031 - Szlaban

57 4 3
                                    

Margo obudziła się po dłuższej chwili. Była przykuta do sufitu na długim łańcuchu. Kajdanki mocno ściskały jej dłonie. Właściwie nie czuła rąk, krew od dłuższego czasu przez nie nie przepływała. Wisiała parę centymetrów od ziemi i próbowała skontaktować się z Goku. Wiedziała, że nic do niego nie dociera.

Poczuła jak serce zmienia rytm. Zacisnęła oczy, czując łzy kiedy przyspieszało w niebezpieczny sposób. Chciała aby Goku też to poczuł, musiała mu to przekazać. Po chwili się uśmiechnęła czując spokój. Wiedziała, że jej atak do niego dotarł a on pomógł jej nad tym zapanować.

W pomieszczeniu w którym była, panowała cisza i ciemność, tylko jej postać była oświetlona, przez kilka ledowych żarówek. Margo chciała się podciągnąć, ale nie miała w ogóle siły.

— Goku — wyszeptała prosząco. — Son Goku, ratuj.

Była zmęczona fizycznie i psychicznie. Miała dość tego wszystkiego. Gdyby nie była tak pewna siebie, nie zostałaby uwięziona, wszystko byłoby na swoim miejscu. Machała delikatnie stopami i zastanawiała się co może w tej sytuacji zrobić.

Ręce zupełnie odmówiły posłuszeństwa. Żałowała, że nie ma krwi Piccolo, mogłaby je sobie wyrwać i odbudować tak jak on to robi. Przypomniała sobie ich treningi. Nameczanim ciągle na nią krzyczał, wymagał zupełnego skupienia, a ona ciągle się z niego nabijała i wytykała bycie nianią dla Pan.

Do głowy przyszedł jej Trunks i ich wspólne chwile. Jeszcze tylko chwilę i zwrócą mu życie. Pierwsze co zrobi to przyłoży mu mocno w łeb, że dał się zabić w jeszcze głupszy sposób niż ona, a później wyściska go z całych sił. Tęskniła za nim, pragnęła z nim porozmawiać, chciała aby ją przytulił jak podczas podróży w kosmosie.

Zaczęło jej się nudzić to machanie nogami i wspominki, czekała na jakiś ruch. Nic się nie działo, jakby wzięli ją dla zasady. Mieli plan i ona chciała go poznać.

— Osamu! Geero! — krzyknęła. — Zaczynam się nudzić, więc zróbcie co musicie i dajcie Goku mnie uratować!

— Nie masz czucia w rękach i się nudzisz? — Usłyszała brata.

Zaśmiała się, bo zrozumiała w jakiej jest pozycji. W pomieszczeniu zapaliły się światła, a ona spuściła głowę, zakryła oczy grzywką. Kątem oka widziała, że pomieszczenie było przestronne, przy ścianach były różne maszyny. Ona wisiała na środku. Całe pomieszczenie było w chłodnych kolorach, trochę czuła się jakby była w laboratorium Bulmy.

Przed nią stał Osamu i Geero. Oboje uśmiechali się triumfalnie. Mieli to czego szukali. Połączenie krwi Ziemianki i Saiyana, które oboje stworzyli, czyli połączenie idealne. Do tego ona przekraczała granice w każdej chwili.

— Nawet bardzo. — Uśmiechnęła się. — O moje ręce się nie martw, mają się dobrze.

— Nie masz czucia — przerwał jej.

— O moje ręce się nie martw — powtórzyła z jeszcze większym uśmiechem. — Przecież dodałeś mi krew Piccolo. Może je wyrwę i mi odrosną? Chociaż Bardock mi to odradza.

— Siostruniu — zaczął podchodząc bliżej. — Nie wiem kim jest Bardock. — Stanął naprzeciwko niej.

— Jest ojcem Kakarotto, został moim trenerem, ale też moim przyjacielem, to ktoś ważniejszy od ciebie braciszku, a nawet nie żyje.

Przez swoje włosy wszystko widziała, ale wiedziała, że oni tego nie dojrzą. Powiedziała coś co zabolało Osamu. Ktoś jest jej trenerem i jest ważniejszy od niego. Uśmiechała się pod nosem widząc ból brata. Jednocześnie w duchu, podziękowała tamtemu Strażnikowi za wysłanie do Saiyan. Całkiem świadomie machała swoim ogonem na wszystkie strony. Widziała wzrok brata który podążał za jej małym dodatkiem, a ona się nim bawiła.

Hybryda [Korekta 3/61]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz