💙Rozdział 40

500 38 30
                                    

Kiedy docieram do mieszkania rodziców Camili, podłoga jest cała we krwi. Gdybym nie wiedziała, że dziewczyna żyje, pomyślałabym, że znalazłam się na miejscu zbrodni. Odnajduję ją w łazience. Siedzi skulona przed wanną, a Moonki drży u jej stóp. Gdy mnie widzi, od razu do mnie podbiega, łasząc się. Biorę go na ręce i podchodzę bliżej do brunetki.

- Camz? - pytam cicho, by jej nie przestraszyć. Podnosi głowę, patrząc na mnie zamglonymi oczami. - Co tu się stało?

- Ja... Nie wiem - jąka, trzęsąc się jeszcze bardziej. - Nagle rozbolał mnie brzuch, a później zaczęłam krwawić z krocza... Lolo...

- Cholera - warczę cicho i klękam przed nią. - Już dobrze, jestem przy tobie - układam dłoń na jej ramieniu. Drugą wyciągam telefon i dzwonię po karetkę. Piesek zwija się przerażony w kuleczkę na moich kolanach. 

Cabello nie protestuje, kiedy obejmuję ją i przyciskam do swojej klatki piersiowej. Pozwalam, by szloch zawładnął jej ciałem. Do przyjazdu ratowników bez przerwy ją głaszczę oraz uspokajam. 

Nie pamiętam drogi do szpitala. Wszystko dzieje się jakby w przyśpieszonym tempie. Zgarniam Moonkiego do swojego samochodu, a następnie odwożę go do domu, aby móc pojechać do narzeczonej. Z łatwością odnajduję jej salę. Brunetka powiem siedzi na łóżku w szpitalnej piżamie, patrząc się tępo w ścianę. Gdy mnie zauważa, na jej usta wpływa słaby uśmiech. Wygląda na wyczerpaną i jest bardzo blada, co nie jest do niej podobne. 

Wzdycham ciężko i bez słowa zajmuję miejsce obok. Niemal od razu sięga po moją dłoń i przyciąga do siebie. Ma tak zimną skórę, że jestem tym wręcz przerażona. Czuję, że próbuje się ode mnie ogrzać, choć tak naprawdę przyciąga moje palce do ust, a później wybucha płaczem.

- Ciśś... - obejmuję ją wolnym ramieniem i przytulam mocno. Nagle wydaje mi się taka krucha w moich ramionach. Oddycha chrapliwie, mocząc mi koszulkę. Kiedy się uspokaja, odchyla się lekko, by skrzyżować nasze spojrzenia. Od bardzo dawna nie widziałam w jej oczach tylu emocji. W ogóle nie widziałam żadnych emocji w moim kierunku z jej strony.

- Ja... Przepraszam... To było... Nasze dziecko... - sapie, zaciskając w piąstkach materiał mojej koszulki. Sztywnieję, gdy dociera do mnie sens jej słow. Camila to wyczuwa i przytula się mocniej. Zastygła wpatruję się w okno przed nami. Co, do cholery?!

- Za... zaczekaj tu na mnie, dobrze? - pytam ostrożnie, odsuwając się delikatnie. - Muszę porozmawiać z lekarzem, kiedy będę mogła zabrać cię do domu - mówię cicho.

- Do naszego domu? - w jej oczach błyszczą łzy. Unoszę lekko kąciki ust. Naszego...

- Tak, kochanie. Do naszego domu - powtarzam i wychodzę z sali.

Na korytarzu opieram się o ścianę, biorąc kilka uspokajających oddechów. Cała drżę. Michelle postanowiła umyć ręce i usunąć się do kąta. Lauren po raz kolejny została sama ze swoimi uczuciami.

- Panie doktorze? - wołam, gdy zauważam mężczyznę przechodzącego obok sali Camili. Ten odwraca się w moją stronę i uśmiecha się życzliwie. - Tam leży moja żona - kłamię jak z nut. Choć robi mi się gorąco na brzmienie tego słowa. - Chciałabym się dowiedzieć, co się stało.

- Pani Cabello straciła dużo krwi w wyniku poronienia. Tak się czasami zdarza, kiedy organizm nie jest wystarczająco silny, by utrzymać ciążę, szczególnie w pierwszych jej tygodniach. Bo jak się domyślam, żadna z pań nie wiedziała, prawda? - kiwam mu jedynie głową. Informacja jest dla mnie takim szokiem, że  miękną mi kolana i nie jestem w stanie dobrze ustać. - Nie mniej jednak dowiem się więcej, kiedy już otrzymam szczegółowe wyniki pani żony.

- Tak, oczywiście - odpowiadam machinalnie. - Dziękuję panu bardzo.

Nie wiem, jak docieram do automatu z kawą. Biorę najczarniejszą, jaka tylko jest możliwa i wypijam ją jednym ruchem, jakby wcale nie była gorąca. Napój patrzy mi cały przewód pokarmowy, ale nie zwracam na to uwagi. Opadam na pierwsze lepsze krzesło, chowając głowę w dłonie.

Ciąża. Jak to możliwe, skoro się zabezpieczałyśmy? Ta jedna noc. Jedna jebana noc, gdy byłam na nią wściekła i rozżalona. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej. Michelle nigdy nie chciała mieć dzieci, ale Lauren... Uświadamiam sobie, że cudownie by było zostać mamą. Może nie w tak młodym wieku, tym bardziej że Camila ma dopiero dziewiętnaście lat. Lecz w przyszłości...

Odrzucam od siebie te myśli. Jest teraz zbyt roztrzęsiona poronieniem, żeby znowu zachodzić w ciążę. Biorę się w garść i wracam powoli do jej sali. Leży skulona na łóżku, zaciskając w piąstkach kołdrę.

Kładę się ostrożnie za nią, przytulając do siebie jej delikatne ciało. Brunetka niemal natychmiast się we mnie wtula, wybuchając płaczem. Powoli kołyszę ją w swoich ramionach, całując raz za razem w tył głowy.

- Spokojnie, skarbie. Razem damy sobie radę ze wszystkim - mruczę miękko. Już wiem, co powinnam zrobić.

__________

02nattom_nala04 kocham Cię ❤️ Jesteś najcudowniejszą żoną na świecie 💕☯️

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz