Episode 40

319 25 3
                                    

Lauren POV.

Ostatnie co pamiętam to jak, Camila szarpała się z jednym z ludzi Mendesa, żeby wyjść z auta... Zaraz po tym straciłam pojęcie co się w ogóle ze mną dzieje. Obudziłam się w białym pomieszczeniu, po którym chodziła poddenerwowana Dinah i Normani która starała się ją uspokoić. Ally natomiast siedziała z założonymi rękami i podkrążonymi zapewne od braku snu oczami. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po sali, ale w żadnym zakamarku nie znalazłam Camili. Odpięłam wszystkie przewody, którymi byłam przypięta i chciałam zejść z łóżka, gdy nagle złapała mnie Allyson.

— Lauren obudziłaś się! Minęło szesnaście godzin od twojej utraty przytomności. Ja... Ja próbowałam bronić Camilę. Nie zdążyłam, nie miałam jak. Oni byli wszędzie Lauren! Ledwo stamtąd uszłyśmy z życiem... Poza Lucy. Ona leży w bardzo ciężkim, praktycznie krytycznym stanie dwie sale dalej.

— Nie interesuje mnie Vives. Gdzie moja Camila? Czy ty wiesz co oni mogli jej zrobić przez te szesnaście godzin? Pierdole to, wychodzimy stąd! — krzyknęłam i próbowałam wstać z łóżka.

Gdyby nie Dinah, która złapała mnie w trakcie upadania, najprawdopodobniej moja twarz miałaby niemiłe spotkanie z zimnymi płytkami.

— Ralph jesteś jeszcze słaba... Musisz odpocząć. Co do Camili, szef stara się jak może żeby ją odnaleźć, ale na razie nic nie możemy wskórać. Na własną rękę może nam to nawet zejść rok czasu...

— Dinah, kocham cię jak siostrę wiesz o tym? Ale co ty byś zrobiła na moim miejscu, gdybyś teraz została bez Normani, hm? Bez Camili jestem nikim, okej? Możecie starać się mnie przekonać ile chcecie, ale ja tu wiecej nie zostanę!

— Jeżeli nie my cię przekonamy... To spójrz na swój brzuch. Lekarz mówił że cudem uniknęłaś śmierci Jauregui. Gdy cię tu przywiozłyśmy, byłaś już jedną nogą po drugiej stronie i wąchałaś kwiatki od spodu. Proszę cię, daj sobie pomóc! — krzyczała na mnie Normani, dzięki czemu ponownie wróciłam na swoje łóżko.

Spojrzałam na swoj brzuch który owinięty był bandażami i licznymi opatrunkami, które trzeba było niebawem zmienić, ponieważ nasiąknęły krwią. Gdy tylko dotknęłam swojego brzucha, myślałam że zejdę z bólu. Dinah natychmiastowo zawołała lekarza, który przyszedł z nowymi opatrunkami i bandażami.

— Witam panią Jauregui, cieszę się że jest pani żywa i tak dalej, ale muszę też panią okrzyczeć za swoją nieodpowiedzialność. Czy wie pani, że mogła zginąć? To pierwszy raz w mojej karierze, a leczę już od ponad trzydziestu lat, gdy pacjent po tak poważnym postrzale potrafi chociaż mówić, a panią słychać na całym oddziale.

— Nie rozumie mnie pan. Proszę zmienić mi opatrunki, dać inne do domu i ja stąd wychodzę. Moją narzeczoną porwał ten psychol i pan mi śmie mówić że mam szczęście? Spierdalaj pan na drzewo — odpowiedziałam i podniosłam się do pozycji siedzącej.

Pielęgniarka która była nieopodal odwiązała mi delikatnie bandaże, oraz zdjęła wraz z nimi kilka gaz opatrunkowych. Gdy Allyson zobaczyła moją ranę postrzałową o mało nie spadła z taboretu na którym siedziała, a natomiast Normani była cała blada. Jedynie Dinah próbowała zachować zimną krew. W sumie się im nie dziwie... To wyglądało okropnie. Średniej wielkości dziura, oraz gigantyczny siniec w około nie był najmilszym widokiem, a dokładając do tego zaschniętą krew i ciągle wylewającą się nową wcale nie pomagał. Lekarz odkaził ranę, po czym ponownie ją zabandażował. Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco, po czym wciągnął swój notatnik.

— Jak się pani czuje? Czy coś panią boli? — spytał nie odrywając ode mnie wzroku.

— No kurwa, zostałam postrzelona... Ból magicznie spierdolil. Panie doktorze, w chuj mnie napierdala, czy taka odpowiedz pana satysfakcjonuje? — spytałam sarkastycznie na co mężczyzna pokiwał głową.

— Dziękuje to będzie na tyle. Ma pani jeszcze jakieś spostrzeżenia? Tylko tym razem proszę bez nadmiernego użycia łaciny.

— Chce wyjść do domu. W tym momencie — powiedziałam na co Ally uderzyła się w czoło.

— To bardzo niebezpieczne panno Jauregui, jako lekarz odradzam wychodzenia w tym stanie... Niestety decyzja nie należy do mnie — powiedział i założył swoje okulary na czoło.

— Nie zamierzam się powtarzać. A tym bardziej mówić tego po raz trzeci. Proszę mnie wypisać, idę szukać swojej narzeczonej.

— No dobrze. Nawet nie będę próbował zmienić pani zdania, proszę jedynie na siebie uważać, dobrze?

— Nie będę niczego obiecywać. Jeżeli będzie trzeba mogę nawet umrzeć, jestem na to gotowa. Rozumie pan co to znaczy bać się o kogoś tak bardzo, że nie interesuje pana własne życie? — spytałam co wywołało u niego widoczne zaskoczenie.

Mężczyzna jedynie pokiwał głową na nie, po czym wyszedł z sali.

— Zaraz przyniosę wypis — odpowiedziała druga pielęgniarka, której na początku w ogóle nie zauważyłam.

Zawołałam Dinah, żeby pomogła mi wstać. Blondynka pełna niezadowolenia spełniła moją prośbę i złapała mnie za biodro, pomagając mi ustać na nogach. Ponownie gdyby nie ona, najprawdopodobniej nie ustałabym sama. Przeszywający ból w dole brzucha nie dawał mi nawet szans, na chwilowym zapomnieniu o tym że Mendes mnie postrzelił. Mam nadzieje, że chociaż Camili nic nie jest... Nadzieja umiera ostatnia, prawda? Gdy w końcu poczułam czucie w nogach, podziękowałam Dinah i poczułam że mogę zrobić kilka kroków samodzielnie. Nagle do sali ponownie wszedł lekarz i podarował mi całą wyprawkę dla poprawnego dbania o moją ranę. Allyson odebrała karton, który wyglądał jakbym conajmniej przewoziła w nim jakieś nielegalne substancje czy inne gówna. Były na nim znaczki typu "Uwaga Szkło" czy inne tego typu bzdety. Próbując ignorować ból szłam dalej aż do wyjścia. Na całe szczęście auto było zaparkowane niedaleko, dzięki czemu na spokojnie mogłam do niego podejść i się podeprzeć. Dinah otworzyła samochód, po czym otworzyła mi drzwi, a sama wsiadła jako kierowca. Usiadłam obok, a zaraz po mnie dziewczyny, oraz ten wielki karton, który Allyson położyła pomiędzy nią, a Normani.

— Dobra Jaguar, jaki jest plan? — spytała najwyższa, po czym odpaliła samochód.

— Dinah! Ona ma odpoczywać! — krzyknęła Normani, na do Ally lekko stuknęła ją w ramie.

— Myślisz, że ona serio to zrobi? Prędzej spierdoli nam z domu. Lepiej iść z nią i pilnować tego Mongoła.

— Jakbyście nie zapomniały, ja dalej tu siedzę i to słyszę. Odpowiadając na twoje pytanie Hansen... Zawieź mnie tam, gdzie po raz pierwszy spotkałyśmy Camilę... To znaczy, podczas aresztowania Mendesa — przez chwilę czułam jak mój głos zaczyna się łamać.

Niespodziewanie z moich oczu zaczęły lać się łzy. Aby żadna z dziewczyn tego nie widziała odwróciłam twarz w stronę okna i szybko starłam je z twarzy.

— Lauren... Płacz jest normalny. Nie ukrywaj się z tym, bo będzie tylko gorzej — odpowiedziała Mani, przez co wybuchłam niespodziewanym szlochem.

Please, Arrest Me, Baby. [Camren FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz