Kiedy docieram do mieszkania rodziców Camili, podłoga jest cała we krwi. Gdybym nie wiedziała, że dziewczyna żyje, pomyślałabym, że znalazłam się na miejscu zbrodni. Odnajduję ją w łazience. Siedzi skulona przed wanną, a Moonki drży u jej stóp. Gdy mnie widzi, od razu do mnie podbiega, łasząc się. Biorę go na ręce i podchodzę bliżej do brunetki.
- Camz? - pytam cicho, by jej nie przestraszyć. Podnosi głowę, patrząc na mnie zamglonymi oczami. - Co tu się stało?
- Ja... Nie wiem - jąka, trzęsąc się jeszcze bardziej. - Nagle rozbolał mnie brzuch, a później zaczęłam krwawić z krocza... Lolo...
- Cholera - warczę cicho i klękam przed nią. - Już dobrze, jestem przy tobie - układam dłoń na jej ramieniu. Drugą wyciągam telefon i dzwonię po karetkę. Piesek zwija się przerażony w kuleczkę na moich kolanach.
Cabello nie protestuje, kiedy obejmuję ją i przyciskam do swojej klatki piersiowej. Pozwalam, by szloch zawładnął jej ciałem. Do przyjazdu ratowników bez przerwy ją głaszczę oraz uspokajam.
Nie pamiętam drogi do szpitala. Wszystko dzieje się jakby w przyśpieszonym tempie. Zgarniam Moonkiego do swojego samochodu, a następnie odwożę go do domu, aby móc pojechać do narzeczonej. Z łatwością odnajduję jej salę. Brunetka powiem siedzi na łóżku w szpitalnej piżamie, patrząc się tępo w ścianę. Gdy mnie zauważa, na jej usta wpływa słaby uśmiech. Wygląda na wyczerpaną i jest bardzo blada, co nie jest do niej podobne.
Wzdycham ciężko i bez słowa zajmuję miejsce obok. Niemal od razu sięga po moją dłoń i przyciąga do siebie. Ma tak zimną skórę, że jestem tym wręcz przerażona. Czuję, że próbuje się ode mnie ogrzać, choć tak naprawdę przyciąga moje palce do ust, a później wybucha płaczem.
- Ciśś... - obejmuję ją wolnym ramieniem i przytulam mocno. Nagle wydaje mi się taka krucha w moich ramionach. Oddycha chrapliwie, mocząc mi koszulkę. Kiedy się uspokaja, odchyla się lekko, by skrzyżować nasze spojrzenia. Od bardzo dawna nie widziałam w jej oczach tylu emocji. W ogóle nie widziałam żadnych emocji w moim kierunku z jej strony.
- Ja... Przepraszam... To było... Nasze dziecko... - sapie, zaciskając w piąstkach materiał mojej koszulki. Sztywnieję, gdy dociera do mnie sens jej słow. Camila to wyczuwa i przytula się mocniej. Zastygła wpatruję się w okno przed nami. Co, do cholery?!
- Za... zaczekaj tu na mnie, dobrze? - pytam ostrożnie, odsuwając się delikatnie. - Muszę porozmawiać z lekarzem, kiedy będę mogła zabrać cię do domu - mówię cicho.
- Do naszego domu? - w jej oczach błyszczą łzy. Unoszę lekko kąciki ust. Naszego...
- Tak, kochanie. Do naszego domu - powtarzam i wychodzę z sali.
Na korytarzu opieram się o ścianę, biorąc kilka uspokajających oddechów. Cała drżę. Michelle postanowiła umyć ręce i usunąć się do kąta. Lauren po raz kolejny została sama ze swoimi uczuciami.
- Panie doktorze? - wołam, gdy zauważam mężczyznę przechodzącego obok sali Camili. Ten odwraca się w moją stronę i uśmiecha się życzliwie. - Tam leży moja żona - kłamię jak z nut. Choć robi mi się gorąco na brzmienie tego słowa. - Chciałabym się dowiedzieć, co się stało.
- Pani Cabello straciła dużo krwi w wyniku poronienia. Tak się czasami zdarza, kiedy organizm nie jest wystarczająco silny, by utrzymać ciążę, szczególnie w pierwszych jej tygodniach. Bo jak się domyślam, żadna z pań nie wiedziała, prawda? - kiwam mu jedynie głową. Informacja jest dla mnie takim szokiem, że miękną mi kolana i nie jestem w stanie dobrze ustać. - Nie mniej jednak dowiem się więcej, kiedy już otrzymam szczegółowe wyniki pani żony.
- Tak, oczywiście - odpowiadam machinalnie. - Dziękuję panu bardzo.
Nie wiem, jak docieram do automatu z kawą. Biorę najczarniejszą, jaka tylko jest możliwa i wypijam ją jednym ruchem, jakby wcale nie była gorąca. Napój patrzy mi cały przewód pokarmowy, ale nie zwracam na to uwagi. Opadam na pierwsze lepsze krzesło, chowając głowę w dłonie.
Ciąża. Jak to możliwe, skoro się zabezpieczałyśmy? Ta jedna noc. Jedna jebana noc, gdy byłam na nią wściekła i rozżalona. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej. Michelle nigdy nie chciała mieć dzieci, ale Lauren... Uświadamiam sobie, że cudownie by było zostać mamą. Może nie w tak młodym wieku, tym bardziej że Camila ma dopiero dziewiętnaście lat. Lecz w przyszłości...
Odrzucam od siebie te myśli. Jest teraz zbyt roztrzęsiona poronieniem, żeby znowu zachodzić w ciążę. Biorę się w garść i wracam powoli do jej sali. Leży skulona na łóżku, zaciskając w piąstkach kołdrę.
Kładę się ostrożnie za nią, przytulając do siebie jej delikatne ciało. Brunetka niemal natychmiast się we mnie wtula, wybuchając płaczem. Powoli kołyszę ją w swoich ramionach, całując raz za razem w tył głowy.
- Spokojnie, skarbie. Razem damy sobie radę ze wszystkim - mruczę miękko. Już wiem, co powinnam zrobić.
__________
02nattom_nala04 kocham Cię ❤️ Jesteś najcudowniejszą żoną na świecie 💕☯️
CZYTASZ
Walking in the dark || Camren FF || ✔️
Fiksi PenggemarDobra Lauren i zła Michelle. Kiedy dobra Lauren jest krzywdzona przez całe dzieciństwo, stwarza potwora, jakim jest Michelle. Czy jedna dziewczyna będzie w stanie to zmienić? FF pisane razem z @nattom0204