a, jednak z drugiej, nie mogłam znieść myśli, że nie wiem co się dzieje.

- Nie pomożesz mu. Musimy czekać. - widziałam, że sama także starała się coś dostrzec.

Weszłam na schody, mając nadzieję, że to coś da. Owszem, dało. Zobaczyłam jak brązowy wilk wgryza się w ciało czarnego wilka, jednak zostaje przez niego odrzucony na jakieś dwa metry. Nie potrafiłam już powstrzymywać łez i musiałam oprzeć się o Laurę, która stanęła obok mnie kiedy tylko zauważyła, że robi mi się słabo. Mimo to, dalej obserwowałam co się dzieje. Dostrzegłam, że brązowy wilk jest coraz słabszy z powodu zadanych mu ran, co dało mi nadzieję, że jeszcze chwila moment i wszystko się skończy. Ledwie powstrzymałam krzyk widząc, że czarny wilk ponownie został zaatakowany, lecz na całe szczęście udało mu się zrobić unik i skorzystać z zaskoczenia wroga, na którego się rzucił. Wszystko trwało dosłownie chwilę. Alfa wgryzł się w szyję drugiego wilka tym samym go zabijając, a przynajmniej na to wyglądało, ponieważ wilk padł na ziemię i się nie ruszał. Gdy czarny wilk zawył i zaczął kierować się w naszą stronę, nie mogłam już się kontrolować i rzuciłam się pędem do niego. Jak tylko się przy nim znalazłam, Kyle zdążył się już przemienić. Przeraziłam się ilością ran na jego ciele, nawet nie zwróciłam uwagi na to, że jest nagi.

- Boże... - złapałam jego twarz i przyjrzałam się mu dokładnie - Dajcie jakiś koc i niech ktoś wezwie lekarza! - krzyknęłam, a moje polecenia zostały od razu wykonane.

Gdy dostałam koc, okryłam nim bruneta i pomogłam mu się podnieść. Laura chciała pomóc, jednak powiedziałam jej, że sobie poradzę i ruszyłam z mężczyzną w stronę budynku.
Jak tylko położyłam go na sofie w salonie, pojawił się lekarz, który miał zbadać Kyle'a.

- Nic mi nie jest. - stwierdził i spojrzał na mnie.

- Nic?! Gdybyś widział to co ja z pewnością byś tak nie powiedział. - byłam zszokowana tym, że zachowywał się, jakby nic nadzwyczajnego się nie stało.

- Rany zaczynają się już powoli goić. Jutro rano nie powinno być po nich śladu. - byłam zaskoczona słysząc słowa lekarza.

Niby wiedziałam, że wilkołaki regenerują się o wiele szybciej niż ludzie, ale że aż tak szybko? Mężczyzna powiedział jeszcze kilka słów na temat zdrowia Alfy, po czym odszedł, a ja zajęłam jego miejsce. Złapałam bruneta za rękę i nie interesowało mnie, że w tym momencie jesteśmy otoczeni przez stado, które martwiło się o Alfę.

- Nie martw się, słyszałaś lekarza. Nie jest źle, przeżyje. - miałam ogromną ochotę walnąć go za to z jakim spokojem się odnosi do tego wszystkiego. - Aaron, postaraj się dowiedzieć kto i dlaczego nas zaatakował. - zawołał swojego Betę.

- Jasne. Jak coś znajdę, dam znać. - powiedział, po czym pokłonił się przed nami i odszedł.

Stado także zaczęło się rozchodzić i po chwili zostałam już tylko ja, Laura i ojciec mężczyzny. Nie cieszyłam się zbytnio z jego obecności, ponieważ nie wydawał się nawet wzruszony tym co miało miejsce. Gdyby nie był ojcem mojego mate, mogłabym pomyśleć, że mógł mieć coś wspólnego z tą całą napaścią. Czułam, że byłby do tego zdolny.

- Nic mu nie będzie. - spojrzał na mnie, a ja już wiedziałam, że nie oszczędzi sobie w żadnym wypadku skomentowania sprawy - Widzisz synu? Gdyby była wilkołakiem potrafiłaby obronić siebie i tamto dziecko, a tak musiała liczyć na cud. Gdybyś się nie pojawił, byłaby martwa. Po co ci taka mate skoro tylko was pogrąży. Jeszcze przez nią zginiesz... - nie wierzyłam w to co słyszę.

Miarka się przebrała. Jego syn o mało nie zginął, a on w dalszym ciągu miał problem ze mną! Wstałam i podeszłam do mężczyzny, a następnie go spoliczkowałam i to najwyraźniej mocno. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Skończyła się moja cierpliwość! Dosyć tego! Albo pan wyjdzie sam albo Panu pomogę. - wskazałam palcem prosto na drzwi.

Mężczyzna był bardzo, ale to bardzo wkurzony i gdyby nie to, że Laura zakryła mnie własnym ciałem, ponieważ byłam jej Luną, a Kyle nie był jeszcze w najlepszym stanie, zapewne rozszarpałby mnie na strzępy. Ja się jednak nie bałam. Miałam dosyć jego zachowania. Mógł być sobie nawet Panem i władcą całego świata, a ja i tak nie siedziałabym cicho. Gniew mną zawładnął i przestałam się już go bać. Mógł spadać na drzewo z tym swoim mordem w oczach, bo na mnie to nie działało.

- Ty... - widziałam, że ma ochotę odsunąć siłą Laurę i dać mi niezłą nauczkę, jednak tylko warknął - Będziecie wszyscy tego żałować. - to były jego ostatnie słowa zanim wyszedł.

Miałam ogromną nadzieję, że poszedł po swoje rzeczy i jeszcze tego samego dnia wróci do siebie. Nie chciałam go widzieć na oczy. Jeśli myślał, że jest niebezpieczny i może kogoś rozszarpać na strzępy to chyba jeszcze nie widział mnie w totalnym szale.
Odwróciłam się w stronę Alfy, który o dziwo zamiast być na mnie zły, szczerzył się jak mysz do sera.

- Ja cię nigdy nie zrozumiem. Nawrzeszczałam na twojego ojca, a ty się uśmiechaj jakbym co najmniej zrobiła coś dobrego. - zaczęłam się zastanawiać, czy jego zachowanie nie było spowodowane atakiem wilkołaka - To przez walkę? Coś Ci się poprzestawiało? - patrzyłam na niego z głową przechyloną w prawą stronę, zastanawiając się czy powinnam zacząć się martwić.

- Chroniłaś siebie i członka swojego stada. Właśnie w taki sposób pokazałaś, że jak najbardziej nadajesz się na Lunę. - przyznał, siadając powoli na co ja od razu zareagowałam i kazałam mu się z powrotem położyć.

- Wydaje mi się, że on tego nie docenił. - miałam na myśli byłego Alfę.

- Nim się nie przejmuj. Może i jest moim ojcem, ale nie ma prawa ci ubliżać, tym bardziej w mojej obecności. Gdybym był w pełni sił zapewne to ty musiałabyś mnie powstrzymywać, żebym się na niego nie rzucił. - zaśmiał się, a następnie złapał mnie za rękę - Nie interesuje mnie, co o tobie myśli mój ojciec. Jesteś moją mate nie bez powodu i albo to zaakceptuje, albo może się wynosić tak jak już to mu dosadnie powiedziałaś. - cieszyłam się, że brunet nie był na mnie zły.

Mimo wszystko miałam jednak lekkie wyrzuty sumienia. Jego ojciec może zachował się jak zachował, ale kto wie, może mogłam to inaczej rozegrać, a nie od razu się na niego rzucać. Po krótkiej chwili doszłam jednak do wniosku, że to nic by nie dało. Cokolwiek bym nie zrobiła, byłoby źle. Cóż, musiałam pogodzić się z myślą, że mój przyszły teść nie przepada za mną i najchętniej by się mnie pozbył.
Miałam już coś powiedzieć Laurze, jednak przerwał mi w tym Aaron, który wbiegł do salonu.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz