💙Rozdział 30

726 42 60
                                    

Budzę się rano, czując na policzku delikatne liźnięcia. Marszczę brwi i trzepoczę powiekami, zanim otwieram oczy. Przed moim obliczem pojawia się zadowolona mordka małego czarnego psiaka, wesoło merdającego ogonkiem.

Lauren chichocze, podsuwając mi pod nos śniadanie. Zwierzę wskakuje mi na klatkę piersiową, gotowe, by zjeść razem ze mną. Posyłam kobiecie zaskoczone spojrzenie, a ona odpowiada mi jedynie wzruszeniem ramion.

- No co? Dzień dobry, skarbie. To mały prezent dla ciebie - muska ustami moje czoło. Podnoszę się i dotykam delikatnie małych łapek.

- Zaskoczyłaś mnie - szepcze, uśmiechając się, kiedy psinka liże moje palce. Energicznie podskakuje i szczeka, patrząc na talerz z jedzeniem. Chichoczę i daję mu kawałek szynki, którą bierze z radością.

- Pomyślałam, że skoro i tak mieszkasz u mnie, to możemy sobie pozwolić na wspólnego przyjaciela - unosi kąciki ust, czochrając zwierzątko po brzuszku. Pieszczoch przybliża się do jej dłoni, domagając się więcej. To uroczy widok. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego poranka. - Poza tym chciałam sprawić twój uśmiech.

- I sprawiłaś - uśmiecham się do niej szczerze. - Jestem bardzo szczęśliwa - sięgam do ręki kobiety. Przyjmuje mój dotyk z czułym spojrzeniem, posłanym w moim kierunku. Odwzajemniam je i zaczynam powoli jeść.

Oboje dołączają do mnie i takim oto sposobem pochłaniamy całe jedzenie w trójkę, wygłupiając się przy tym. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam szatynkę tak rozluźnioną i radosną. A szkoda, bo ten widok napawa mnie szczęściem. 

Uśmiecham się od ucha do ucha, aż bolą mnie policzki. Śniadanie upływa nam w radosnej atmosferze, przez co zapominam o wszystkich problemach. Zielonooka najwyraźniej też, bo pozwala nam zrobić sobie kilka zdjęć, a potem wyłącza w ogóle telefon. Posyłam jej rozczulone spojrzenie, za które zostaję nagrodzona słodkim buziakiem.

- Jak chcesz go nazwać? - pyta po chwili. Wzruszam lekko ramionami i biorę pieska na ręce. Dwie łapki oraz ucho, a także kawałek ogonka ma białe, a reszta sierści jest koloru czarnego. Ciemne oczka wpatrują się we mnie w przeuroczy sposób, aż ciężko mu czegokolwiek odmówić. Pasuje tu. Pasuje do Lauren. I pasuje do nas.

- Może... - myślę przez chwilę, przyglądając się mu uważnie. - Moonki? - zerkam na nauczycielkę. Ta marszczy brwi, a psiak macha wesoło ogonkiem.

- Dlaczego tak? - pyta zaciekawiona.

- Moon, bo wiem, jaki masz sentyment do motywu słońca i księżyca - mruczę. Jauregui wygląda na zdumioną i zastygłą. Jej twarz w jednej sekundzie skamieniała, natomiast przełyk porusza się szybko, przez co zaczynam się martwić, czy aby na pewno wszystko w porządku. - A "ki", bo dam sobie rękę uciąć, że dziś w nocy nazwałaś mnie małpeczką. Pomyślałam, że wyszłoby urocze połączenie - ciągnę dalej. Szatynka nadal nie rusza się z miejsca, a jej wzrok powoli przestaje być rozbiegany.

- Moonki... Podoba mi się - oblizuje usta, szepcząc po chwili. Po części oddycham z ulgą, ale z drugiej strony jestem nieco zmartwiona. Sama kobieta nie komentuje w żaden sposób swojej nagłej zmiany humoru.

- To nasz pierwszy wspólny skarb - patrzę na nią uważnie, głaszcząc psiaka. Lauren kiwa powoli głową.

- Nasz... Tylko nasz.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz