💙Rozdział 53

394 34 2
                                    

Kończyłam właśnie przeżuwać ostatni kęs swojej kanapki zrobionej przez Lauren, gdy dosiadła się do mnie Sara Hall. Dzisiaj wyjątkowo postanowiłam wybrać szkolną stołówkę, by zjeść drugie śniadanie, ponieważ nie mogłam bez przerwy przesiadywać w klasie Jauregui. Zresztą, poniekąd to Dinah mnie tu wyciągnęła. Dawno nie rozmawiałyśmy, właściwie od czasu moje małego wypadku. Pomyślałam, że taka rozrywka dobrze mi zrobi, lecz po kilku minutach dołączyła do nas dziewczyna blondynki, Normani. Po krótkiej wymianie zdań obie udały się na wf, a ja zostałam, żeby dokończyć jedzenie. 

- Hej - przywitała się nieśmiałym uśmiechem, co niemal zignorowałam.

- Cześć - mruknęłam jedynie, chowając do plecaka butelkę z wodą.

- Długo nie było cię w szkole - puściłam te słowo mimo uszu, zerkając na jej prawie pełną tacę. Oznaczało to, że zamierzała ze mną zjeść bez pytania o to, a ja nie miałam ochoty w tej chwili się z nią użerać. Była tylko moim błędem, o którym zamierzałam zapomnieć. - Coś się stało?

- To raczej nie twoja sprawa - podnoszę brew, zbierając swoje rzeczy.

- Poczekaj, nie odchodź jeszcze - próbuje złapać mnie za rękę, ale w ostatniej chwili się jej wyrywam. Spoglądam na dziewczynę z rezerwą i ostrzeżeniem.

- Słuchaj, wiem, że cię pocałowałam, ale to było jednorazowe - mamrocze. - Byłam wtedy wściekła i zraniona. Myślałam, że osoba, z którą się wtedy spotykałam mnie zdradziła i chciałam się odegrać, lecz nie przypuszczałam, że może spędzać czas z kimś z rodziny. Przepraszam za pocałunek i za zrobienie ci nadziei. Teraz wybacz, bo... jestem zajęta już na poważnie - podnoszę dłoń, ukazując jej pobłyskujący pierścionek zaręczynowy. Hall otwiera usta, zaciskając rękę na swojej tacy.

- Ja... oh... myślałam, że się ze mną umówisz - szepcze tak cicho, że ledwo jestem w stanie ją zrozumieć.

- Camilo, mogę prosić cię na sekundę? - przerywa nam chrapliwy głos Lauren. Przeklinam się w myślisz, bo z moim pechem to niemal oczywiste, że musiała widzieć całe zajście. Przełykam ślinę, zerkając w cudownie hipnotyzujące tęczówki.

Kobieta trzyma w dłoni kartkę z moją ostatnią kartkówką. Na marginesie widzę liczne poprawki naniesione jej idealnym pismem, ale w oczy rzucają się przede wszystkim moje koślawe odpowiedzi. Wygląda nienagannie jak zwykle w szarych jeansach i marynarce tego samego koloru oraz białej koszuli z rozpiętym jednym guzikiem.

Podniecenie kumuluje mi się w dole brzucha, a ja nie potrafię go powstrzymać. Jeśli gdzieś mogłaby być bardziej groźna to tylko w pokoju zabaw. Na samą myśl robi mi się mokro, co najwyraźniej nie uchodzi uwadze zielonookiej. Jej twarz wyraźnie łagodnieje, kiedy podaje mi test, na którym widnieje czerwone C.

- Oczywiście, pani profesor - ulegam, nawet nie spoglądając w stronę Sary. Od razu ruszam za kobietą, próbując dorównać jej kroku.

- Pozytywnie zaskoczyła mnie twoja ocena, robisz postępy - stwierdza tak, aby słyszało ją kilka osób. - Musisz poprawić tylko dwa ostatnie sprawdziany. Przygotowałam ci już materiały - wpuszcza mnie do klasy i bezszelestnie zamyka za nami drzwi. Doskonale wiem, że to tylko jej wymówka, bo miałam raptem jedną negatywną ocenę.

Obserwuję ją uważnie, gdy podchodzi do biurka i zajmuje swoje standardowe miejsce. Bez najmniejszego skrępowania rzucam plecak na podłogę, bezceremonialnie siadając na blacie przed kobietą. Martwi mnie jedynie zmarszczka między jej brwiami, kiedy intensywnie nad czymś myśli. Wygładzam ją delikatnie kciukiem, uśmiechając się lekko.

- Po prostu zapytaj - szepcze, krzyżując ze sobą nasze spojrzenia. Chwilę się waha, nim kładzie dłonie na moich udach i przybliża się nieznacznie.

- Dlaczego kręci się wokół ciebie? - mruczy, na co prawie parskam śmiechem. Wiedziałam, że chodziło o Hall. Zazdrość była wypisana na twarzy Jauregui od samego początku.

- Dosiadła się na stołówce, bo Dinah i Normani zebrały się na lekcję i zostałam sama. Chciała się umówić, ale zaznaczyłam, że jestem zajęta, a tamten pocałunek nic nie znaczył - zapewniam, głaszcząc ją czule po policzku. - Przysięgam, że jesteś tylko ty. To zawsze byłaś ty.

- Jesteś moja - mówi hardo, przyciągając mnie za biodra na koniec biurka. Odchylam się w tył, opierając ręce za plecami i wyginając się w łuk. 

Zielonooka wjeżdża palcami pod moją spódniczkę, ściągając powoli majtki. Dziękuję Bogu, że ubrałam ją dzisiejszego ranka, bo spragniona łechtaczka już nie może się doczekać jej pełnych ust. Rzuca mi szybkie spojrzenie, gdy kiwam pośpiesznie głową, a następnie rozchyla językiem wargi sromowe. 

Jęczę głośno, wplątując dłoń we włosy kobiety. Ulga, jaką dają mi jej wargi jest wręcz nie do opisania. Przyciągam ją bliżej z każdym ruchem, coraz szybciej wypychając biodra. Język szatynki nabija się głębiej i głębiej, aż nie umiem złapać tchu. Soczki spływają wprost do jej gardła, lecz mimo to nie przestaje. Szoruje o moje ścianki, kciukiem muskając łechtaczkę. 

Tryskam lawiną soczków w jej usta, osiągając sam szczyt Mount Everestu. Moje ciało się trzęsie, spragnione więcej pieszczot. Opadam na biurko plecami, powoli głaszcząc zielonooką po włosach, kiedy ta wylizuje do czysta mój orgazm. Niemal skomlę, gdy się odsuwa i z zawadiackim uśmiechem podaje mi dłoń.

- Niestety nie mamy więcej czasu, skarbie, ale wynagrodzę ci to w domu - mruczy, rozbawiona moim niezadowoleniem. - Martin napisał mi, że Katharina gdzieś wyjechała. Chcę sprawdzić dom, bo myślę, że wpadłam na całkiem niezły trop.

- Okej, pod warunkiem, że zabierzesz mnie do ukrytej komnaty - mrużę oczy, czym wywołuję śmiech kobiety. Sama się uśmiechem i korzystam z okazji, wtulając się w jej klatkę piersiową.

- Dobrze. Wybierzemy się tam, moja niewyżyta narzeczono.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz