💙Rozdział 39

499 41 9
                                    

Ponownie w ciągu ostatnich kilku miesięcy parkuję samochód przez Bathory Hill House. Ponura aura zamczyska udziela się również mi. Nie pamiętam, bym często odwiedzała matkę, kiedy mieszkałam u Jaureguich. Wszystko zmieniło się jednak dopiero w momencie, gdy poznałam Camilę. Chciałam na dobre rozstać się z tym miejscem i swoją rodzicielką, która w przeszłości wolała zawalczyć o mojego ojca niż o mnie. Dzisiejszego poranka miałam nadzieję na ostateczny koniec.

Wysiadam z samochodu, trzaskając drzwiami. Posąg Szekspira przygląda mi się z niewielkiego wzniesienia. Czuję skrępowanie. Za dziecka byłam pewna, że wszystkie rzeźby i obrazy w tym domu żyją własnym życiem, podglądając również moje. Od zawsze mnie przerażały, choć po pewnym czasie nauczyłam się z nimi żyć.

Macham jedynie ręką na Armana, by nie fatygował się otwierać mi drzwi. Sama pcham ciężkie wrota prosto do piekła na ziemi. W korytarzu zjawia się niemal natychmiast Katharina, zaalarmowana moim gwałtownym wejściem. Posyłam jej pełne nienawiści spojrzenie.

- Dlaczego naopowiadałaś Camili te wszystkie głupoty? Teraz nie może normalnie spać, tylko bez przerwy śnią jej się koszmary. I odeszła ode mnie. Przez ciebie - rzucam w stronę matki. Kobieta wygładza nerwowo swoją średniowieczną sukienkę w kolorze ciemnej jak krew czerwieni. Prezent ode mnie połyskuje delikatnie na jej szyi. Jako jedyny świadczy o naszej jakiejkolwiek zażyłości. Kupiłam go jej za swoją pierwszą wypłatę. Bowiem miałam wtedy nadzieję, że nasze stosunki się polepszą, jednak ona bez przerwy goniła za swoją nieosiągalną miłością.

- Ciebie również miło widzieć, Michelle - stwierdza z kpiącym uśmiechem. Mimo całej tej otoczki widzę, jak drżą jej dłonie. Czuję satysfakcję. Nigdy nie była mi matką, choć w pewien sposób się starała. Wydaje mi się, że nie potrafiła mnie dopuścić do siebie zbyt blisko, przez co też nie dopuściłam jej do siebie.

- Jeden raz w życiu nie bądź cyniczną suką i zobacz, jak twoje dziecko cierpi przez ciebie! - wykrzykuję. Tama puszcza. Czuję palące łzy oraz pękające serce, ale tym razem to ja nie daję niczego po sobie poznać. Jestem silna, powtarzam w kółko w myślach.

- Lauren Michelle, jak śmiesz! - uderza mnie w twarz. Cofam się o krok i zaskoczona jej nagłym ruchem, przykrywam dłonią uderzony policzek. Spogląda na mnie spanikowana, gdy zaciskam szczękę i przyjmuję postawę obronną. - Boże, dziecko... Przepraszam.

- Nie mów tak do mnie! - warczę. - Nigdy nie byłam twoim dzieckiem. Nie wiesz, co czułam, kiedy Lucy się zabiła. Nic nie wiesz o naszej relacji. Nie była taka kolorowa, jak ci się wydaje. Nie zabiła się przeze mnie, a z własnej głupoty, tylko dlatego że zrobiła mi coś, czego nie mogła sobie wybaczyć, do jasnej cholery! Więc z łaski swojej przestań kłamać mojej narzeczonej.

- Przed chwilą powiedziałaś, że nie jesteście razem...

- Daj spokój, Katharino - rozbrzmiewa męski głos na szczycie schodów. Mój ojciec, a były partner kobiety spogląda na nas z góry. Zielone oczy wwiercają się we mnie niemalże z troską i ojcowską miłością. Był jedynym mężczyzną, który mi ją okazał, więc uśmiecham się delikatnie na jego widok. - Nic nie wiesz. To do mnie przyszła po śmierci Vives, i to w moje ramię się wypłakiwała. Nie w twoje. Dlatego uważam, że powinnaś choć ten jeden raz odpuścić.

- Martinie, jak możesz! - ciska w niego spojrzenie pełne piorunów. Zielonooki otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak przerywa im mój telefon. 

Na ekranie wyświetla się nieznany numer, ale pod wpływem chwili decyduję się odebrać. W słuchawce następuje długa cisza, po której rozlega się czyjś chrapliwy oddech i szczekanie. Rozpoznaję je od razu. Moonki.

- Camila? - przełykam ciężko ślinę.

- Lauren... Ja... Potrzebuję cię. Czy mogłabyś po mnie przyjechać? - jej słowa zawisają między nami w powietrzu. Wypuszczam drżący oddech, czując, jak schodzi ze mnie całe napięcie.

- Oczywiście. Wyślij mi swoją lokalizację - kiedy rozłączam się z dziewczyną, od razu zwracam się w stronę drzwi. Matka jednak chwyta mój łokieć w imadło swojej dłoni.

- A ty dokąd? - wrzeszczy. Wyrywam się jej, gotowa zaatakować, gdyby próbowała mnie powstrzymać po raz kolejny.

- Widzisz, matko. Ja i Camila tyle przeszłyśmy, że wystarczyłoby na powieść. Na historię miłosną, do której trzeba dopisać zakończenie.

___________

Dla mojej żony z okazji pierwszej rocznicy ślubu, kocham Cię ❤️

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz