💙Epilog

266 18 0
                                    

- Pani Jauregui? - starszy lekarz zerka na mnie znad okularów. Lekko odrętwiała zrywam się ze swojego miejsca. Ręce oraz ubranie nadal mam we krwi, ale nie miałam siły doprowadzić się do porządku, gdy Camila zniknęła za drzwiami sali.

Obie miałyśmy dużo szczęścia. Broń wystrzeliła w momencie, kiedy do mieszkania dotarł Martin wraz z policją. Pocisk utkwił w ciele Michelle, lecz nie tym martwiłam się najbardziej. Brunetka nadal traciła krew, więc moim priorytetem było jak najszybsze dostarczenie jej do szpitala. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, nie wiedząc, co aktualnie się z nią dzieje.

- Co z nią? - sapię, spodziewając się najgorszych wiadomości.

- Panna Cabello miała sporo szczęścia - kąciki ust mężczyzny drgają ku górze, a ja wypuszczam drżący oddech. - Udało nam się ustalić, że Michelle Jauregui oraz Christopher Jauregui, który został zwolniony dyscyplinarnie i oczekuje właśnie w areszcie na proces, próbowali przeprowadzić przekazanie zapłodnionych komórek jajowych. Nie udało im się to, ponieważ... - uśmiecha się nieznacznie i kładzie mi dłoń na ramieniu. - Tu myślę, że dobra wiadomość dla pań, ponieważ panna Cabello jest w ciąży. Gdy zdali sobie z tego sprawę, chcieli dokonać aborcji, stąd...

- Tyle krwi... - kończę i opadam zaskoczona na krzesło. Lekarz przygląda mi się uważnie, kiedy wreszcie podnoszę na niego wzrok. - Camila jest w ciąży?

- To siódmy tydzień. Gratuluję! - ściska moje ramię i uśmiecha się pogodnie. - Zjawiła się tam pani w odpowiedniej chwili. Życie dziecka nie jest zagrożone, a ciąża rozwija się prawidłowo. Udało nam się przetoczyć krew, panna Cabello czuje się już lepiej. Nie mniej jednak nadal będzie musiała zostać na obserwacji. Powinna teraz na siebie uważać i dobrze się odżywiać.

- O-oczywiście - szepczę, pocierając skronie. - Mogę do niej wejść?

- Naturalnie, proszę tylko nie męczyć pacjentki zbyt długo - kiwa głową i posyła mi jeszcze jeden uśmiech. Przecieram twarz, starając doprowadzić się do porządku. Kiedy już mam chwycić za klamkę, w miejscu zatrzymuje mnie jeszcze głos mężczyzny. - Pani siostra niestety... Pocisk utkwił w jej ciele w taki sposób, że prawdopodobnie do końca życia zostanie rośliną. Najbliższe godziny będą decydujące. Pomyślałem, że chce pani wiedzieć.

Przytakuję mu posępnie i przekraczam próg pomieszczenia. Michelle zasłużyła sobie na dużo gorszy los. Zasłużyła na śmierć.

Przybieram naturalny wyraz twarzy, wchodząc głębiej do sali. Camila leży na szpitalnym łóżku podłączona do kroplówki, a jej dłoń spoczywa na małym jeszcze brzuchu. Wygląda lepiej niż w mieszkaniu Lucy. Odzyskała trochę kolorów. Gdy tylko mnie zauważa, rozpromienia się bardziej i podsuwa się nieznacznie na poduszkach.

- Jesteś - stwierdza z uśmiechem, a ja jednym krokiem pokonuję dzielącą nas odległość. Przysiadam na brzegu łóżka i odnajduję jej dłoń, by wycałować wszystkie knykcie. - Przepraszam, że zniszczyłam nasz ślub. Jak widać twój garnitur również do niczego się nie nadaje - chichocze, wskazując palcem na moją zakrwawioną koszulę.

- Że też o to się właśnie martwisz - wzdycham i kręcę głową. - To nie twoja wina, tylko Michelle - wzruszam ramionami. Brunetka puszcza tą uwagę mimo uszu, muskając kciukiem moją szczękę. - Umierałam ze strachu.

- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz. Nas... - chrząka cicho, a ja unoszę kąciki ust góry. - Jeszcze nie zdążyłam zostać panią Jauregui.

- Gdy tylko poczujesz się lepiej, pojedziemy do Vegas i weźmiemy ślub w gronie najbliższych - obiecuję, cmokając wnętrze jej dłoni. Ta informacja sprawia, że uśmiecha się szeroko oraz przyciąga mnie bardziej do siebie, by złożyć czuły pocałunek na moich ustach.

- Jestem za, a teraz... Chyba musimy porozmawiać - poważnieje nagle, krzyżując ze sobą nasze spojrzenia. 

- Ciiś... Już wszystko wiem - przytrzymuję ją za policzek i zamykam jej usta pocałunkiem. - Kocham cię. I małą fasolkę - dziewczyna nie oponuje, kiedy wsuwam rękę pod kołdrę, a następnie muskam opuszkami palców brzuch.

- To było okropne - sapie, wszczepiając się mocno w moje ciało. Obejmuję ją i przyciągam bliżej do siebie. - Michelle powiedziała, że jestem w ciąży i muszą wywołać poronienie, żeby... - trzęsie się, chowając twarz w moją szyję. Pozwalam, by wyrzuciła z siebie wszystko, delikatnie głaszcząc ją po plecach. - Nie chciałam wierzyć. Myślałam, że żartuje, ale wtedy pojawił się ten lekarz. Resztę pamiętam jak przez mgłę, aż poczułam twój dotyk. Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz.

Uśmiecham się nieznacznie i cmokam ją w odsłonięty obojczyk. Obie przeżyłyśmy chwile grozy, ale... Jak mogłabym nie przyjść, skoro na dodatek nosi pod sercem moje dziecko?

- To był Chris, mój przyrodni brat. Mieszkaliśmy razem u Jaureguich. Wiem od lekarza, że obecnie przebywa w areszcie i czeka na proces, natomiast Michelle... Prawdopodobnie do końca życia będzie wegetować - mamroczę, ale czuję, że Cabello rozluźnia się w moich ramionach. Ujmuję ostrożnie jej policzek, a następnie muskam usta. - Zasłużyła na coś o wiele gorszego.

- Hej, to już przeszłość - spogląda mi w oczy, splatając ze sobą nasze palce, które układa sobie potem na brzuchu. - Liczy się to, co jest tutaj teraz. Czuję, że to będą bliźniaki.

- Bliźniaki? - podnoszę brew, dotykając opuszkami palców jej skóry.

- Tak. Są w twojej rodzinie od pokoleń, więc pomyślałam... Bliźniaki? - uśmiecha się, sunąc ustami po mojej szczęce. Sama nie umiem przestać szczerzyć się jak głupia.

- Więc bliźniaki - przytakuję zgodnie.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz