💙Rozdział 52

408 36 6
                                    

Po dość zaskakującym i pełnym wrażeń weekendzie, Lauren zadbała o to, bym bezpiecznie dotarła do szkoły w poniedziałek. Zbliżał się koniec roku szkolnego, co wiązało się z tym, że niedługo stanę się jej absolwentką. Szatynce było to jak najbardziej na rękę, ponieważ w końcu nie będzie musiała się martwić o związek z uczennicą, przez który mogłaby mieć teraz problemy. Nie chcąc jej ich dokładać, posłusznie pojechałam rano taksówką do placówki edukacyjnej. 

Na parkingu przywitałam się z kilkoma osobami i pomachałam do Dinah, stojącej przy swoim samochodzie. Uczniowie przechodzili jak na skazanie przez główne wejście, ale i tak wypatrzyłam w tłumie burzę ciemnych włosów, w których moje palce znikają co najmniej sto razy dziennie. Kobieta pochyla się nad torebką, ewidentnie czegoś w niej szukając. Mimo, że zatrzymała się praktycznie na środku, to wszyscy omijają ją tak sprawnie, jakby bali się, że zaraz dostaną karę za same wpadnięcie na nią. Nie należąc do tej grupy osób, podchodzę do nauczycielki na luzie.

- Dzień dobry, pani Jauregui - mruczę nisko, podkreślając dwa ostatnie słowa. Zerka na mnie znad swoich okularów, a w kącikach jej ust czai się półuśmiech. Jednym ruchem zamyka torebkę i przewiesza ją sobie przez ramię. Znam ją na tyle, by wiedzieć, że to była tylko wymówka, aby na mnie zaczekać.

- Camila, dzień dobry - głos ma ociekający porannym seksem, co tylko pobudza moje libido.

Przechodząc przez szkolny korytarz, obie milczymy. Nikogo nie dziwi fakt, że staję pod jej klasą, skoro za chwilę zaczynamy razem lekcję. Szatynka otwiera salę, posyłając mi w tym czasie długie spojrzenie. Uśmiecham się do niej przelotnie, ale sekundę potem mina mi rzędnie, gdy na korytarzu spostrzegam blondynkę, którą pocałowałam w ramach zemsty na Lauren. Kobieta chyba też ją rozpoznaje, bo nagle cała się spina.

- Dzień dobry, przyszłam na umówioną poprawę sprawdzianu. Sara Hall - mówi do nauczycielki, lecz posyła mi niewinny i nieśmiały uśmiech. Przeklinam się w myślach, zaciskając pięści. Jak mogłam być taka głupia?

- Zapraszam - mamrocze szorstko Jauregui, otwierając szerzej drzwi. Niemal od razu wślizguję się na swoje miejsce przed jej biurkiem. Dziewczyna siada w ławce obok, a szatynka nawet na mnie nie spogląda. Mam ochotę kopnąć ją pod stolikiem, ale przez cały ten czas opiera się o jego kant. - Wy również wyciągnijcie kartki, napiszecie kartkówkę z trzech ostatnich lekcji.

Po klasie rozchodzi się fala protestu, a ja zerkam na nią jak na debila. W końcu raczy mnie swoim ostrym spojrzeniem, przez które fala soczków spływa na moje uda. To wzrok dominantki, przez który nie potrafię się jej sprzeciwić.

Szybko zapisuje na tablicy trzy pytania, a później daje kartkę ze sprawdzianem Sarze i wraca na swoje miejsce. Gapię się na nią jak na wariatkę, kiedy tym razem do końca wyznaczonego czasu nie podsuwa mi odpowiedzi. 

- Cabello - zatrzymuje mnie, gdy każdy kładzie jej swoją pracę na biurko i wychodzi z klasy. - Oddałaś pustą kartkę, nie nauczyłaś się - mówi miękko. Hall odkłada sprawdzian i zatrzymuje na mnie swój wzrok o wiele dłużej niż powinna. Lauren to zauważa, zakładając ręce na piersi. Wygląda tak groźnie, że sama wolałabym uniknąć teraz jej kary. Chyba fakt, że zaraz dostanę reprymendę, zmusza dziewczynę do wyjścia, bo nawet posłusznie zamyka za sobą drzwi. - Liczę, że w piątek o szesnastej przyjdziesz na korepetycje.

- Jesteś... - sapię, czując, że złość wypełnia moją klatkę piersiową. - Jeśli myślisz, że możesz mnie zabierać to tej twojej komnaty seksu, a potem nie mówić nic o kartkówce, to...

- To co? - chichocze, przysiadając na rogu biurka. - Co mi zrobisz, Camila?

- Wiesz co... Wal się, Lauren - warczę i pokazuję jej środkowy palec.

Kobieta reaguje niemal od razu, pokonując dzielącą nas odległość jednym krokiem. Sekundę zajmuje jej przekręcenie zamka w drzwiach. Spojrzenie ma niemal zamglone, kiedy ujmuje moją dłoń, a następnie przejeżdża językiem wzdłuż całej długości palca. Jęczę, co zdaje się być jej zapalnikiem. 

Popycha mnie na jedną z ławek, łącząc dwie ze sobą. Idealnie wpasowuje się między moje uda, zamykając mnie w ścianach własnych ramion. Krzyżujemy ze sobą swoje tęczówki, co jest dla mnie zgubne. Delikatny zieleń jej oczu stał się teraz głęboki, wchodzący w czerń.

- Właśnie myślę, że zabiorę cię do mojej komnaty seksu, a później zerżnę cię w szkole, byś błagała o więcej - mówi, podciągając moją czarną spódniczkę. - Bo uwielbiam, gdy prosisz.

- Chryste - sapię, zarzucając jej ramiona na kark. Nasze usta odnajdują się w spragnionym pocałunku.

Zupełnie nie panuję nad tym, że moja dłoń wędruje do rozporka jej spodni. Odpinam go jednym pociągnięciem i uwalniam naprężonego członka. Szatynka sapie, rozrywając moje rajstopy. Nie zwracam jednak na to większej uwagi, bo i tak były całe przemoczone. 

- Jesteś moja - mamrocze, podkreślając każde słowo.

- Twoja - przymykam powieki i wypycham biodra w jej stronę. Wchodzi we mnie od razu, a gorące wnętrze niemal pochłania całą jej długość.

Narzuca szybkie i ostre tempo, za którym ledwie jestem w stanie nadążyć. Wyrywają mi się pojedyncze wyrazy typu "proszę" i "błagam", a reszta jest jedną wielką papką jęków oraz skomleń. Zgodnie z obietnicą rżnie mnie tak mocno, jak jej się tylko podoba.

Staram się nadążyć z wypychaniem bioder, ale jest to trudniejsze niż mi się wydawało. Zielonooka nieprzerwanie uderza w mój punkt G, gdy soczki rozchlapują się wokół naszych bioder. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam aż tak mokra. 

Jej szaleńcze tempo doprowadza mnie do stanu, w którym widzę gwiazdki. Zaciskam palce na jej karku, zostawiając tam prawdopodobnie czerwone pręgi po paznokciach. Kobieta jednak tylko zwiększa swoje pchnięcia, dodatkowo  masując kciukiem moją łechtaczkę. 

Gdy osiągam orgazm, zdecydowanie znajduję się na innej planecie. Ledwo łapię oddech, nadal widząc milion świecących w głowie punkcików. Lauren przylega do mojej klatki piersiowej, przejeżdżając językiem tuż za moim uchem.

- Spuszczę się - skomli, na co wypycham biodra.

- Dalej, skarbie - mruczę, poruszając się lekko. Pozwalam, by doszła, a ciepły wytrysk rozlewający się w moim wnętrzu, daje mi kolejne spełnienie. 

Lauren opada na mnie zdyszana. Przyciągam ją więc bliżej do siebie i składam delikatny pocałunek na czubku jej głowy. W tej chwili nic więcej nie potrzebuję do szczęścia. Leżymy tak przez kilka dobrych minut, aż nasz moment przerywa dzwonek na lekcję.

- I tak widzę cię w piątek na korepetycjach - rzuca z czarującym uśmiechem, składając ostatni pocałunek na moich ustach.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz