13 sierpnia 2015r.
Czwartek, 10:00Tego dnia bardzo wcześnie musieliśmy wstać, ponieważ tydzień temu wpadliśmy na genialny pomysł, by zaprosić moją rodzinę i jego tatę do nas. Mieliśmy urządzić sobie dużego grilla, na którym mieli zjawić się wszyscy członkowie watahy, tak więc czekało nas dużo roboty. Ojciec bruneta przyjechał godzinę wcześniej, a mama z Isabelle miały być koło jedenastej. Nie tylko my byliśmy już na nogach od samego rana, ponieważ ktoś musiał nam pomóc z rozstawieniem wszystkiego w ogrodzie. Trzeba było zacząć już powoli rozpalać grille, a także był plan, by pod wieczór rozpalić ognisko, dlatego całe stado podzieliło się na grupy, które miały różne zadania, jak na przykład zbieranie drewna, wypad do sklepu i tym podobne.
Ja w tym czasie razem ze swoim mate na chwilę wróciliśmy do sypialni, by się przebrać, ponieważ dzieciaki z watahy postanowiły zrobić nam psikusa i oblać nas wiadrem wody, które stało na drzwiach, a kiedy je otworzyliśmy, cała zawartość wiadra wylała się na nas.
Cud, że nie uderzyło nas podczas spadania. Miałam takie szczęście, że Kyle miał niezły refleks i na czas zdążył mnie do siebie przyciągnąć, by na mnie nie spadło.
Wykorzystałam okazję, że jesteśmy sami i zaczęłam temat losowania. Cóż, może i moja rodzina była bezpieczna, ale co z innymi ludźmi?- Wiesz, że w tej sprawie niewiele mogę zrobić. Nie jestem jedynym Alfą na świecie, jestem tylko członkiem rady Alf, jedynym z siedmiu. Ostatnim razem starałem się wynegocjować by losowanie wybierało mniej osób i by odbywało się co pięć lat, ale to nie przeszło. Przykro mi skarbie. - westchnęłam słysząc jego odpowiedź.
No tak, mogłam się tego spodziewać. Bądź co bądź, nie był przecież władcą świata.
Temat został zakończony i udałam się do garderoby, by wybrać sobie jakieś rzeczy do ubrania. Na dworze tego dnia było gorąco, więc postanowiłam ubrać na siebie krótkie czarne dresowe spodenki i biały top. Szybko osuszyłam się ręcznikiem, który zabrałam z łazienki i przebrałam się w wybrane rzeczy.- Gotowa? - spytał brunet wchodząc do garderoby, gdy akurat zbierałam przemoczone ubrania, by wrzucić je do kosza na pranie.
- Tak. - uśmiechnęłam się do niego, po czym wyprostowałam się i miałam wyjść z pomieszczenia, jednak upuściłam rzeczy na ziemię i złapałam się szybko szafki, ponieważ dosyć porządnie zakręciło mi się w głowie.
- Wszystko w porządku? - brunet natychmiast się przy mnie znalazł i przytrzymał.
- Tak. Za szybko się wyprostowałam, to pewnie dlatego mi się zakręciło w głowie. - mruknęłam cicho.
Kiedy upewniłam się, że jest już w porządku, chciałam podnieść ubrania które upuściłam, jednak zrobił to za mnie Kyle i sam zaniósł je do kosza.
- Jakby coś się działo, mów mi od razu. - powiedział, przyglądając mi się zmartwiony.
- Wiem, nie martw się. - obiecałam, po czym ruszyłam w stronę wyjścia.
Co prawda, miałam mokre włosy, ale tak jak wspomniałam, na dworze było gorąco, więc uznałam, że szybko mi wyschną i suszarka będzie tu zbędna.
Zeszłam szybko po schodach nie czekając na Kyle'a i po chwili znalazłam się w ogrodzie. Powoli wszystko zaczynało wyglądać tak jak powinno. Kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt grilli było już ułożone w jednym rzędzie, duży stos drewna leżał nieopodal, dzieciaki biegały po podwórku, a ich rodzice siedzieli i obserwowali ich siedząc pod dachem, na trawie bądź na jakimś krześle. Zaczynało się robić tłoczno, jednak na całe szczęście ogród był ogromny i powinien pomieścić całe stado. Nie wiedziałam dokładnie ile członków posiada nasza wataha, ale zdawałam sobie sprawę, że z pewnością dużo. Nie każdy wilkołak mieszkał w Domu Głównym, a i tak było nas wielu.- Abby! - usłyszałam wołanie.
Jak się okazało, kiedy się odwróciłam zostałam napadnięta przez uśmiechniętą Laurę. Przywitałam się z nią, ponieważ wcześniej nie miałyśmy okazji się spotkać, a następnie dziewczyna wróciła do swojego mate. Kyle zgodził się by wyjątkowo tego dnia dołączył do nas i opuścił swój pokój, w którym był zmuszony mieszkać i być pod stałym nadzorem. To i tak lepsze niż cela. Mężczyzna dostał od nas bilet zaufania i mieliśmy nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
- Luno. - pokłonił się przede mną.
Blondyn zdecydował, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie dołączenie do stada i nie sprawianie problemów, co całkiem mu wychodziło. Jak na razie nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. To znaczy ja nie miałam, co do Kyle'a to tak trochę nie do końca. Brunet zawsze się denerwował kiedy jego siostra miała się spotkać ze swoim mate, nie pasowało mu to, ale w końcu jakoś przywykł i przynajmniej nie warczał za każdym razem, kiedy blondyn obejmował brunetkę.
- Hej. - uśmiechnęłam się do mężczyzny serdecznie - Nie wiedzieliście może gdzieś Marcusa? - zapytałam szukając starszego mężczyzny.
Trochę się w ciągu tych miesięcy pozmieniało. Ojciec mojego mate kazał mi do siebie mówić "tato" albo Marcus, więc jak na tamten moment wolałam mu mówić po imieniu. Szukałam go, ponieważ wiedziałam, że z pewnością nie oszczędzi sobie uprzykrzania życia stadu, dlatego wolałam go znaleźć i przypilnować.
- Nie. Wydaje mi się, że poszedł do swojego pokoju, żeby się rozpakować. - odparła Laura rozglądając się razem ze mną.
- Dobra, nieważne. Wybaczcie, ale wrócę na chwilę do domu. Muszę wziąć jakąś tabletkę, bo trochę nie najlepiej się czuję. - powiedziałam starając się opanować kolejne zawroty głowy.
Zapewne gdyby nie to, że Vince szybko zareagował, zaryłabym głową o ziemię. Kiedy świat przestał mi wirować, podziękowałam mężczyźnie i spojrzałam na zaniepokojoną dziewczynę. Wyglądała dokładnie jak jej brat kilka minut wcześniej.
- Nic ci nie jest? Może powinnaś się położyć. Zrobiłaś się cała blada. - zauważyła, a następnie przyłożyła mi do czoła rękę, by sprawdzić temperaturę - Nie masz gorączki. Zaprowadzić cię do lekarza? - zapytała.
- Nie, nic mi nie jest. Przez te zawroty zrobiło mi się trochę niedobrze. Już jest dobrze, nie ma co panikować. Pewnie to przez to, że prawie nie spałam. - mruknęłam wymuszając uśmiech.
- Mój brat nie dał Ci spokoju, co? - domyśliła się.
Cóż, poprzedniego dnia była pełnia, więc oczywistym było, że mężczyzna nie dał mi nawet chwili na odpoczynek. Położyliśmy się bardzo późno w nocy i zanim zdążyłam pożądnie zapaść w sen, musiałam wstać.
- Tak. - zaśmiałyśmy się, zapominając o moich niepokojących dolegliwościach.
Jeszcze chwilę z nimi postałam i porozmawiałam, a potem zgodnie z tym co mówiłam, poszłam po tabletkę, która powinna mi pomóc. Przy okazji zrobiłam sobie także kanapkę z Nutellą, ponieważ na pożądne jedzenie musiałam zaczekać.
Po tej krótkiej przerwie, ruszyłam na poszukiwania swojego mate, który chyba zaginął w akcji. Z tego co pamiętam, miał do mnie dołączyć.
Pokręciłam głową i udałam się po schodach na górę do jego biura, jednak tam go nie było. Sypialnia również była pusta, więc nie wiedząc gdzie indziej mam szukać, zeszłam na dół i tam właśnie znalazła się moja zguba.- Gdzieś ty się schowałaś? Szukałem cię. - podszedł do mnie z szerokim uśmiechem.
- Ja ciebie też. Chodźmy lepiej na zewnątrz. - cmoknęłam go w usta, złapałam za rękę i wyciągnęłam na dwór.
Dzień zapowiadał się całkiem dobrze. Świetna pogoda, spotkanie z rodziną i całą watahą, grill i swego rodzaju odpoczynek. Nic tylko żyć, nie umierać.

CZYTASZ
BOND
Fantasy- początek zainspirowany Igrzyskami Śmierci - Kiedyś myślałam, że wilkołaki to jedna wielka fikcja. Jak dla mnie istniały tylko w bajkach, baśniach, legendach, filmach i książkach, czyli były po prostu fikcją. Pewnego dnia cały świat wywrócił się do...