22. Cieszę się, że jeszcze umiem cię zaskoczyć

420 15 0
                                    

Ashton:

Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Usiadłem i przeciągnąłem się. Sprawdziłem następnie za zegarek, który wskazywał 7.56. Powoli wstałem i odświeżyłem się. Zjadłem śniadanie i ubrałem się w biały podkoszulek i czarne jeansy z dziurami. Do paska od spodni przypiąłem odznakę i inne potrzebne rzeczy. Dopiłem swoją kawę i ruszyłem do drzwi. Gdy je otworzyłem ujrzałem rudowłosą, która już na mnie czekała. 

-Cześć-posłałem jej uśmiech.

-Hej-odwzajemniła go.

Zamknąłem drzwi na klucz i razem ruszyliśmy do garażu. Wsiedliśmy do mojego pojazdu i chciałem ruszyć, lecz po odpaleniu silnika wydał z siebie jakiś warkot. Opadłem na fotel i westchnąłem głośno.

-Znowu się to zepsuło- wyciągnąłem telefon, na którym już dostałem wiadomość od Harry'ego o kolejnym przestępstwie- Zadzwonię do Jamesa i powiem, aby przygotował nam auto firmowe.

Miałem już przykładać telefon do ucha, lecz on został mi wyrwany. Spojrzałem na sprawcę ze zmarszczonymi brwiami. 

-Możemy pojechać moją maszyną-stwierdziła z szerokim uśmiechem.

Nawet to nie głupi pomysł.

-Okej-wysiedliśmy i zmierzaliśmy do ściany, która cała była z zamkniętymi garażami.

Otworzyła garaż z numerem trzecim i weszła do środka, co uczyniłem również ja. Gdy zobaczyłem, co znajduje się w środku stanąłem w miejscu i patrzyłem na to szeroko otwartymi oczami.

Ona żartuje. 

-Idziesz?-zapytała z uniesioną brwią. 

-Żartujesz?-wskazałem na motor, przy którym stała. 

-Nie mów, że się boisz-zaśmiała się pod nosem.

-Nie boję się, tylko nie byłem przygotowany na motor. Dawaj to-wskazałem na kask, który po chwili znajdował się w moich rękach.

-Wsiadaj.

Wsiadłem zaraz po niej, a ona nie ruszyła ani o milimetr.

-Jedziesz?-zapytałem, gdy ubrałem już kask.

-Przysuń się do mnie, a po drugie opleć ręce o mój brzuch- nakazała

Złapałem ją za biodra, a ona głośno westchnęła i się zaśmiała po cichu. Złapała moje ręce i przeniosła je na wyznaczone wcześniej przez siebie miejsce. Pochyliła się delikatnie do przodu i ruszyła. 

Wjechaliśmy na Paryskie uliczki i wymijaliśmy dane auta.

-Gdzie jedziemy?-zapytała głośniej, aby przekrzyczeć warkot silnika i innych pojazdów.

-Do Luwru- odpowiedziałem, a ona jedynie pokiwała głową.

Nie widziałem jej twarzy, ale byłem pewny, że znajduje się teraz na niej szeroki uśmiech. Z każdą kolejną chwilą przybieraliśmy coraz większą prędkość. O dziwo nie czułem strachu, wręcz przeciwnie. Czułem się bezpiecznie. 

Widać było, że dziewczyna wie, co robi. Omijała pojazdy z taką precyzją, jakby robiła to codziennie. 

Dojechaliśmy do Luwru.

Ściągnęliśmy kaski i razem zmierzaliśmy do głównego wejścia. Na wejściu podbiegła do nas cała roztrzęsiona kobieta.

-Już państwo są. Rose Adams, właścicielka-podała mi rękę, którą przyjąłem i uścisnąłem.

-Ashton Miller, a to moja konsultantka, Victoria-wskazałem na dziewczynę. 

Uścisnęły sobie dłoń i mruknęły ciche "dzień doby". 

Gra pozorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz