16

7.6K 248 41
                                    

5 maj 2015r.
Wtorek, 12:30

Siedzieliśmy w salonie, w którym czekaliśmy na ojca Kyle'a. Zdążyłam się w tym czasie dowiedzieć, że nazywa się Marcus Weaver i tak jak przypuszczałam, ma czterdzieści osiem lat. Podczas oczekiwania, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego aż tak zareagował na to, że jestem człowiekiem. W sensie, zdaje sobie sprawę, że jestem słaba w porównaniu do wilkołaków, jednak poza tym chyba nic nas od siebie nie różniło. Zaczęłam myśleć, że może nie lubi ludzi z powodu tego, że kiedy jego rasa się ujawniła, źle na to zareagowaliśmy. Nie wiedziałam, czy mam jakąkolwiek rację, lecz miałam nadzieję, że mężczyzna postara się mnie zaakceptować.

- Uwaga, idzie. - mruknęła Laura, dzięki czemu zauważyłam, że Pan Weaver idzie już do nas.

Kiedy już pojawił się w salonie i spojrzał na mnie, na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, ale nic nie powiedział i usiadł obok swojej córki.

- Mam nadzieję, że ta wasza... Relacja nie sprawi, że stado się rozpadnie. Nie po ty tyle poświęciłem temu wszystkiemu, żeby jakaś ludzka dziewczyna pojawiła się w twoim życiu i to zniszczyła. Według mnie powinieneś ją wyrzucić tam gdzie jej miejsce, a sobie znaleźć kobietę taką jak ty, która z pewnością będzie lepszą Luną niż... Ona. - a jednak się trochę zapędziłam z tym myśleniem, że chmury na chwilę się schowały.

Jego słowa bardzo mnie zraniły, chociaż nie był dla mnie nikim bliskim. Co jak co, ale wyraził się o mnie tak, jakbym była jakimś nieudacznikiem życiowym. Nie miał prawa oceniać mnie, nawet mnie nie znając. Ledwie przyjechał, a uważał, że zna mnie na wylot. To był szczyt bezczelności. Gdybym nie miała szacunku do starszych i dobrej samokontroli, z pewnością zaczęłabym krzyczeć na niego. Zauważyłam, że panowanie nad nerwami szło mi zdecydowanie lepiej niż Kyle'owi, który mocno ścisnął dłonie w pieści i miał zamiar wstać, lecz zatrzymałam go, kładąc mu na ręce swoją dłoń. Spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową dając mu do zrozumienia, że nie warto robić awantury, po czym splątałam nasze dłonie, mając nadzieję, że to chociaż trochę pomoże brunetowi w samokontroli.

- Jeżeli masz zamiar obrażać dalej moją kobietę, moja mate, radzę ci już teraz iść po swoje rzeczy i wrócić tam skąd przyjechałeś. - ostrzegł go, mimo wszystko spoglądając na niego z niebezpiecznym błyskiem w oczach.

Cóż, przynajmniej nie rzucił się na swojego własnego ojca. To już był jakiś postęp. Westchnęłam i zaczęłam błagać w myślach, by ojciec bruneta zechciał wrócić do swojego tymczasowego pokoju po kilku minutach.

- Tylko wyrażam własne zdanie. Mam do tego prawo. - odparł spokojnie, po czym zwrócił uwagę na swoją córkę. - Co do ciebie. Słyszałem, że fantastycznie się bawiłaś. - brunetka spojrzała na mężczyznę i starała się być twarda, chociaż czułam, że w środku jest przerażona.

- To nic takiego tato. Ja po prostu... - zaczęła się tłumaczyć, jednak ojciec jej przerwał.

- Po prostu przespałaś się z obcym facetem. Wiem. Mam nadzieję, że jesteś dumna z tego, co zrobiłaś. Zhańbiłaś nie tylko siebie, ale także całe stado. To będzie cud, jeśli twój własny mate cię zechce po czymś takim. - prychnął nie zważając na to, co czuje dziewczyna.

Nie mogłam tego dłużej słuchać. Nie miał prawa nikogo obrażać, nie ważne co ta druga osoba zrobiła. Widziałam, że brunetka ledwie się hamowała by nie wybiec z salonu do swojego pokoju, w którym napewno by się zamknęła.

- Niech Pan przestanie. Rozumiem, że ma Pan pretensje do mnie. Rozumiem, że nie podoba się Panu to co zrobiła Laura, ale nie upoważnia to Pana w żadnym stopniu do obrażania nas. Jest Pan na naszym terytorium i to chyba do czegoś zobowiązuje. Jako Luna tego stada nie pozwolę, żeby kogokolwiek pan obrażał. - wstałam i powiedziałam to co myślałam, tym samym samą siebie zaskakując.

Jeszcze nigdy na głos nie przyznałam się do tego, że jestem Luną stada, to był pierwszy raz. Poza tym, mężczyzna sprawił, że moja cierpliwość i samokontrola pobiegły sobie daleko.

- Może Laura zachowała się głupio i nieodpowiedzialnie, ale widać, że tego żałuję. Jest Pan jej ojcem, więc tym bardziej powinien Pan to widzieć, zamiast wyrzucać jej to wszystko. - tym razem to Kyle musiał mnie uspokoić, chociaż nie wychodziło mu to zbytnio.

Po pierwsze, było to spowodowane tym, że był ze mnie dumy z powodu tego, iż postawiłam się jego ojcu, a po drugie, miałam coś takiego w sobie, że jak już się na kogoś poważnie zdenerwowałam, to przez bardzo długi czas nie dało się mnie uspokoić.
Ojciec rodzeństwa wpatrywał się we mnie, najpierw zszokowany, a następnie równie wkurzony co ja.

- Jak śmiesz! Czy ty wiesz do kogo mówisz?! - wstał oburzony i stanął naprzeciw mnie, więc Kyle od razu zareagował.

- Do mężczyzny, który nie ma za grosz szacunku do innych i uważa się za lepszego od reszty. Do osoby, która myśli, że wszystko wie i nigdy nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może wiedzieć lepiej. - wyrzuciłam, zanim brunet zasłonił mnie własnym ciałem. - To wszystko co mam do powiedzenia i uważam tą dyskusje za zakończoną. Albo pan się opamięta albo może Pan pakować manatki i wyjechać, nawet w tej chwili. - dodałam, mając już gdzieś to, że rozmawiam z ojcem swojego mate.

Każdy ma jakieś granice, a moje właśnie zostały przekroczone. Chciałam coś powiedzieć, jednak usłyszałam pisk dziecka oraz krzyk kobiety. Od razu pomyślałam o Sam'ie i nie patrząc na resztę, wybiegłam z budynku do ogrodu, ustalić co się dzieje. Nie potrafię wyrazić, w jak wielkim szoku byłam kiedy zobaczyłam ogromnego brązowego wilka zbliżającego się w stronę chłopca i jego matkę leżącą kilka metrów od niego, całą we krwi. Nie wiele myślałam, po prostu biegiem ruszyłam w stronę dziecka i zakryłam go własnym ciałem.

- Nie zbliżaj się! - krzyknęłam, jednak wilk nic sobie z tego nie robił.

Trzymałam chłopca za rękę, który był przerażony i płakał. Sama byłam przestraszona, jednak czułam, że moim zadaniem jest ochrona tego dziecka. Zresztą, całego stada. Widziałam jak wilk szykuje się do skoku. Pomyślałam sobie, że to może być mój koniec, bo zdawałam sobie sprawę, że wilk mógł mnie zabić bez problemu. Miałam nadzieję, że nawet jeśli zginę, chłopcu nic nie będzie i wszyscy będą cali i zdrowi. Zamierzałam już zamknąć oczy i pogodzić się z pewną śmiercią, jednak zanim to zrobiłam, na brazwoego wilka rzucił się inny, cały czarny wilk chroniąc tym samym mnie i Sam'a. Kiedy rozpoczęła się walka między nimi, skorzystałam z okazji i wzięłam szybko chłopca na ręce, po czym pobiegłam w stronę Laury, która jak tylko do niej dotarłam, schowała mnie za sobą. Nie trwało długo zanim reszta stada pojawiła się i zaczęła mnie chronić, nie pozwalając mi wyjść z koła które stworzyli wokół mnie. Nie widziałam wiele, przez co byłam niespokojna. Wiedziałam, że czarnym wilkiem był Kyle. Martwiłam się, że brązowy wilk może zrobić mu krzywdę...

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz