Rozdział 11 - ,,Zgorzkniały dinozaur"

660 25 8
                                    

Kolejne dni dłużyły mi się nieubłagalnie, a sytuacja wśród uczniów wcale nie dodawała mi otuchy. 

Hogwart podzielił się na dwa obozy, ale żadna ze stron nie była przyjaźnie nastawiona do mnie lub do Harry'ego. Jedni ujawniali, swoją wrogość, płatając nam figle, wyśmiewając lub nosząc okropnego plakietki, które albo wiwatowały na cześć Cedrica, albo nas ośmieszały. Niektórzy jednak, z obawy chyba przed Snape'em, po prostu nie odzywali się, do mnie, posyłając mi jedynie nieprzyjemne spojrzenia. 

Miałam tego już powoli po dziurki w nosie, dlatego cały swój wolny czas spędzałam w pokojach lub też gabinecie mojego ojca. Po całej jego pracowni, czy też sypialni walały się moje ubrania, książki oraz zwoje pergaminów. Nie wydawało mi się jednak, aby przeszkadzało to w czymkolwiek Mistrzowi Eliksirów, wręcz przeciwnie. Z kamienną twarzą machnięciem różdżki przenosił moje rzeczy ze swojego łóżka lub też stołu na bok albo pomagał mi w pisaniu esejów na zajęcia. 

Nie obyło się również bez paru wykładów na temat eliksirów lub kilku pojedynków, w których szło mi coraz lepiej.

 Byłam dumna z siebie, ponieważ znałam wiele przydatnych zaklęć, umiałam się odnaleźć w wirze walki i co równie ważne moje ruchy były całkowicie płynne, a jednego razu przyglądająca nam się z boku profesor McGonagall powiedziała, że mam bardzo ładną postawę podczas walki. Bardzo zbliżoną do Snape'a. 

Gracja i styl to również rzeczy, na które zwracał mi uwagę ojciec. Kiedy opanowałam zaklęcia przydatne w pojedynkach zaczął poprawiać moją postawę. Kazał mi się prostować, trzymać rękę prosto, a drugą natomiast trzymać lekko za sobą, ale pod żadnym pozorem nie wymachiwać nią we wszystkie strony. Zwracał uwagę na moje kroki, czy mam proste nogi czy może nieco uginam je w kolanach. Momentami to było bardzo stresujące pamiętać o tylu rzeczach podczas ćwiczeń. 

Wieczorami za to czytałam opasłe tomy na temat eliksirów, a popołudniami po obiedzie, ojciec zawiązywał mi oczy chustą i kazał zgadywać składniki do eliksirów po samym zapachu lub dotyku. Uczył mnie jak przyrządzić eliksir bez zmysłu wzroku albo - jak go rozpoznać. A kiedy siadałam zmęczona na krześle myśląc, że opanowałam cały możliwy materiał, on kręcił głową z lekkim uśmieszkiem na ustach i gestem dłoni przywoływał kolejne to książki z najróżniejszymi eliksirami. 

Jestem pewny, że po szkole będziesz dalej kontynuowała naukę eliksirów u jakiegoś mistrza, aż w końcu staniesz się jednym z nich - mawiał posyłając mi przy tym pytające spojrzenie - mam rację? 

Pytał tak, jakby jednocześnie tego ode mnie wymagał. Byłam mu jednak wdzięczna za to, że zasklepił we mnie miłość do tej dziedziny i nauki i pielęgnował ją przez te wszystkie lata, dlatego bez wahania energicznie kiwałam głową na to pytanie co spotykało się z jego uśmiechem pełnym aprobaty. 

Pewnego popołudnia siedziałam w jego sypialni na fotelu czytając właśnie duży tom jakiejś starej książki. Skrzaty już dawno przyniosły do lochów obiad mnie i mojemu tacie, dlatego spędzałam właśnie resztę dnia w ten sposób ciesząc się z wolnego czasu. Nauczyciele nie zadawali mnie i dwóm pozostałym reprezentantom prawie nic do zrobienia z czego byłam bardzo zadowolona. Chciałam właśnie przewrócić kartkę na następną stronę, lecz do pomieszczenia wpadł Snape ze skwaszoną miną. 

-Nie mam pojęcia, jaki idiota wysyła sowę do lochów, ale domyślam się, że pan Potter chciał wysłać ci list. Idź po tego biednego ptaka, bo za moment złamie sobie dziób przez to pukanie w drzwi. - powiedział i wyszedł, a ja z ciekawością zerwałam się z fotela. 

Wyjrzałam zza drzwi gabinetu ojca, a na korytarzu siedziała rzeczywiście sowa. Bez problemu rozpoznałam w niej Hedwigę. Odwiązałam jej list z nóżki i pomogłam wydostać się z lochów. Zamknęłam za sobą drzwi i szybko zagłębiłam się w paru zdaniach.

Madame Snape | córka Snape'a.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz