Ashton dał mi dziś dzień wolny. Między nami panowała napięta atmosfera, a bardziej ona nie istniała. Od wczorajszego zdarzenia ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie było nas. Ale czy kiedykolwiek byliśmy? Zwlekłam się z kanapy i ruszyłam do drzwi, które dzwoniły, jakby się paliło. Otworzyłam je, a gdy zobaczyłam go uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Peter!- chłopak wziął mnie w ramiona i okręcił we własnej osi- Co ty tutaj robisz?- zamknęłam drzwi i zaprosiłam chłopaka do środka.
-No chyba zapomniałaś jaki dziś dzień. Twoje dwudzieste piąte urodziny!- wykrzyczał przez co dostał ode mnie w ramię.
-Wiesz, że nie lubię swoich urodzin-wyminęłam go i wzięłam torbę, którą miał chłopak.
-Dobra, dobra w takim razie świętujemy rocznicę naszego poznania!-wykrzyczał ponownie przez co się zaśmiałam.
Otworzyłam torbę, a w środku znajdował się tort cały pomarańczowy z małymi ogniami do o koła mojej głowy. Pokręciłam głową z rozbawienia, a po chwili usłyszałam szczekanie.
-Fall-spojrzałam na torbę specjalną dla psa do przenoszenia- Mamusia tęskniła- wzięłam ją na rękę i zaczęłam głaskać.
-A mnie nie podrapałaś po uszku na przywitanie- powiedział urażony i oparł się łokciem na blacie kuchennym.
-Właśnie, jak tam nasz sąsiad?- odłożyłam psa na podłogę.
-Jesteśmy razem - powiedział pod nosem.
-I nic nie mówisz?!- uderzyłam go w ramię ścierką.
-No co? Nie było czasu. A jak ty i pan detektyw?
-Nawet nie mów. Pokłóciliśmy się wczoraj- westchnęłam. Peter chciał już coś powiedzieć, lecz przerwał mu dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Petera, którego wyraz twarzy był identyczny.
Wolnym krokiem podeszłam do drzwi i otworzyłam je, a widok jaki zastałam zszokował mnie. Przede mną stał Harry z tortem, James z balonami, Lily z jakimiś pudełkiem opakowanym w czerwoną folię i Ashton z bukietem czerwonych, jak i pomarańczowych róż.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknęli całą czwórką.
-Skąd? -wydusiłam z siebie.
-Ode mnie! - usłyszałam odpowiedź za swoimi plecami.
No jasne, Peter.
-Wejdźcie i dziękuję wam bardzo-przepuściłam ich w drzwiach.
Weszliśmy do salonu, a Peter przejął kolejny tort i zabrał go do kuchni. Do mnie podeszła Lily i przytuliła.
-Szczęścia, zdrowia, pomyślności, dużo pieniędzy -zaśmiałyśmy się pod nosem - Byś częściej się uśmiechała i nigdy nie zmieniała- przytuliłyśmy się ponownie.
-Dziękuję Lily- następną osobą był James i Harry.
-Młoda dużo zdrówka, uśmiechu, szczęścia i czego sobie tylko życzysz- przytulił mnie Harry.
-Spełniaj marzenia te szalone i te mniej, a najważniejsze byś była szczęśliwa i jakiegoś fajnego faceta - puścił mi oczko i przytulił.
Myślałam, że pan detektyw do mnie podejdzie, lecz myliłam się. Spojrzałam na niego, a jego wzrok wbity był w stolik na herbatę. Siedział na kanapie opierając się o kolana.
-Sto lat, sto lat- niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam - niech żyje nam! W zdrowiu szczęściu, pomyślności - niechaj żyje nam!- Peter wyszedł z dwoma tortami, na których paliły się świeczki, a w jednym na środka był numer 2, a w drugim w tym samym miejscu 5. Wszyscy dołączyli do Petera i podeszli bliżej stając za plecami Petera. Gdy piosenka się skończyła pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świeczki.
CZYTASZ
Gra pozorów
Chick-Lit-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...