Ashton:
Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Usiadłem i przeciągnąłem się. Sprawdziłem następnie za zegarek, który wskazywał 7.56. Powoli wstałem i odświeżyłem się. Zjadłem śniadanie i ubrałem się w biały podkoszulek i czarne jeansy z dziurami. Do paska od spodni przypiąłem odznakę i inne potrzebne rzeczy. Dopiłem swoją kawę i ruszyłem do drzwi. Gdy je otworzyłem ujrzałem rudowłosą, która już na mnie czekała.
-Cześć-posłałem jej uśmiech.
-Hej-odwzajemniła go.
Zamknąłem drzwi na klucz i razem ruszyliśmy do garażu. Wsiedliśmy do mojego pojazdu i chciałem ruszyć, lecz po odpaleniu silnika wydał z siebie jakiś warkot. Opadłem na fotel i westchnąłem głośno.
-Znowu się to zepsuło- wyciągnąłem telefon, na którym już dostałem wiadomość od Harry'ego o kolejnym przestępstwie- Zadzwonię do Jamesa i powiem, aby przygotował nam auto firmowe.
Miałem już przykładać telefon do ucha, lecz on został mi wyrwany. Spojrzałem na sprawcę ze zmarszczonymi brwiami.
-Możemy pojechać moją maszyną-stwierdziła z szerokim uśmiechem.
Nawet to nie głupi pomysł.
-Okej-wysiedliśmy i zmierzaliśmy do ściany, która cała była z zamkniętymi garażami.
Otworzyła garaż z numerem trzecim i weszła do środka, co uczyniłem również ja. Gdy zobaczyłem, co znajduje się w środku stanąłem w miejscu i patrzyłem na to szeroko otwartymi oczami.
Ona żartuje.
-Idziesz?-zapytała z uniesioną brwią.
-Żartujesz?-wskazałem na motor, przy którym stała.
-Nie mów, że się boisz-zaśmiała się pod nosem.
-Nie boję się, tylko nie byłem przygotowany na motor. Dawaj to-wskazałem na kask, który po chwili znajdował się w moich rękach.
-Wsiadaj.
Wsiadłem zaraz po niej, a ona nie ruszyła ani o milimetr.
-Jedziesz?-zapytałem, gdy ubrałem już kask.
-Przysuń się do mnie, a po drugie opleć ręce o mój brzuch- nakazała
Złapałem ją za biodra, a ona głośno westchnęła i się zaśmiała po cichu. Złapała moje ręce i przeniosła je na wyznaczone wcześniej przez siebie miejsce. Pochyliła się delikatnie do przodu i ruszyła.
Wjechaliśmy na Paryskie uliczki i wymijaliśmy dane auta.
-Gdzie jedziemy?-zapytała głośniej, aby przekrzyczeć warkot silnika i innych pojazdów.
-Do Luwru- odpowiedziałem, a ona jedynie pokiwała głową.
Nie widziałem jej twarzy, ale byłem pewny, że znajduje się teraz na niej szeroki uśmiech. Z każdą kolejną chwilą przybieraliśmy coraz większą prędkość. O dziwo nie czułem strachu, wręcz przeciwnie. Czułem się bezpiecznie.
Widać było, że dziewczyna wie, co robi. Omijała pojazdy z taką precyzją, jakby robiła to codziennie.
Dojechaliśmy do Luwru.
Ściągnęliśmy kaski i razem zmierzaliśmy do głównego wejścia. Na wejściu podbiegła do nas cała roztrzęsiona kobieta.
-Już państwo są. Rose Adams, właścicielka-podała mi rękę, którą przyjąłem i uścisnąłem.
-Ashton Miller, a to moja konsultantka, Victoria-wskazałem na dziewczynę.
Uścisnęły sobie dłoń i mruknęły ciche "dzień doby".
CZYTASZ
Gra pozorów
أدب نسائي-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...