Rozdział 11

4.9K 324 28
                                    

Od mojego wypadku minął tydzień. Jack i Wera odwiedzali mnie w dzień a Jeff w nocy. Jak zobaczyłam jak Jack całuje Wercię to aż mi się płakać chciało. Ze szczęścia oczywiście. W końcu dziewczyna ma normalnego chłopaka...to znaczy normalnego w innym sensie. Bo chyba człowieka z czarnymi oczmi i maską na twarzy który wyrywa innym flaki nie można nazwać normalnym.
Wkońcu mogłam opuścić to straszne miejsce (szpital) i mogłam odetchnąć Świeżym powietrzem ale nie na długo bo wszystko co dobre kiedyś się kończy. Pora wrócić do więzienia (szkoły) Były ferie wiosenne i mieliśmy wolne ale kiedyś musiały się kończyć. Moi rodzice wrócili i jak dowiedzieli się o moim "wypadku,, zamiast się o mnie martwić...dali mi szlaban -.- Wiem że się o mnie martwili jak to każdy rodzic ale nie okazywali tego jakoś szczególnie. Jeff przychodził do mnie tylko w nocy i zchodziła nam calutka noc a ja oczywiście rano byłam nie wyspana i tym razem było tak samo tylko że ja musiałam wstać do SZKOŁY! Ja wyczołgałam się z łóżka i zaczełam szukać na ziemi czegoś co mogła bym na siebie włożyć. Bardzo nie chciało mi się iść do łazienki więc stwierdziłam że skoro nie ma Jeffa to chyba mogę przebrać się...Zdjęłam moją górną cześć piżamy i złapałam za mój czarny stanik. Próbowałam się zapiąć ale oczywiście moje cycki stwierdziły że są zbyt małe i sobie jeszcze urosną...Już prawie miałam gdy usłyszałam pukanie od strony okna. O KURWA!! To był Jeff ;-; spojrzałam na niego przez ramię i zobaczyłam Jeffa wpatrującego się w okno z tym uśmieszkiem. Ja wzięłam pierwszą lepszą rzecz która pod ręką która okazała się szczotką i rzuciłam w okno. Jeff prawie spadł. Ja westchnęłam z ulgą. Jak dobrze że nic się nie stało...z oknem. Jakbym je rozbiła to tata by mnie zabił a ja wcześniej zabiła bym Jeffa! Wkońcu udało mi się zakończyć bitwę ze stanikiem i podeszłam do okna otwierając je. Jeff leżał na gałęzi i łapał się za głowę. Ja podałam mu rękę a on skorzystał z pomocy. Killer patrzył na mnie...to znaczy nie na moją twarz tylko nieco niżej...
Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć do 10. Gdy skończyłam dałam mu z pięści w twarz. On syknął i spojrzał na mnie troszkę wrogo. On jest zły?! To on mi się patrzył w cycki!! Oboje mieliśmy coś powiedzieć ale przerwała nam oczywiście mama.

-Alicja ubrałaś się już?!! -moja mama zaczęła wchodzić po schodach. Ja i Jeff zaczęliśmy się kręcić ze zdenerwowania.

-choć- złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę szafy.

-o nie. Ja tam nie wchodzę-wyrwał się mi i zaczął iść w stronę okna lecz gdy drzwi zaczęły się otwierać, ja złapałam go za kaptur i pociągnęłam w stronę szafy .Do mojego pokoju weszła mama.

-kochanie co tak długo? Oh...znowu ?-wtedy mój stanik sam z siebie się odpioł a ja musiałam się zasłonić.

-przecież jeszcze 2 miesiące temu mówiłaś że ten stanik jest dobry-myślałam że się zaraz ze wstydu spale. Przecież w szafie jest Jeff który napewno ma niezłą beke ze mnie...

-może z tobą trzeba iść do lekarza? To jest nienormalne by w ciągu 2 miesięcy aż tak urosły.

-dobra mamo poradzę sobie. Powiec tacie że zaraz zejdę na dół. -blondynka wyszła z pokoju śmiejąc się a ja zatrzasnęłam za nią drzwi. Jeff wyszedł z szafy co chwilę się śmiejąc.  Jeszcze chwila i przysięgam że wyjdze z tąd szybciej niż przyszedł...

-może na prawdę powinnaś iść do lekarza...-Jeff wybuchł śmiechem. Nic się nie stanie jak go zabije co?

-Jeff...pamiętasz jak przeleciałeś przez mój pokój?

-tak a co?

-ciekawe czy teraz też polecisz-wykonałam go przez okno. Słyszałam jak łamią się gałęzie i jego głośny krzyk ale...mało mnie to interesowało...ubrałam na siebie pierwszy lepszy podkoszulek i czarne spodnie. Przerzuciłam przez ramię mój plecak i wyszłam. W salonie spodkałam mame która szykowała się do pracy, Lili która bawiła się Freedy'm i ojca który pił kawę i czytał gazetę.

Gra o śmierć i życie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz