Dzisiejszej nocy odbywało się przyjęcie w jednym z muzeów. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do swojej czarnej torby, a mniejsze rzeczy spakowałam do mniejszej, elegantszej torebki. Ubrana byłam w czarne leginsy, czarny golf i czarne sportowe trampki. Wyruszyłam z apartamentu wyruszając ku miejscu dzisiejszego zgromadzenia. Zakradłam się na tyły budynku. Ubrałam swoje przylepiające rękawiczki, przerzuciłam torbę przez głowę i zaczęłam się wspinać.
Gdy byłam już na górze kolejny raz zabrakło mi wdechu w piersi. Paryż nocą to istna magia. Potrząsnęłam głową i weszłam do komina ślizgając się w dół. Znajdowałam się w biurze właściciela tego miejsca. Nie było w nim kamer, lecz były skierowane na główne wejście, którym nie zamierzałam wychodzić. Weszłam na fotel, a następnie na biurko. Ściągnęłam osłonę szybu wentylacyjnego, który miał mi posłużyć za drogę.
Podciągnęłam się na rękach i weszłam do środka. Przeciskałam się przez szyb, aż doszłam do odpowiedniego momentu, gdzie pode mną znajdował się monitoring. Przez szpary zobaczyłam, że jest tylko dwóch ochroniarz. Gdy jeden oparł się o krzesło i zamknął oczy wiedziałam, że zaraz zaśnie.
Idzie zbyt łatwo.
Usłyszałam pierwsze chrapnięcie i delikatnie podniosłam kolejną osłonę. Zeskoczyłam po cichu i podeszłam do jednego ochroniarza. Uderzyłam go pomiędzy trzecim, a czwartym kręgiem szyjnym w skutek czego stracił przytomność. Powtórzyłam tą czynność z drugim i zajęłam się kamerami. Nie mogłam wyłączyć wszystkich, bo włączył, by się alarm, dlatego wyłączyłam tylko parę.
Wyszłam z pomieszczenia i szybko przedostałam się z jednego pokoju do drugiego, gdzie były przygotowane stroje dla kelnerek. Wzięłam jeden i ubrałam na mój czarny strój. Po przygotowaniu się odpowiednio założyłam swoją czarną maską, która byłam razem ze strojem.
Wspomniałam, że było to przyjęcie maskowe?
Zostawiłam moją czarną torbę i wyszłam wtapiając się w tłum, który zrobił się w między czasie, bo goście zaczęli się schodzić.
Weszłam z innymi ludźmi do winny, którą zjechaliśmy do podziemi, a następnie do kuchni i słuchaliśmy co mówił jakiś człowiek, lecz niezbyt na tym się skupiłam, bo wzrokiem zaczęłam błądzić po kuchni szukając pęku kluczy, które otwierał wszystkie drzwi w budynku. Mieli je zawsze ci na najwyższym stanowisku w danym fachu. Szefowie kuchni, właściciel budynku i inny tacy. W końcu zatrzymałam się na człowieku, który do nas przemawiał i zwróciłam na niego większą uwagę, a bardziej na kluczyki, które miał przypięte do paska od spodni.
Chłopak klasnął w ręce, a wszyscy, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zaczęli się rozchodzić. Podeszłam do niego.
-Hej-powiedziałam nieśmiało-Miałam zając się deserem, a nie widzę nigdzie ciasta.
-Chodź to przyniesiemy razem-zaproponował i się zalotnie uśmiechnął.
-Dam sobie radę-próbowałam go przekonać.
-Ale to ja mam kluczyki
No przecież wiem kretynie.
Odpiął je od paska i pomachał mi nimi przed oczami.
-Szefie! Jesteś potrzebny!-wykrzyczał jakiś pracownik.
-Ech. Ciasto jest dwa pokoje dalej-westchnął-Masz-wręczył mi kluczyki-Ale masz mi je przynieść-pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się.
Odszedł, a ja wyszłam z kuchni. Szłam w stronę drzwi, które mi wskazał, lecz je ominęłam i poszłam do windy. Wjechałam na to samo piętro, co byłam wcześniej. Weszłam do pokoju, w którym zostawiłam swoją torbę i ją zabrałam. Weszłam następnie do pomieszczenia z monitoringiem, gdzie nadal mężczyźni byli nie przytomni. Włączyłam niektóre kamery, a wyłączyłam inne. Weszłam do windy dla personelu, która była na specjalną kartę, kartę, która znajdowała się przy kluczykach. Kliknęłam na jeszcze niższe piętro niż tam, gdzie odbywał się bal. W środku ściągnęłam to ubranie kelnerki i włożyłam je do torby.
CZYTASZ
Gra pozorów
ChickLit-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...