💙Rozdział 28

667 44 6
                                    

Sama nie wiem do końca, co tutaj robię, ale pierwsze kroki prowadzą mnie pod dom szatynki. Przechodzę przez niedomkniętą furtkę i pukam lekko do drzwi. Czuję się mała oraz bezbronna, kiedy otwiera je w pełnym outficie ze szkoły. Kulę się w za dużej bluzie należącej do zielonookiej.

- Camila? Co ty tu robisz? - wciąga mnie za łokieć do środka. Nie umiem zebrać myśli, by logicznie odpowiedzieć kobiecie. - Co się stało? Cała przemokłaś.

- Ja... Pokłóciłam się z rodzicami... i... - jąkam cicho, a nauczycielka obejmuje mnie mocno. Wtulam się w jej pierś, łkając pod nosem. - W-wyrzucili m-mnie...

- Oh, maleństwo - łapie moją torbę, wchodząc do środka. Posłusznie idę przyczepiona do jej boku niczym rzep do psiego ogona. - Zrobię kakao.

Odkłada rzeczy do salonu, a następnie przechodzi do kuchni. Roztrzęsiona wlokę się za nią. Obejmuję talię Lauren najmocniej, jak potrafię i zamykam oczy. Kobieta głaszcze mnie delikatnie po głowie, jednocześnie gotując mleko.

Odprężam się nieznacznie. Czuję się lepiej, gdy zapach kobiety wypełnia moje nozdrza. Spokój. Błogi spokój. I cisza. Żadna z nas nie mówi ani słowa, ale wiem, że szatynka nie potrafi pocieszać. Nawet tego nie oczekuję. Wystarczy mi sama jej obecność.

- Gotowe - stawia dwa kubki na wysepce. Niechętnie się od niej odrywam i siadam na krześle.

- Dziękuję - zielonooka zajmuje miejsce obok, patrząc na mnie uważnie. Marszczy czoło, ewidentnie się nad czymś zastanawiając. Drżę i biorę głęboki oddech. - Spokojnie. Chodzi o to, że um... to głupie - spuszczam głowę, rumieniąc się mocno. Kobieta układa dłoń na moim ramieniu, ściskając je w kojącym geście. - Kupiłam bieliznę... dla ciebie - zagryzam wnętrze policzka. - Seksowną... - dodaję, a nauczycielka ze świstem wciąga powietrze. - I znalazła ją mama... Rodzice są raczej religijni. Próbowałam się tłumaczyć, ale nic to nie dało. Nie wyobrażają sobie, bym miała w tym wieku kogokolwiek. W ogóle, żebym kogoś miała, zanim nie skończę szkoły. Pokłóciliśmy się. Padło za dużo słów, szczególnie ze strony ojca. Powiedział, że jeśli zamierzam nadal się z kimś prowadzać, to mam się wynosić. Więc się wyniosłam... Nie jestem w stanie z ciebie zrezygnować - patrzę w podłogę.

- Camila... - szepcze tak cicho, że ledwie jestem w stanie ją usłyszeć. Zagryzam wnętrze policzka do krwi, uświadamiając sobie, jak głupio brzmię. Może szatynka wcale nie odwzajemnia moich uczuć. - Nie wiem, czy jestem warta tego, by wybierać mnie, zamiast rodziny.

- Jesteś, oczywiście, że jesteś - od razu podnoszę na nią wzrok i układam dłoń na jej policzku. Zaciska szczękę, lecz pozwala, bym delikatnie ją głaskała, przymykając powieki. - Dlaczego uważasz inaczej?

- Bo wiem, jak szybko się wszystkim nudzę - mówi zupełnie szczerze. Tym razem to ja marszczę brwi w zaskoczeniu.

- Ty? - oblizuję usta. - To chyba ja powinnam się obawiać, że się mną znudzisz. W końcu jestem tylko uczennicą, a ty nauczycielką...

Obejmuje mnie delikatnie i przeciąga na swoje kolana. Łapię ją mocno za kark, by się nie wywrócić do tyłu. Przylegam do niej niczym koala, spoglądając kobiecie w oczy. Odwzajemnia spojrzenie i ujmuje mój policzek.

- Zawsze znajdziesz miejsce w moim domu - szepcze cicho. Unoszę lekko kąciki ust, chowając jej głowę pod brodę.

Zamykam oczy, wsłuchując się w bicie jej serca. Czuję, jak moje ciało ogarnia błogi spokój. Jej ramiona to najlepsze miejsce, w jakim mogłam się teraz znaleźć. Każda żyła wypełnia mi się szczęściem i miłością. Najszczerszą miłością do tej zranionej maleńkiej duszyczki.

- Lauren? - zagryzam wargę.

Przytula mnie mocniej i opiera brodę na mojej głowie. Odprężam się jeszcze bardziej, uśmiechając się pod nosem.

- Dawno nie byłyśmy w pokoju zabaw - rysuję delikatne wzorki palcem na jej udzie.

Walking in the dark || Camren FF || ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz