💙Rozdział 34

727 45 24
                                    

Budzi mnie rosnące we mnie uczucie oraz napięcie. Pulsuje mi tyłek i uda. Nim na dobre otwieram oczy, Lauren rozpoczyna szaleńczy pęd, pieprząc od tyłu moją drugą dziurkę. Krzyczę, nie będąc na to przygotowana. Wtedy dłoń kobiety zaciska mi się na szyi, nieznacznie unosząc mnie wyżej.

Nie potrafię złapać oddechu, gdy się tak porusza. Jej kutas jest sterczący i twardy jak stal. Wbija się mocniej i mocniej, powodując całą kakofonię jęków. Zaciskam palce na pościeli oraz przestaję się dłużej opierać, bo wiem, że do niczego mnie to nie zaprowadzi. Zielonooka przyśpiesza, nie zwracając na nic uwagi. 

Wyciągam się jak struna, kiedy dochodzę intensywnie, a szatynka strzela strumieniem spermy w moją dziurkę. Opadam bez siły, zatapiając twarz w miękkiej poduszce. Nauczycielka wzdycha jedynie i narzuca na mnie kołdrę. 

- Mam nadzieję, że teraz będziesz pamiętać, czyja jesteś - szepcze mi do ucha. Napinam mięśnie, kiedy jej oddech muska moją skórę. Zawieszona między jawą a snem, odpływam w końcu w krainę Morfeusza.

***

Gdy budzę się ponownie, jest już ranek. Słońce wdziera się przez niezasłonięte rolety, świecąc mi prosto w oczy. Przecieram twarz dłonią i próbuję się podnieść. Kiedy mi się to wreszcie udaje, staję na miękkich jak z waty nogach. Cała się trzęsę, a tyłek pulsuje jak nigdy dotąd. Nadal też znajduję się w pokoju zabaw Jauregui, co mnie zaskakuje, bo normalnie przeniosłaby mnie jak przytulankę do sypialni.

Ignoruję potężny ból całego ciała i wyruszam na poszukiwania ukochanej. Okrywam się jedynie jej leżącą na podłodze koszulą, a następnie wychodzę na hol. Pierwsze kroki prowadzą mnie prosto do kuchni, skąd dobiega cudowny zapach.

Lauren siedzi przy wysepce i zajada się jajecznicą, w międzyczasie czytając gazetę. Druga porcja czeka na mnie naprzeciwko niej. Tymczasem Moonki biega po całym pomieszczeniu, roznosząc swoją karmę. Na mój widok merda radośnie ogonem i nadstawia się na pieszczoty. Gładzę go delikatnie po grzbiecie, by potem zająć wyznaczone miejsce.

- Dzień dobry - mówię cicho, aż kobieta zwraca na mnie uwagę. Odkłada gazetę, prostując się na krześle.

- Zależy dla kogo. Jedz - podsuwa mi szklankę z sokiem. Do oczu napływają mi łzy i staram się szybko odgonić te uczucie, co niezbyt mi wychodzi. - Dlaczego płaczesz?

- Myślałam, że dostałam już swoją pokutę... - kulę się. Koszula nagle wydaje się być o kilka rozmiarów za duża i chętnie bym w niej po prostu utonęła. - A tymczasem nadal jesteś oschła...

Jej spojrzenie nieznacznie łagodnieje, kiedy wzdycha cicho. Pociera nerwowo skronie i wstaje z miejsce. Jestem gotowa pójść za nią, lecz tylko otwiera drzwi na taras, by wypuścić psa do ogrodu. Po drodze zabiera parującą kawę dla siebie oraz herbatę dla mnie.

- Widzisz... To nie jest takie proste jak się wydaje - krzyżuje ze sobą nasze spojrzenia. - Chciałabym zapomnieć i żyć tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło, ale gdy tylko zamykam oczy, widzę, jak całujesz kogoś innego. Jest to jeszcze trudniejsze, kiedy...

- Kiedy, co? - zagryzam mocno wargę. Kobieta wpatruje się tępo w blat. Zaciska szczęki, aż drgają.

- Nic, Camila - sapie i upija kawę. - Uporam się z tym, ale potrzebuję czasu.

- Dobrze - przytakuję, a następnie podchodzę do niej ostrożnie. Boję się jej sprzeciwić, żeby nie dostać kolejnej chłosty. - Wyzwolił się w tobie prawdziwy demon. Nie spodziewałam się, że...

- Że? - podnosi na mnie wzrok. Nieśmiało dotykam wierzchu jej dłoni, ale zaraz potem się cofam. Moje ego zostało co najmniej połechtane i zerżnięte na całego.

- Że jesteś sadystką - stwierdzam. Szatynka nieoczekiwanie wybucha głośnym śmiechem, na co marszczę brwi. To ostatnie, co mogłaby zrobić.

- Oh, Camila - zsuwa się z krzesła i ujmuje kubek. Wygląda co najmniej ponętnie oparta o blat z kawą w dłoni. - Wiedziałaś, na co się piszesz. To, co robiłyśmy wcześniej, to tylko rozgrzewka.

Zaczynam odczuwam syndrom sztokholmski. Patrzę na nią wielkimi oczami, a zarazem chłonę widok. Jest piękna. Myślę o tym, co by zrobiła teraz, gdyby nie było poprzedniej sytuacji. Może kochałybyśmy się w kuchni przed wyjściem do szkoły. A może zerżnęłaby mnie w każdym miejscu tego ogromnego domu. Mam ochotę uderzyć się w twarz. Jestem debilem.

- Słucham? - przełykam ciężko ślinę.

- Idę do pracy. A ty nie spóźnij się na zajęcia - wytyka mi i odstawia kubek do zmywarki. Czuję ukłucie smutku, kiedy przechodzi obok bez pożegnania.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz