23

6.4K 221 10
                                    

7 maj 2015r.
Poniedziałek, 8:30

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w moje oczy, a kiedy jego oczy przybrały z powrotem niebieski kolor, spojrzał na chłopaka i go puścił, po czym przyciągnął mnie zaborczo do siebie.

- Nic ci nie jest? - spytałam przyglądając się uważnie blondynowi, co nie spodobało się brunetowi.

- Jestem cały. Lepiej już pójdę. Miło było się znowu spotkać. Do zobaczenia. - powiedział szybko i odszedł przestraszony.

Westchnęłam ciężko i odepchnęłam od siebie mężczyznę.

- Nie możesz się tak zachowywać. - byłam zła.

Stałam od chłopaka w dość dużej odległości i nie miałam sobie nic do zarzucenia, poza tym wilkołak nie mógł rzucać się na każdego faceta, z którym przyjdzie mi rozmawiać. Jakoś na wilkołaki z watahy tak źle nie reaguje.

- Powinien znać swoje miejsce. Stał zdecydowanie za blisko ciebie. Jesteś moja, rozumiesz. - chciałam odejść, jednak zatrzymał mnie i złapał moją twarz w dłonie.

- Kyle, on stał ode mnie w odległości półtora metra! - wykrzyknęłam, jednak nie na tyle, by cały sklep nas słyszał - Wiem, o to martwić się nie musisz. Co chwilę mi o tym przypominasz. Lepiej dokończmy te zakupy, zanim nas stąd wywalą. - mruknęłam i odeszłam kawałek, by zabrać koszyk, który położył na ziemi zanim rzucił się na blondyna.

Gdy znalazłam wreszcie kawę, której poszukiwałam, poszłam jeszcze po mleko zagęszczone o smaku czekoladowym w tubce i udałam się do kasy. Kolejka nie była długa, ponieważ było jeszcze wcześnie, dlatego po chwili wyszliśmy ze sklepu i ruszyliśmy w stronę powrotną do domu. Oczywiście zanim to zrobiliśmy, zdążyliśmy się pokłócić o to kto płaci, jednak ostatecznie Kyle się wyrwał i zapłacił, co lekko mnie zdenerwowało.

- Tak w ogóle, kto dzwonił? Aaron? - spytałam przypominając sobie, że przed tym wszystkim ktoś do niego zadzwonił.

- Tak. Jak na razie jest cicho i nic się nie dzieje. Pewnie dlatego, że wyjechaliśmy. - wytłumaczył.

- Myślisz, że jak wrócimy to znowu ktoś nas zaatakuje? - zapytałam, chociaż doskonale znałam odpowiedź.

Brunet kiwnął, potwierdzając tym to o czym już sama wiedziałam. Czy bałam się o swoje życie? Niekoniecznie. Bardziej martwiłam się o swojego mate i stado. Od dziecka miałam tak, że nie obchodziło mnie własne życie, liczyli się zawsze inni. Jak widać, zostało to do teraz.

- Nie martw się, zajmę się wszystkim. Nie pozwolę by cokolwiek ci się stało. - zapewnił zapewne myśląc, że się boję o siebie.

- Nie martwię się. A przynajmniej nie o siebie. - powiedziałam.

Resztę drogi przeszliśmy już w ciszy. Jak się okazało, kiedy weszliśmy do domu, mama już w nim była. Zmywała naczynia pozostawione po śniadaniu, które ja miałam w planach umyć, jednak w końcu poszliśmy do sklepu i o nich zapomniałam.
Wypakowałam z brunetem zakupy, a potem wzięliśmy miski do których wsadziliśmy owoce i poszliśmy do salonu, by obejrzeć jakiś film.

***

W ciągu kolejnych dni nic ciekawego się nie działo i prawie wszystko wyglądało tak samo. Pobudka, pożegnanie z Isabelle, oglądanie telewizji, rozmowa lub spacer, a potem powrót mojej siostry z przedszkola i zabawa z nią, po czym sen na koniec dnia i tak w kółko. Było już po dniu matki, tak więc oznaczało to, że musieliśmy się już powoli zbierać, by następnego dnia wrócić do Głównej Siedziby. Isabelle nie była z tego zadowolona, jednak obiecałam jej, że będziemy mogły rozmawiać przez telefon, który Kyle mi kupił.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz