003 - Komnata Ducha i Czasu.

131 15 2
                                    

Dziewczyna przebrała się w suchy strój i spięła długie włosy. Ktoś zapukał do drzwi łazienki, a po chwili, na zaproszenie, weszła przez nie Chi Chi. Z uśmiechem trzymała coś za plecami. Margo polubiła ją. Była silną kobietą, gotową na obronę kogoś bliskiego.

— Zrobiłam go dla ciebie — powiedziała, podając jej niebieski plecak z kilkoma małymi kieszeniami i jedną największą. — Myślę, że na taką drogę ci się przyda.

Dziewczyna spakowała wszystko w swój prezent. Miała zapasowy strój dla siebie i Goku. Na wszelki wypadek wzięła też kapsułki Hoi—Poi. Dostała je od rodziców przed wyjazdem do internatu, który w ogóle nie istniał. Chwyciła ramkę ze zdjęciem brata.

Patrzyła z niedowierzaniem. Po chwili wyjęła fotografię i podarła ją na kawałki. To nie był już dla niej ktoś bliski, to wróg. A mężczyzna, którego miała zabić z zimną krwią, stał się jej przyjacielem i opiekunem.

Dołączyła do reszty przy stole. Goku jak zwykle zjadał ogromną ilość jedzenia. Łapczywie łapał danie i wciskał je na siłę do buzi. Pomachała głową załamana. To miałby być jej opiekun?

— Brakuje ci kultury — wypaliła, a mężczyzna spojrzał na nią z uśmiechem, wytknął język i wrócił do posiłku.

Dziewczyna zapakowała jedzenie od Chi Chi. Margo razem z Goku ustawili się obok siebie i przygotowali do wyprawy. Chi Chi przytuliła ich jeszcze na pożegnanie. Saiyan wyjaśnił jej wcześniej, po co to robi, jednak mimo to było jej przykro, że dziewczyna już odchodzi i nie wiadomo, czy jeszcze się spotkają.

— Do biegu, gotowi? — zaczął Genialny Żółw. — Start!

Oboje zaczęli biec. Skakali po gałęziach z uśmiechami na twarzach. Cel — Święta Wieża. Goku zakazał używania Magicznej Chmurki, sam też nie korzystał z techniki latania. Mieli po prostu biec w kierunku kolejnego, treningowego przystanku.

Droga, licząc przerwy, zajęła im ponad dwa dni. Zatrzymali się na Świętej Ziemi Karin. Na placu stało kilka tipi, a obok była ogromna, marmurowa wieża ze zdobieniami. Oaza ciszy i spokoju. Nie było tam nikogo.

— Upa! — krzyknął Goku. — Upa, gdzie jesteś?

Z jednego z pomieszczeń wyłonił się mężczyzna o umięśnionej posturze. Miał ciemną karnację, beżowe spodnie ze zdobieniami, włosy spięte w dwie kitki i opaskę z piórkiem. Kiedy zobaczył Goku, jego ciemne oczy zaszkliły się.

— Goku, to ty! — Podbiegł, przytulając go.

— To jest Margo, moja przyjaciółka — wyjaśnił Goku, wskazując na dziewczynę.

Upa pokłonił się jej, dodając serdeczny uśmiech. Chłopak rozpalił ognisko i przygotował najlepsze dania. Margo rozumiała już apetyt Goku. Była tak głodna, że jadła wszystko, co jej podali, bez jakiegokolwiek opamiętania.

— Brakuje ci kultury — odgryzł się mężczyzna. Odpowiedziała mu tak samo jak on: uśmiechnęła się i wytknęła język.

— Goku, co cię do nas sprowadza? — zapytał chłopak.

— Wieża, ale to nie ja chce ją ponownie zdobyć, tylko Margo — wytłumaczył. — Gdzie jest twój ojciec?

Upa posmutniał i wyjaśnił, że jego tata zmarł kilka miesięcy temu. Margo obserwowała ich i widziała smutek chłopaka. Najpewniej był blisko z ojcem. Goku wstał i poszedł do lasu. Wrócił po kilku minutach z bukietem kwiatów. Gospodarz zaprowadził ich na grób. Mężczyzna złożył kwiaty, w myślach pokazując Margo postać ojca Upy. Był mężny, a dobro i spokój wręcz od niego biło.

Hybryda [Korekta 3/61]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz