22

6.2K 212 4
                                    

7 maj 2015r.
Poniedziałek, 8:10

- Jesteś na mnie obrażony? - spytałam jak tylko mama wyszła z Izzy.

Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony przerywając wpatrywanie się w ekran telewizora. Byłam w stanie się założyć, że mimo tego wpatrywania się i pozornego oglądania programu, gdybym zapytała go o to, co się aktualnie w nim dzieje, nie byłby w stanie odpowiedzieć.

- Chodzi mi o poranek. No wiesz. - mruknęłam nie odrywając wzroku od telewizora.

- Oczywiście, że nie. Trochę się zapędziłem i potrzebuje czasu, żeby do siebie dojść i nie zrobić niczego głupiego. - wytłumaczył szybko.

Mruknęłam cicho, że rozumiem i z powrotem skupiłam się na serialu, który leciał w telewizji. Był to jeden z tych moich ulubionych, czyli "9-1-1". Uwielbiałam go oglądać, a nawet zastanawiałam się kiedyś nad tym czy nie zostać strażakiem albo ratownikiem medycznym. Moje skupienie nie trwało długo, ponieważ odcinek skończył się. Wstałam z wygodnej sofy i poszłam do kuchni, ponieważ nagle poczułam ochotę na zjedzenie jakiegoś owocu. Na moje nieszczęście, niczego nie znalazłam, a że mama jeszcze nie wróciła to postanowiłam, że przydałoby się zrobić zakupy.

- Kyle, idziesz ze mną do sklepu? - spytałam wchodząc do salonu.

Mężczyzna odwrócił się w moją stronę.

- Po co?

- Mam ochotę na owoce. - powiedziałam i udałam się do holu, w którym ubrałam buty.

Kiedy brunet poszedł moim śladem, ja napisałam mamie kartkę z informacją, gdzie wychodzimy, żeby nie musiała się martwić naszym nagłym zniknięciem, a zaraz po tym wyszliśmy i ruszyliśmy spacerkiem do sklepu, który był niecałe dwie minuty drogi od domu.

- Nie jesteś zły, że Isabelle spała z nami w nocy? - dzień zaczął się dla nas nie najlepiej, dlatego chciałam rozpocząć z nim jakąś konwersacje, by rozluźnić trochę atmosferę.

- Nie. To tylko dziecko, miała koszmar i nie chciała być sama. Byłbym okropny, gdybym był zły. - odparł i złapał mnie za rękę.

Widziałam jak ludzie się nam przyglądają. Nie wiedzieli kim jest Kyle, za to znali mnie, a przynajmniej kojarzyli z losowania. Musiał być to dla nich niezły szok, kiedy zobaczyli mnie z powrotem w mieście.

- Jak byłeś w łazience mama powiedziała mi, że od mojego wyjazdu, koszmary u Izzy to normalka. Mam nadzieję, że teraz kiedy wie, że mam się dobrze i mogę ją odwiedzić, będzie spała spokojniej. - nie chciałam, żeby dziewczynka z mojego powodu miała koszmary.

Bałam się, że nawet jeśli teraz jej przejdą to mogą wrócić, kiedy za kilka dni będę musiała wyjechać. Nie wiedziałam kiedy znowu ją zobaczę, ale miałam nadzieję, że rozłąka nie będzie trwała długo. Dzięki powrotowi uświadomiłam sobie pewną rzecz. Byłam niezłą szczęściarą. Gdybym nie spotkała Kyle'a, nie byłoby mnie tam. Nie zobaczyłabym już prawdopodobnie nigdy swojej rodziny, ale dzięki temu, że jestem mate Alfy, mogę liczyć na spotkania z nimi.

- Zawsze jeśli będzie trzeba, będzie mogła przyjechać do nas w odwiedziny. - zapewnił, dzięki czemu trochę poprawił mi się humor - Zmieniając temat, powinniśmy się przejść do jakiegoś sklepu, żeby wreszcie kupić ci telefon. Nie zawsze będę w domu, więc musisz mieć przynajmniej telefon, żebyśmy się mogli komunikować. Poza tym, przyda Ci się, żebyś nie umarła z nudów. - dodał, gdy wchodziliśmy już do sklepu.

Zabrałam jeden z koszyków, który mężczyzna i tak ode mnie odebrał i ruszyliśmy na zakupy.

- Nie macie gdzieś tam mojej komórki? Miałam ją przy sobie kiedy mnie przewozili, a potem zabrali. Po co kupować nową jeśli mam już jedną komórkę. A jeśli chodzi o nudy, jak może mi się nudzić skoro zawsze mogę iść do Laury albo poczytać książkę, posiedzieć na laptopie czy pooglądać telewizję. - skierowałam się od razu na dział z owocami i pierwsze co wrzuciłam do koszyka to truskawki.

- Napewno już dawno jej nie ma. Zabierane rzeczy są oddawane albo niszczone. - wyjaśnił przyglądając mi się, jak wkładam do koszyka całego arbuza. - Gdyby nie to, że jeszcze ze sobą nie spaliśmy, pomyślałbym, że jesteś w ciąży. - natychmiast przerwałam to co robiłam i spojrzałam na niego.

- No co? Już zachcianek mieć nie mogę, nie będąc w ciąży? - spytałam lekko oburzona.

- Ależ oczywiście, że możesz. Tak tylko mówię. - podniósł ręce do góry w geście kapitulacji, a następnie chciał coś dodać, jednak przerwałam mu domyślając się co ma zamiar powiedzieć.

- Nie waż się nawet pytać. Nie, nie mam okresu. Zwykła zachcianka, tyle. - w tamtej chwili cieszyłam się, że nie jestem jedną z tych dziewczyn, które robią się całe czerwone, kiedy rozmawiają na tematy je krępujące.

- W porządku, przecież nic nie mówię. - zaśmiał się, a następnie wrzucił do koszyka większą kiść winogron.

Pokręciłam głową i ruszyłam na dział z napojami, by wybrać sobie jakiś sok. Brunet miał do mnie dołączyć, jednak jego telefon zadzwonił, więc zatrzymał się i odebrał, a ja wybrałam sobie sok i poszłam dalej, w zamiarze znalezienia kawy, lecz jak tylko znalazłam się na odpowiednim dziale, wpadłam na kogoś.

- Bardzo przepraszam, nie widziałem... - przytrzymał mnie bym nie upadła - Abigail? - odsunęłam się od niego i spojrzałam w górę, by sprawdzić z kim mam do czynienia.

Okazało się, że osobą, która na mnie wpadła jest John. Był moim kolegą z klasy. Nie znaliśmy się za dobrze, jednak czasami zdarzyło nam się zamienić kilka słów albo spotkać, bo mieliśmy do zrobienia jakieś wspólne projekty. Był raczej przeciętny jeśli chodzi o wygląd - blond włosy, niebieskie oczy, metr osiemdziesiąt wzrostu, nawet dobrze zbudowany, aczkolwiek był miły i każdy w klasie darzył go sympatią.

- Oh, hej John. - przywitałam się z nim starając się przy okazji zachować bezpieczną odległość, pamiętając o tym, że Kyle był niedaleko i mógłby się zdenerwować, gdybym była za blisko chłopaka.

- Myślałem, że zostałaś zabrana przez wilkołaki. - blondyn był wyraźnie zdziwiony, że ponownie mnie widzi.

- Bo tak właśnie było. - odparłam uśmiechając się do niego.

- Więc co tutaj robisz? Zwolnili cię czy coś? - spytał, jednak zanim zdążyłam odpowiedzieć na jego pytanie, między nami pojawił się brunet i prawie przywalił chłopakowi, lecz szybko zareagowałam i powstrzymałam go przed tym, jednak w dalszym ciągu trzymał go za koszulkę i ledwie się kontrolując.

Widziałam go już kilka razy, gdy był zły, jednak wtedy musiał być wściekły, ponieważ jego oczy zrobiły się złote, co oznaczało, że jest naprawdę na granicy. Jedną rękę położyłam mu na ramieniu, a drugą na ręce, którą miał ściśniętą w pięść.

- Kyle, puść go. To mój znajomy ze szkoły. Tylko rozmawialiśmy. - starałam się mówić spokojnie, by go uspokoić.

Zauważyłam, że kilka osób, w tym kasjerzy nas obserwują, jednak ze względu na to, że Kyle jest wilkołakiem, boją się podejść.
Widząc, że moje słowa choć trochę na niego działają, złapałam jego twarz w dłonie i kazałam mu na siebie spojrzeć.

- Puść go, proszę.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz