💙Rozdział 14

856 58 6
                                    

Kiedy obudziłam się w piątkowy poranek, zrozumiałam, że czegoś mi brakuje. Uczucie pustki było odczuwalne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak zwykle wzięłam prysznic i ubrałam się do szkoły. Dopiero jedząc na szybko śniadanie, uświadomiłam sobie, że chodzi o szatynkę.

Brakowało mi jej. Głosu, uśmiechu, spojrzenia, zapachu. Fakt, była na mnie wściekła, ale ile potrafi się gniewać? Wiem że ciekawość prędzej czy później mnie zgubi. Może jednak za szybko próbowałam cokolwiek z niej wyciągnąć?

Może właśnie to wszystko doprowadziło mnie do miejsca, w którym aktualnie się znajduję? A mianowicie jako jedna z pierwszych osób, przed klasą Jauregui i z dobrym śniadaniem oraz kawą w rękach. Kobieta jak zwykle zaskoczyła mnie tym, że siedziała już przy biurku. Z jej planu wynika, że zaczyna dwie lekcje później. Postanowiłam jednak nie drążyć i najciszej, jak potrafię, wchodzę do środka. Początkowo nie porusza się nawet o milimetr, ale chwilę potem nasze spojrzenia się krzyżują. Marszczy brwi, wyraźnie zaskoczona i odkłada plik kartek na bok.

- Dzień dobry, pani profesor - szepczę nieśmiało, a szatynka odchyla się lekko na krześle, poprawiając kołnierzyk koszuli.

-Myślałam, że wyraziłam się jasno. Miałyśmy zobaczyć się dopiero u mnie wieczorem - mamrocze. Oblewam się rumieńcem, zagryzając wnętrze policzka. Liczyłam na bardziej entuzjastyczne przywitanie.

- Przychodzę w pokojowych celach - unoszę dłoń z torebką. - Mogę?

- Proszę - robi miejsce na biurku, testując mnie uważnie wzrokiem. To tylko przyprawia mi dodatkowy stres, ale ostrożnie stawiam przed nią kawę, a przed sobą herbatę i wyciągam zapakowane w plastikowe pudełka śniadanie, które jest jeszcze ciepłe. Na szczęście. - To ja powinnam zabierać cię na śniadania, a nie na odwrót - marudzi.

-Chciałam się w ten sposób pogodzić - mruczę i dostawiam sobie krzesło. Zielonooka wzdycha cicho, wyciągając do mnie dłoń. Od razu ją ujmuję i uśmiecham się lekko.

- Jest okej, nie gniewam się - patrzy na mnie uważnie, na co spalam buraka, zasłaniając się włosami. - Chcę tylko cię prosić, byśmy już więcej nie poruszały tematu mojej przeszłości. To zbyt trudne.

- Dobrze, rozumiem - przytakuję. Kobieta unosi kąciki ust i bierze się za jedzenie, życząc mi smacznego. Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pójść w jej ślady, co oczywiście robię.

- Przepyszne - chwali. Uśmiecham się i kończę szybko swój posiłek. Lauren spogląda na mnie uważnie, oblizując usta. Robię się podniecona na ten z pozoru zwykły gest. Tylko ona tak potrafi. - Coś cię trapi?

- Ja... Um... Chciałabym cię jeszcze przeprosić... Tylko musisz mnie nauczyć - przygryzam wargę i powoli osuwam się na kolana. Szatynka cicho syczy, odsuwając krzesło.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz