💙Rozdział 54

362 32 7
                                    

Lauren's POV

- Stresuję się trochę - rzucam pośpiesznie w stronę Camili, gdy parkuję samochód przed Hill Housem. Brunetka uśmiecha się łagodnie, pocierając kciukiem o knykcie mojej prawej ręki. - Martin otworzył strych. Nikt nie był tam od wieków, a nawet jeszcze dłużej. Jestem ciekawa, jakiej prawdy mogę się dowiedzieć o swojej rodzinie.

- Lo, cokolwiek by to nie było, wiesz, że możesz na mnie liczyć - mruczy cicho, przez co jej głos wydaje się jeszcze bardziej kojący. Odprężam się na to, krzyżując ze sobą nasze spojrzenia. 

Jest pierwszą osobą, z którą podzieliłam się swoim strachem. Choć to banalne, dostrzegam zmianę między nami. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mi powiedział, że naprawdę zacznę czuć, zaśmiałabym mu się prosto w twarz. Tymczasem Cabello obudziła we mnie tyle emocji, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nie jest już tą samą wystraszoną i uległą dziewczynką ze szkoły. Jest dojrzałą partnerką, godnie stojącą przy moim boku. 

Wpatruję się w nią przez kilka dobrych minut i uśmiecham się rozczulająco. Brązowooka raczy mnie swoim standardowym rumieńcem, na co mój uśmiech poszerza się jeszcze bardziej. Akurat mam nadzieję, że ta jedna rzecz nie zmieni się nigdy.

- Chodźmy, zanim się rozmyślę i zechcę ochrzcić tylną kanapę samochodu - sapię, posyłając jej lubieżne spojrzenie.

- Nie narzekałabym -   szepcze niby pod nosem, ale jednak na tyle głośno, by dotarło to do moich uszu. 

- Stworzyłam potwora - kręcę głową, chichocząc. Brunetka również się uśmiecha i wysiada z samochodu. Idę w jej ślady, a potem stajemy przed ogromnym wejściem do budynku. 

Kiedy otwieram drzwi, faktycznie zastajemy głuchą ciszę, co oznacza, że Katharina wyjechała oraz wzięła ze sobą Armana. Wyciągam z kieszeni mapę domu, żeby nie stracić ani minuty dłużej. Nie wiadomo, o której wróci blondynka, a póki co nie chcę znaleźć się w zasięgu jej pola rażenia. 

Ruszamy z Camilą przez plątaninę korytarzy i ślepych zaułków. Spodziewałam się, że chociaż dojście na strych będzie łatwe, lecz Bathory Hill House zaczyna mi przypominać nawiedzony dom pani Winchester. Przeklinam w myślach osobę, która go zaprojektowała, aż wreszcie dziewczyna opiera się o jedną ze sztucznych pochodni i otwiera tym samym tajne przejście. Drzwi ustępują niemal natychmiast, ciężko skrzypiąc i ukazując nam potężne schody.

Zerkamy na siebie przelotnie, ostatecznie decydując się na nie wejść. Jest tam tyle stopni, że dotarcie na samą górę zajmuje nam dobre dziesięć minut. Bez słowa opadamy na stojącą najbliżej nas szesnastowieczną zakurzoną kanapę. 

- Trochę tu mrocznie - sapie brązowooka, gdy wreszcie udaje jej się złapać oddech. 

Dopiero teraz mam okazję przyjrzeć się dokładniej pomieszczeniu. Na lewo od wejścia stoi ogromna zabytkowa drewniana szafa z wyrzeźbionym i pomalowanym na zielono kamieniem naszego rodu. Inne meble zostały przykryte białym płótnem, co przypomina mi trochę scenę z taniego kiepskiego horroru. Zaraz pewnie zza rogu wyskoczy seryjny morderca z piłą mechaniczną najnowszej generacji, grożąc, że nas wszystkich pozabija.

- Grunt, że mamy światło - wzdycham ciężko, pocierając skronie. - Chodź, weźmiemy się do pracy, zanim wróci Katharina.

Żwawo ruszamy przed siebie, ściągając z rzeczy kolejne płótna. Odkrywamy tam tylko jakieś bardzo stare oraz zabytkowe meble, które tak uwielbiała moja babcia, kilka obrazów przedstawiających zamek w najlepszych latach jego świetności, a także księgę odwiedzających. Nie przypominam sobie, żeby to miejsce było dostępne dla turystów, ale daty ich odwiedzin wskazują, iż było to jeszcze przed moimi narodzinami. Dziwne, że nikt mi wcześniej o tym nie wspomniał. 

Kiedy już tracę nadzieję, że cokolwiek znajdziemy, wpadam na pewien pomysł. Podchodzę do ściany i badam ją dokładnie. Nie dostrzegając tam nic, to samo robię z trzema pozostałymi. Dopiero ostatnia ustępuje pod moim naciskiem, odsłaniając wąski korytarz. Bez większego zastanowienia przechodzę przez niego, trafiając prosto do ukrytej komnaty.

- Czyli tak naprawdę miałyśmy wszystkie odpowiedzi pod nosem? - dociera do mnie zaskoczony głos Camili, która również wyłania się z korytarza.

- Na to wychodzi - wzdycham ciężko i rozglądam się dookoła. Nic jednak nie wskazuje na to, aby było tu coś nadzwyczajnego, lecz przecież z jakiegoś powodu moja babcia ukryła ten pokój. 

Zaczynam przemierzać go bez większego celu. Cabello robi to samo po przeciwnej stronie. W końcu jedna z płytek porusza się pod moją stopą. Marszczę brwi, kopiąc w nią delikatnie. Odskakuje od razu, ukazując mi metalową skrzynkę okrytą w podłodze. Podnoszę ją bez wahania, ale los postanowił sobie znowu zakpić, bowiem jest zamknięta na kłódkę.

- Poczekaj - mruczy brunetka, ściągając z pleców swój plecak. Grzebie w nim przez chwilę, aż wreszcie wyciąga niewielką wsuwkę do włosów. Kombinuje trochę przy zamknięciu, a te ustępuje dopiero kilka minut później.

- Jesteś wielka - uśmiecham się pod nosem, przez co rumieni się na mój komentarz. 

Od razu otwieram skrzynkę, przechylając ją na bok. Cała zawartość ląduje na podłodze, dlatego mamy nieco większe pole manewru. 

Odnajduję kilka bardzo starych pamiątek i wycinków z gazet. Niewiele mi to mówi, jednak zaciekawia mnie jedna fotografia. Przedstawia ona bliźniaczki obejmujące się na ławce. Rozpoznaję babcię z młodości, ale nigdy nie słyszałam o tym, by miała siostrę. Marszczę brwi, przyglądając się im jeszcze uważniej. 

- Lolo, oczy! - dziewczyna wskazuje na obie kobiety. 

Faktycznie, po bliższym przyjrzeniu się, można zauważyć, że jedna ma ciemne, a druga jasne tęczówki. Babcia zawsze miała zielone i często powtarzała, że to symbol naszego rodu, z czego powinnam być dumna. 

- Moja rodzina chyba naprawdę miała manię zieleni - stwierdzam, na co Camila cicho chichocze. Szybko jednak poważnieje, pokazując mi kolejne zdjęcie.

- Spójrz. Osoba, która tutaj stoi ma jasne oczy - fotografia przedstawia żałobników z pogrzebu babci i zamkniętą już trumnę. To by oznaczało...

- Zmarła nie ta siostra, o której wszyscy myśleli - mrużę oczy, żeby lepiej widzieć.

Następne zdjęcie zostało zrobione dwa lata po śmierci babci i przedstawia ją samą z jasnymi oczami. Odwracam wszystkie fotografie na drugą stronę, odkrywając, że są one podpisane.

"LILIANA ORAZ VIVIANA"

"POGRZEB LILIANY"

"VIVIANA W OŚRODKU DLA OBŁĄKANYCH - RIVER'S SANATORIUM"

- Co jeśli to Viviana zmarła, a Liliana z jakiegoś powodu przyjęła jej tożsamość? - pyta Camila, przeszukując resztę zawartości. Moją uwagę zwraca nienaruszona koperta, którą od razu biorę do ręki. - Co jeśli się na to umówiły już wcześniej? I dlaczego Viviana została wykluczona z rodziny? 

- Ponieważ miała ciemne oczy - szepczę, czytając pobieżnie list z koperty. - Wszyscy od pokoleń mają zielone tęczówki. Jeżeli dziecko rodzi się z ciemnymi, od razu zostaje umieszczane z dala od rodziny i słuch po nim ginie lub udają, że nigdy się nie urodziło.

- To okropne - Cabello przejmuje ode mnie kartkę, również ją czytając.

"Kochana Lauren,

jeżeli znalazłaś ten list, to jesteś na dobrej drodze odkrycia prawdy. Musisz wiedzieć, że z naszej rodziny osoby zostają wykluczone tylko z jednego powodu: ponieważ mają zbyt ciemne oczy. Całe River's jest przepełnione naszymi przodkami. Jak wiadomo, najlepiej szukać wśród bliźniaków.

Liliana Morgado"

- Myślę, że pora odwiedzić River's Sanatorium - zerkam na brunetkę, która mi jedynie przytakuje.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz