20

6.5K 230 10
                                    

6 maj 2015r.
Niedziela, 14:10

Mimo dosyć trudnego początku, atmosfera w domu trochę się rozluźniła. Mama nie bała się już tak bardzo odezwać do Kyle'a, on także starał się z nią rozmawiać, by lepiej pokazać, że nie musi się go obawiać. Chciał, żeby jego relacje z moją mamą i siostrą były jak najlepsze, w końcu kiedyś mieliśmy zostać rodziną. To znaczy, według mnie tak wyglądało, u wilkołaków było to trochę inaczej. Kiedy wilk znajdował swoją mate to traktowano ich od razu, jakby byli małżeństwem, ślub nie był potrzebny, dlatego rodzina partnera, była także rodziną tej drugiej osoby. Kyle mniej więcej uważał już, że w pewnym sensie jesteśmy już rodziną, aczkolwiek byłam wychowywana inaczej i trudno mi było myśleć w taki sam sposób jak on.
Zaraz po śniadaniu zdecydowaliśmy się chwilę odpocząć, porozmawiać, a na sam koniec zabraliśmy Isabelle na spacer. Mama została w domu, ponieważ uparła się, że ktoś musi przecież zrobić obiad.

- Nie musiałeś na nie warczeć już na wejściu, wiesz? Przecież to moja rodzina, nikt ci mnie nie zabierze, a już w szczególności one. - nawiązałam do chwili, kiedy mama i siostra rzuciły się na mnie uradowane moim powrotem.

- Wybacz, ale nic na to nie mogłem poradzić skarbie. Samo tak wyszło. Dobrze wiesz jaki jestem. - wzruszył ramionami, na co ja tylko pokręciłam głową.

Byliśmy w parku. Na samym początku przechadzaliśmy się tylko po nim, jednak Iz zauważyła w oddali plac zabaw, więc skierowaliśmy się w jego stronę. Dziewczynka pobiegła pobawić się z innymi dziećmi, a my usiedliśmy na jednej z ławek, mając blondynkę cały czas na oku.

- Dostałeś jakieś wiadomości od stada? - zdziwił się, że zapytałam.

- Tak. Jak na razie sytuacja ma się dobrze. Nikt nie przekroczył naszej granicy, wilkołaki nadal patrolują teren, a Aaron wszystko nadzoruje i zdaje mi raporty przez wiadomości. - uspokoiłam się lekko słysząc to.

Nadal miałam wyrzuty sumienia, że zostawiliśmy wszystko na głowie Bety i, że ogólnie opuściliśmy stado. Nie czułam się z tym najlepiej, a było to prawdopodobnie spowodowane tym, że byłam ich Luną i naturalnym było to, iż się martwiłam o nich. Kyle cały czas zapewniał mnie, że nic im nie będzie, lecz nawet to nie pozwoliło mi na siedzenie spokojnie, bez zmartwień. Dziwiłam się, że on nie czuje tego samego co ja. A może czuł, tylko tego nie okazywał?

- Izzy, uważaj! - krzyknęłam do dziewczynki, kiedy zauważyłam, że za chwilę może spaść.

Stała akurat na ponad dwumetrowym mostku, na który się wchodziło kiedy chciało się zjechać ze zjeżdżalni, jednak jego konstrukcja nie była zbyt dobrze przemyślana, ponieważ w pewnym momencie na tym mostku znajdowała się dziura, na to by móc zjechać sobie po rurze na dół. Nie popierałam takich rewalacji na placach zabaw i to jeszcze na takiej wysokości. Dzieci mogłyby się poprzepychać i któreś mogłoby spaść na dół, a wtedy byłaby tragedia w szczególności, że na dole zamiast piasku bądź czegoś miękkiego, były wysypane kamienie. Kto coś takiego w ogóle wymyślił?
Blondynka natychmiast odsunęła się od krawędzi i skierowała się na zjeżdżalnie. Musiałam przyznać, że niektóre place zabaw przyprawiały mnie o zawał serca. Dzieci są bardzo ruchliwe i chwila nieuwagi, plus niezbyt przemyślana budowa, np. takiego mostku, równało się TRAGEDIA. Nie wiem czy kiedykolwiek w swoim życiu, kiedy byłam z siostrą na placu, była taka sytuacja gdzie bym sonie spokojnie siedziała na ławce. Wątpię.

- Już nie mogę się doczekać, aż pewnego dnia będziemy mogli tak siedzieć i obserwować nasze dzieci. - brunet przyciągnął mnie do siebie bliżej, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.

- Nie zapędzaj się tak, ledwie się poznaliśmy. Do tego jeszcze daleko i przede wszystkim, jest to do przedyskutowania. - mruknęłam cicho.

- Nie wydaje mi się, żeby to było aż tak odległe, a poza tym, nie chcesz mieć dzieci? - zerkał na mnie.

Zapewne to, że powiedziałam, iż sprawa jest do przedyskutowania dało mu do myślenia i trochę się przestraszył wizją, że nie chce mieć dzieci.

- Oczywiście, że chcę, ale mam dopiero osiemnaście lat. To dla mnie trochę za wcześnie, chociaż czasami myślę sobie o tym, że chciałabym mieć już dzieci, jednak spójrzmy prawdzie w oczy, przyjdzie na to jeszcze czas. - widocznie odetchnął słysząc moją odpowiedź.

- Ile chciałabyś mieć dzieci? - spytał składając pocałunek na czubku mojej głowy, dzięki czemu sprawił, że się uśmiechnęłam.

- Zawsze chciałam mieć dwójkę. Najpierw chłopca, a potem dziewczynkę. Wiesz, głównie chodzi mi o to, że starszy brat mógłby zawsze ochronić swoją siostrę jakby coś się działo. Nie zawsze dzieci mówią o wszystkim swoim rodzicom, także lepiej, żeby chociaż starsze rodzeństwo wiedziało co się dzieje. - powiedziałam przypominając sobie, jak kiedyś w szkole byłam gnębiona.

- A skąd ten pomysł, że trzeba będzie bronić nasze młodsze dziecko? Samo też może dać radę. - był wyraźnie zaciekawiony.

- Wiesz, jak byłam mała znalazła się grupka starszych chłopaków, którzy zaczęli mnie gnębić. Popychali mnie, zabierali mi czasami rzeczy przez co wracałam z płaczem do domu. Byłam sama, miałam tylko mamę, która też niewiele mogła zrobić, dlatego pomyślałam sobie, że jeśli będę miała kiedyś dzieci to chciałabym mieć najpierw chłopca, a potem dziewczynkę. To takie moje małe marzenie. Wiem, że nie ma się wpływu na płeć dziecka, ale pomarzyć zawsze można. - stwierdziłam na chwilę odrywając się od mężczyzny, by napić się wody.

- Musiało ci być ciężko. Gdybyśmy się wcześniej spotkali, napewno te dzieciaki byłyby już dawno martwe. - zdenerwował się słysząc o tym, że nie miałam kolorowego życia szkolnego.

- No i właśnie dlatego lepiej, że poznaliśmy się teraz, a nie wtedy. Z czasem przyzwyczaiłam się, ale kiedy moja siostra się urodziła, postanowiłam, że nie mogę tak dawać sobą pomiatać, muszę być silna. Postawiłam się im i już więcej mnie nie gnębili, omijali mnie szerokim łukiem. Potem ujawniła się wasza rasa, a ja nie szukałam już żadnych znajomych i przyjaciół, dla własnego dobra. Wiedziałam, że jeśli się przywiąże do kogoś, a później okaże się, że ta osoba została wylosowana, będę cierpieć, więc wolałam żyć sobie w samotności. - dokończyłam swoją historię, zakręcając butelkę wody, a następnie wstając i podając rękę brunetowi.

Na dworze byliśmy już długo, a mama z pewnością już skończyła robić obiad, więc należało wrócić do domu. Mężczyzna złapał moją rękę, a ja zawołałam Izzy, która nie była zbytnio zadowolona z tego, że musimy już wracać.

- Tak jeszcze wracając do tematu dzieci. Wiesz, jak na moje, twoje marzenie może się spełnić tym bardziej, że czuję, że na dwójce dzieci się nie skończy. - szepnął mi do ucha, kiedy dziewczynka do nas podbiegła i złapała mnie za rękę.

Spojrzałam na niego mrużąc oczy, przez co się zaśmiał.

- Ciekawe ile. Jak chcesz więcej dzieci to sam je ródź.

BONDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz