Rozdział XVI cz.1 - ,,To nie koniec?"

2.2K 124 9
                                    


taki tam obrazem na polepszenie humoru :)


Po tylu paru dniach uciążliwego leżenia w dziwnej śpiączce i skrzydle szpitalnym wreszcie przestąpiłam próg mojego kochanego dormitorium. Byłam praktycznie sama, ponieważ wszyscy byli na zajęciach. Około południa zeszłam do pokoju wspólnego w spokoju przestudiować księgę o animagii. Dzięki dobrej taktyce i zaklęciom mój liść nie został wykryty, a do ostatecznej przemiany zostały mi tylko 3 dni.

Dobrze, że udało mi się wybudzić na czas.

 Bardzo się obawiam mojej zwierzęcej postać. Obiecałam sobie w duchu, że jeśli będzie to coś kompromitującego to nie zamienię się w to już nigdy w życiu i zapomnę o całej sprawię. Nie mogłabym być przecież jakimś pająkiem albo ogromnym słoniem. 

To musi być zwierzę, które będzie pomocne, a nie będzie zawadzać lub które można łatwo rozdeptać butem. 

Najlepiej gdyby to był jakiś ptak. Może orzeł? Albo coś mniejszego. 

Nie pogardziłabym też jakimś szybszym stworzeniem, na przykład panterą.

Pantera w Wielkiej Brytanii? To zbyt ryzykowne...

Minęła godzina odkąd zaczęłam czytać książkę. Czas jednak skrócił się i wydawało mi się, że zaledwie parę minut czytałam lekturę. Moje rozmyślania przerwał hałas i krzyk. Zdążyłam się tylko domyślić, że moim przyjaciele wrócili z Hogsmeade lub też mają przerwę w zajęciach.

-Al!! - rzucili się na mnie wszyscy.

Pierwszy dopadł do mnie Harry. Mocno i pewnie wziął mnie na ręce i zakręcił się ze mną wokół własnej osi. Zaraz po nim zapłakana Hermiona i Ginny przekrzykiwały się ciesząc się, że nic mi się nie stało dusząc mnie przy okazji swoimi perfumami i uściskiem. Bliźniacy wraz z Ronem przytulili mnie na końcu. Parę osób z mojego rocznika również do mnie podeszło, niektórzy nawet i ze starszych klas.

Czyli wieści się rozeszły dość szybko. 

Percy Weasley puścił mi oczko i z uśmiechem skinął głową w moim kierunku, Lavender i Parvati Patil również mnie wyściskały.

Nie minął kwadrans, a wszyscy razem kisiliśmy się w dormitorium bliźniaków. Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Fred i George ze skupieniem wysłuchiwali moim opowieści. Ich miny na przemian wyrażały szok i niedowierzanie. Hermiona jako pierwsza jednak załapała o co chodzi. 

-To naprawdę okropne, że profesor Dumbledore tak postąpił! 

-Też tak uważam.

-Rozmawiał już z tobą na ten temat? - spytał Harry. 

-Nie jeszcze nie. - pokiwałam przecząco głową. - myślę, że dyrektor nie jest aż taki głupi żeby się pokazywać teraz na oczy mi lub mojemu ojcu. Na pewno zaczeka, aż emocje nieco opadną. 

Na chwilę w Dormitorium zapanowała cisza. Wydawało mi się, że każdy z nas tu obecnych zgłębił się we własnych myślach. 

Może oni również czuli się niespokojnie?

Lekki szelest i jakby cichy stukot czyiś kroków sprawił, że poderwałam głowę do góry od razu odstawiając na bok rozmyślania. Do pokoju z gracją weszła biała łania, patronus. Zwierzę zastrzygło uszami, rozejrzało się po pomieszczeniu i skupiło wzrok na mnie. 

-Za 10 minut w moim gabinecie Alex i weź Pottera. 

Biała mgiełka uformowana w łanię zniknęła.

-Co to było? - spytał z przerażeniem Ron. 

-Patronus. - żachnęła się Hermiona. - mieliśmy już o tym na lekcji Ron...

-Skąd mogłem wiedzieć?

-Gdybyś choć trochę uważał...

-Uważam tyle, ile mogę! 

-Nie czas teraz na kłótnie - odezwał się któryś z bliźniaków. -Alex, bierz Harry'ego i biegnijcie do lochów, bo o ile się nie mylę to ta sarenka przemówiła głosem Snape'a.

-Swoją drogą czy jego patronus nie powinien być nietoperzem? - zastanawiali się na głos doprowadzając innych do śmiechu.

Złapałam za rękaw osłupiałego wciąż Harry'ego i pociągnęłam w stronę wyjścia. 

-Jeśli się nie pospieszymy to uwierz, że będzie źle. - mruknęłam w jego kierunku, ponieważ zaczął się ociągać.

-Jakoś mi się nie spieszy aby iść do lochów. - przewróciłam oczami na jego uwagę. 

-Chcesz czy nie, lepiej to zrób, bo inaczej wrzaski Snape'a usłyszy cały zamek. - to go chyba przekonało, ponieważ przyśpieszył kroku. 

-Masz pojęcie o co może mu chodzić?

-Gdyby wezwał tylko mnie to zapewne chodziłoby mu o jakąś bzdurkę. - uśmiechnęłam się, ponieważ zapowiadało się dość ciekawie. - ale skoro zrobił to w tak oficjalnej wersji zatem musi mu chodzić o coś ważnego. 

-Ale do czego ja mu jestem potrzebny?

-Naprawdę nie wiem Harry i nie chce się nad tym teraz zastanawiać. - stanęliśmy przed zejściem do  lochów. Chwilę się zawahałam lecz potem pewnie zeszłam w dół. - już nic mnie nie zaskoczy, ewentualnie zdenerwuje i rozwścieczy, ale nie zaskoczy. 

Lochy o tej porze nie były wcale puste. Po korytarzach przewijały się kłęby uczniów cicho rozmawiając pomiędzy sobą. Ich rozmowy ustawały kiedy przechodzili obok nas czy kogokolwiek innego. O wiele bardziej różnili się od hałaśliwego Gryffindoru skłonnego do hałasu i robienia imprez. Ślizgoni byli bardzo tajemniczy, a swoich sekretów pilnowali jak oka w głowie. U nas było inaczej, wszystkie tajemnice w mgnieniu oka roztaczały się po Gryfonach. Nie trudno było dowiedzieć się kto z kim chodzi albo w kim jest zakochany. Tym bardziej nie trudno było się dowiedzieć kto przeleżał parę dni w skrzydle szpitalnym i z jakiego powodu. 

-Harry. - ściszyłam swój głos do szeptu. - czy wszyscy wiedzą z jakiego powodu byłam w śpiączce?

-Nie wydaje mi się. - mruknął patrząc pod nogi. Było tu bardzo ciemno i ślisko. - nikt z nas nie puścił pary z ust. Wydaję mi się, że wszyscy myślą, że po prostu byłaś chora, ale nikt nie dopytuje. Boją się twojego ojca. 

-Pocieszające. - uśmiechnęłam się na jego słowa czego chłopak nie mógł zobaczyć przez półmrok jaki tu panował. 

Niemalże krzyknęłam z przerażenia kiedy przed nogami przebiegła mi mysz! Na nikim jednak nie zrobiła ona wrażenia, więc najwyraźniej musieli do tego przywyknąć. 

Idąc korytarzem starałam się dojrzeć gdzieś wśród uczniów moją koleżankę Ślizgonkę Jane. Nie widziałam jej jednak nigdzie, być może jest w ich Pokoju Wspólnym. O dziwo nie zauważyłam też gromadki Malfoy'a co przyjęłam z ulgą. Malfoy i ja to idealny przykład na to, że z rodziną najlepiej wychodzi się tylko na zdjęciach. 

Stanęliśmy przed dobrze znanymi mi drzwiami, pomimo że przed chwilą szłam uśmiechnięta i beztroska to teraz wchodziłam tu z sercem w gardle i duszą na ramieniu. 

Nikt nie wie o co znów może chodzić. 

Madame Snape | córka Snape'a.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz