13. Piękny widok nieprawdaż?

510 18 1
                                    

Ashton:

Od samego rana miałem szeroki uśmiech. To właśnie dziś będzie ten dzień, kiedy złapie złodzieja. Gdy wszedłem do gabinetu zaraz po mnie wbiegł zdyszany Harry.

-Stary, co ty taki wesoły?-przyjrzał mi się dokładnie. 

Zasiadłem wygodnie w moim fotelu i upiłem łyk mojej kawy. 

-Dziś złapiemy złodzieja-powiedziałem pewnie, a na te słowa mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. 

-Niby jak?-skrzyżował ręce na piersi i oparł się na moim biurku. 

-Wiemy, jaki jest jej kolejny cel. Cillinan snu. Zaatakuje dziś w nocy, a my będziemy gotowi na każdy jej krok, na każde jedno posunięcie, na każdą rozgrywkę. Dziś to ja wygram, a ona przegra grę, którą sama zaczęła. 

-Jakie polecenie Ashton'ie Millerze?-wyprostował się i zasalutował. W dodatku powiedział to takim tonem, jak zwracaliśmy się do żołnierza w wojsku. Zaśmialiśmy się, a ja oparłem dłonie na biurku i złączyłem je. 

-Ja razem z Jamesem zaczekamy w naszym samochodzie. W jubilerskim postawimy dodatkowych ochroniarzy, a pierścionek wymienimy na falsyfikat. 

-Widzę, że wszystko przemyślałeś-uśmiechnął się. 

Wiedział, jak zależy mi na tej sprawie. 

-Całą noc myślałem tylko o tym-dopijałem kawę do końca.

-A może o kimś?-na słowa Harry'ego zakrztusiłem się napojem. 

-Wiesz, że ona jest kryminalistką? -spojrzałem na niego, jak na idiotę. 

-Ale bardzo ładną kryminalistką.

-Lepiej weź się za przygotowanie sprawy- zgromiłem go wzrokiem.

-Niech ci będzie-westchnął i wyszedł. 

-Dzisiejszej nocy złodziejko osobiście zaprowadzę cię do więziennej celi-szepnąłem do siebie .

Spojrzałem na prawo, gdzie znajdowała się tablica ze wszystkimi informacjami jakie miałem o niej. Nawet żal będzie jej ściągać. Tyle czasu, czekania i dziś się doczekam. 

Dziś to się skończy.

*Wieczór*

Wszyscy byli na swoich miejscach. Ja razem z Jamesem już drugą godzinę czekaliśmy w naszym samochodzie. James popijał w między czasie kawę, aby nie zasnąć. We mnie drzemała taka adrenalina, że kawa mi nie była potrzebna do szczęścia. Dochodziła północ i pewnie już ochroniarze zwątpili w moje przeczucie, ale ja przy swoim stałem twardo. Co jakiś czas pytaliśmy jednego ze strażników, jak sytuacja wygląda, który miał już kompletnie nas dość, a bardziej mnie. Gdy zapytałem po raz kolej odpowiedziała mi cisza, a po chwili jakiś szelest. 

-Jeżeli chcesz mnie dorwać to zrób to osobiście-powiedział kobiecy głos, a ja z Jamesem zerwaliśmy się i pobiegliśmy w stronę budynku. 

Mojego towarzysza zostawiłem daleko z tyłu. Biegłem ile sił w nogach, aby dostać się na samą górę. Gdy znalazłem się w pomieszczeniu, gdzie znajdował się pierścionek rozejrzałem się do koła. Dobrym określeniem było ZNAJDOWAŁ SIĘ. 

Wszyscy strażnicy leżeli. W powietrzu poczułem zapach chloroformu, który pewnie ich uśpił.

Wszyscy będą tak leżeć jeszcze chwilę, więc nie miałem na co na nich liczyć. Nagle usłyszałem stukot obcasów, który rozniósł się po pomieszczeniu. Poszedłem w stronę tego dźwięku. 

Nie miała, jak za bardzo uciec, jedyne wyjście było to, którym ona się tu dostała. 

Dach!

Gdy pokonałem schody wspiąłem się na drabinkę i stanąłem na dachu. Rozejrzałem się, lecz nie widziałem złodziejki, a krajobraz jaki mnie otaczał. Nigdy nie widziałem Paryża nocą stojąc na dachu wysokiego budynku. 

-Piękny widok nieprawdaż? -usłyszałem koło mojego ucha szept. Odskoczyłem, a moim oczom objawiła się rudowłosa. 

-Jesteś zatrzymana. Ręce do góry!-chciałem złapać za kajdanki, które miałem przyczepione do paska od spodni, lecz ich nigdzie nie było.

-Tego szukasz?-spojrzałem na nią, a ona na palcu wskazującym kręciła je i uśmiechała się chytrze. 

-Oddaj je-nakazałem. 

-Sam sobie je weź- wrzuciła kajdanki do swojej czarnej torby i przybrała postawę obroną, po czym wskazała, abym zaczął. 

Raz grozi śmierć. 

Gra pozorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz