Ognisty złodziej:
Przechadzałam się jedną z francuskich uliczek. Właśnie dzisiejszego dnia diament wejdzie w moje posiadanie, lecz nie na długo, bo mam wobec niego pewien plan.
Gdy znalazłam się w swoim apartamencie zaczęłam przygotowywać się do kradzieży. W trakcie przygotowywań zadzwonił mój telefon.
-Cześć kochanie. Dotarłaś? Jak tam jest? Przygotowujesz się już? -zalał mnie pytaniami Peter.
-Cześć. Tak dotarłam cała. Jest naprawdę cudownie-spojrzałam na panoramę Paryża- Tak, a dokładniej to jestem w trakcie.
-Denerwujesz się?-zapytał z troską.
-Nawet nie. Przecież to nie pierwsza taka akcja-zaśmiałam się i włączyłam na głośno mówiący, aby dokończyć przygotowywanie się.
-To dobrze. Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do naszej małej wioseczki-zaśmialiśmy się.
-Musisz tu przyjechać po wszystkim-zaczęłam ubierać swój strój na dzisiaj.
-Na pewno. Tylko nie wyrwij mi tam jakiegoś francuza-pogroził.
-Spokojnie, jak coś to wezmę ci jakiegoś w pakiecie-zaśmialiśmy się.
-Dobra idź się ogarniać i nie spadnij z tej wieży. Uważaj na siebie. Mam tylko ciebie.
-Obiecuję, że będę uważać. Nie pozbędziesz się mnie jeszcze bardzo długo-zaśmiał się cicho.
-Mam taką nadzieję. Kocham cię.
-A ja ciebie. Dopilnuj, żeby Fall miała jedzenie.
Fall to nasz kundelek. Peter znalazł ją tego samego dnia, co mnie. Do dziś się śmiejemy, że dostał dwa w jednym.
-Tak, mamo-zaśmialiśmy się, po czym się rozłączył.
Byłam ubrana w czarne jeansy, czarny top, skórzaną kurtkę, na głowie miałam czarny beret, a nogi były odziane w zabudowane buty na obcasie. Poprawiłam swoją blond perukę, założyłam brązowe soczewki, zgarnęłam z szafki małą czarną torebkę z srebrnym łańcuchem, w której znajdowały się potrzebne rzeczy do misji.
Wyszłam z mojego miejsca zamieszkania i ruszyłam ku Wieży Eiffla. Stanęłam przed nią i spojrzałam w górę na sam szczyt, gdzie znajdował się mój skarb. Stanęłam do kolejki, aby kupić bilet. Podeszłam do okienka i przywitałam się z młodym mężczyzną.
-Dzień dobry. Chciałabym kupić bilet-uśmiechnęłam się.
-Oczywiście-powiedział entuzjastycznie i podał mi bilet- Dla pięknych pań sprzedajemy dziś za darmo-puścił mi oczko.
-Dziękuję. Mam nadzieję, że do zobaczenia-odeszłam. Moim kolejnym etapem była budka znajdująca się obok, w której znajdowały się kamery i to właśnie do niej teraz zmierzałam. Zapukałam w drzwi, a otworzył mi również młody mężczyzna, co poprzedni.
-Dzień dobry-posłałam ponownie uśmiech, a jego oczy się zaświeciły.
-A co taka piękna kobieta robi tutaj sama?-zagadał i zaprosił gestem ręki do środka na, co przystanęłam.
-Przyjechałam, aby odpocząć od facetów-na jego twarzy wszedł grymas-Ale można pominąć ten szczegół-zbliżyłam się do niego i delikatnie popchnęłam go w stronę panelu kontroli. Wpiłam się w jego usta. Gdy chciał posadzić mnie na sobie okrakiem włączył guzik, który wyłączał kamery na całej wieży.
Bingo.
Odsunęliśmy się od siebie, gdy włączył się mały alarm w budce.
-Przepraszam cię bardzo, ale musisz opuścić to pomieszczenie. Jak szef się dowie to mnie zabiję-spojrzał na mnie przepraszającym spojrzeniem.
-Spokojnie. Ogarnij to sobie, a to mój numer-podałam mu moją wizytówkę, w której nie były prawdziwe dane, lecz ich używałam, jako przykrywki.
-Dzięki-posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. Wyszłam z budki i udałam się do windy wcześniej podając bilet chłopakowi przy wejściu. Jechałam windą w górę z szerokim uśmiechem. Przeczytałam kiedyś artykuł o tych kamerach. Jak raz zgasły to z dwie godziny trzeba było je uruchamiać. Wjechaliśmy na taras widokowi, lecz mój cel znajdował się piętro wyżej.
Idę po ciebie diamenciku.
Porobiłam zdjęcia i wysłałam od razu do Petera. Teraz trzeba było wprowadzić kolejną część planu. Obeszłam do o koła, gdzie nikogo nie było, bo zachwycali się drugą stroną Paryża. Z torebki wyciągnęłam rękawiczki, dzięki którym mogłam się wspinać po ścianach, a pod butami miałam specjalny żel. Wspinałam się w górę, daleko nie miałam, bo i tak prawie znajdowaliśmy się u szczytu. Stanęłam na proste nogi i odebrało mi wdech w piersi.
Czułam się taka wolna. Dawno się tak nie czułam. Widok był piękny, ale co piękne zawsze ma złą przeszłość. Wiatr rozwiewał mi włosy, a łzy cisnęły się do oczu. Było cudownie. Opamiętałam się szybko i zdjęłam rękawiczki zakładając kolejne, aby nie zostawić żadnych śladów. Odkręciłam pokrywę prowadzącą do apartamentu, gdzie znajdował się mój skarb i wskoczyłam do środka.
Przygotowałam się na lasery. Omijałam je robiąc przy tym różne dziwne pozy. Z każdą chwilą zbliżałam się coraz bliżej i miałam go na wyciągnięcie ręki. Z torebki wyciągnęłam kulę o tej samej wadze, bo pod diamentem znajdowała się elektryczna waga. Jeden gram za mało lub za dużo i alarm uruchomiony. Delikatnie przysunęłam kule do diamentu i to była sekunda. Kule puściłam, a diament chwyciłam w swoje ręce. Schowałam do mojej torebki diament. Wyszłam w ten sam sposób, co weszłam, lecz nie spodziewałam się gliniarzy wokół wieży. Plan jasno zakładał, że wyjdę tak, jak tu weszłam tylko, że z inną grupą, ale ognisty złodziej zawsze jest przygotowany. Ściągnęłam z siebie perukę, kurtkę i jeansy, pod którymi znajdowały się zwykłe ciemne leginsy i schowałam je. Z torebki wyciągnęłam hak z przymocowaną liną i uprzężą, do której się przymocowałam. W tym czasie usłyszałam głos.
-Zatrzymaj się! FBI- podeszłam bliżej krawędzi i dostrzegłam mężczyznę z samolotu.
-Dzień dobry panie detektywie i do zobaczenia-podniosłam torebkę, którą przerzuciłam sobie przez ramię i wystrzeliłam hak na budynek dalej i tak zniknęłam machając mu. Poleciałam w dół mierząc się ze wzrokiem ludzi, którzy wytrzeszczali oczy na mój widok. Soczewek nie zdjęłam, o moich oczach wiedział tylko Peter i mój wróg. Na ten moment uważał, że jestem przypadkową złodziejką i tak miało pozostać. Po oczach na pewno, by się zorientował kim jestem, a nie mogłam do tego dopuścić.
Zabawa dopiero się rozpoczyna.
CZYTASZ
Gra pozorów
Chick-Lit-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...