💙Rozdział 43

510 40 2
                                    

Domek nad jeziorem, do którego zabrała mnie Lauren, to przepiękna drewniana konstrukcja. Jedna z jego ścian prowadząca na taras jest cała oszklona, skąd dobrze widać prawie bezbarwną czystą wodę. Urządzony w nowoczesnym, ale eleganckim stylu, stanowi idealny przykład prostoty, który pasuje do zielonookiej. 

Przejeżdżam dłonią po czarnobiałym marmurze i zerkam w przestrzeń. Czułam się taka pusta po stracie dziecka, choć nigdy nie było ono planowane. Jauregui jednak dobrze wiedziała, jak tą pustkę zapełnić. Może nie do końca, lecz sprawiła, że poczułam się kompletna. Obserwuję dwie puchate kulki, bawiące się sznurkiem w ogródku. Na tarasie stoi szatynka z kubkiem kawy w dłoni i patrzy na jezioro.

Wzdycham ciężko, kiedy poczucie winy ogarnia mnie całą. Nie wiem, dlaczego wczoraj aż tak ją przycisnęłam. Jestem jednak przekonana, że odciśnie to piętno na umyśle kobiety, czego cholernie żałuję. Już teraz się zdystansowała, tworząc między nami pewnego rodzaju barierę. Nie zamieniłyśmy ze sobą ani słowa, nie licząc informacji, że mam się spakować na wyjazd. Tęsknię za nią i jej głosem. Za dotykiem. Jej wzrok stał się wyprany z jakichkolwiek emocji, nad czym ubolewałam najbardziej. Kochałam, gdy mnie obserwowała ukradkiem. Teraz nie mam na co liczyć.

Ujmuję tacę z przygotowanym śniadaniem i wychodzę wprost na wpadające na taras promienie wschodzącego słońca. Sunki. Uśmiecham się, widząc, jak psiaki odrywają się od zabawy i podbiegają do mnie, merdając wesoło ogonami. Odstawiam jedzenie na niewielki stolik, a następnie pochylam się, by je pogłaskać. Zadowolone z poświęconej im atencji, wracają do sznurka. Kręcę głową i spoglądam na moją piękną narzeczoną. Nieobecnym wzrokiem patrzy na nasze dzieci, niemal od razu odkładając kubek.

- Idę się z nimi pobawić - mówi od niechcenia i przechodzi przez taras.

- Ale... śniadanie - mruczę niepewnie. Jej obojętność jest rażąca. Opadam zrezygnowana na fotel i obserwuję ich.

Chyba pierwszy raz widzę, jak zielonooka się rozluźnia i biega przez cały ogród z piłką, a Moonki i Sunki próbują ją dogonić oraz chwycić zabawkę. To uroczy widok. Żałuję, że przez swój egoizm nie mogę w tym uczestniczyć. Staram się opanować łzy. Podkulam nogi, zakładając na siebie za dużą bluzę Lauren, która wisi na oparciu.

Jauregui przystaje i zerka na mnie. Posyłam jej blady uśmiech, ale go nie odwzajemnia. Rzuca psiakom dwie piłki tenisowe, a następnie rusza w moją stronę. Jej radość wyparowuje jak ręką odjąć, kiedy siada obok w fotelu. Podsuwam jej niepewnie kubek z ulubioną owocową herbatą. Wzdycha jedynie i bierze go.

- Dziękuję, nie musiałaś - mamrocze pod nosem. Przełykam ślinę i wyciągam do niej rękę, ale odsuwa się. Spuszczam wzrok, skupiając się na swoim gorącym napoju.

- Chciałam... - zaciskam palce na kubku. - Będziesz mnie teraz unikać?

- Camila, wyszłam poza swoją strefę komfortu i nie jestem pewna, czy potrafię do niej wrócić - rzuca ostro. Wzdrygam się na jej ton, czując palące łzy pod powiekami.

- Przepraszam... - szepczę cicho. Wiercę się nieswojo, podczas gdy szatynka wygląda na niezwykle opanowaną, choć pod maską obojętności widzę tlące się emocje. Wiem, jak bardzo spieprzyłam. - Czy zechcesz mnie ukarać?

- Jedyne, o czym marzę w tym momencie, to poczucie bezpieczeństwa - warczy. Podskakuję na swoim miejscu. Z hukiem odstawia kubek i pochyla się, by sięgnąć po dwie puchate kulki. Moonki liże ją po policzku, a Sunki układa się wygodnie na jej kolanach. Wiele bym dała, żeby być na ich miejscu. - Nie na taki tydzień liczyłam.

- Ja też nie - niemal wchodzę jej w słowo. - Myślałam, że uda nam się pogodzić, a potem... Spieprzyłam.

- Cieszę się, że masz tego świadomość - mamrocze i podnosi się. Pieski popiskują radośnie w jej ramionach. Wnosi je do domu, by chwilę później napełnić miski mokrą karmą. 

Obejmuję się ciasno ramionami, powstrzymując łzy. Nie tknęła śniadania. To chyba boli najbardziej, że nie zjadła ze mną posiłku przy wspólnym stole. Zamykam oczy, opierając się tyłem głowy o ścianę za plecami.

Wibrujący telefon przyprawia mnie prawie o zawał serca. Zagryzam wargę i sięgam po telefon, sprawdzając wiadomość.

Pokój na strychu.

Niczego więcej nie musi dopowiadać.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz