Otworzyłam oczy , rozglądnęłam się do o koła, a widok mnie zaskoczył, lecz na początku dostał chwilowego szoku przez jasne odcienie w pomieszczeniu.
Jestem w szpitalu?
Do sali wszedł lekarz i przywitał mnie ciepłym uśmiechem. Był mniej więcej w moim wieku.
-Jak się czujemy?-zapytał i sprawdził coś na maszynie, do której byłam przypięta.
-Z myślą, że prawie umarłam? Nawet nie najgorzej-zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
-Dobrze, że pani chłopak panią znalazł- powiedział już bardziej poważnym tonem i spojrzał na mnie oczekując jakieś reakcji.
Chłopak?
On tu był.
Uratował mnie.
Do sali wpadła pewna osoba i od razu podeszła do mnie przytulając mnie. Miała uśmiech na twarzy, gdy mnie zobaczyła, ale mi uśmiech opadł, gdy tą osobą nie okazał się Ashton, a Harry. To on mnie uratował.
Był ze mną, gdy umierałam.
On, nie Ashton.
Poczułam ponowny ból w klatce piersiowej , a w głowie zaczęło szumieć. Mój obraz się zamazał, a w oczach stanęły łzy. Nie było go, gdy go potrzebowałam, gdy chciałam aby tylko był ze mną do końca moich chwil. Chciałam, aby pozostał ze mną do samego końca, a on odszedł nie oglądając się za sobą.
Moja psychika była teraz na takim etapie, że jest już mi wszystko było mi jedno co się ze mną stanie, czy ktoś zrani mnie albo doszczętnie zniszczy. I tak już byłam nikim. Wszyscy mnie zostawili. Potrzebowałam teraz obecności drugiej osoby, ale zostałam sama ze swoimi myślami. Sam na sam z czernią, która we mnie tkwiła aż do teraz. Trucizna w środku mnie rozchodziła się z każdą chwilą, a ja nie mogłam tego powstrzymać.
-Jak się czujesz?- z myśli wyrwał mnie brunet, którego dopiero teraz zauważyłam. Trzymał mnie za jedną rękę, w której znajdował się wenflon. Kciukiem głaskał wierzch mojej dłoni i posyłał mi ciepły uśmiech.
-Nie najgorzej. Dziękuję za uratowanie życia i w ogóle.
-Nie ma za co. Lubię ratować panny z opresji- puścił mi oczko, po czym obydwoje wybuchliśmy śmiechem- Więc jesteś Valeria Walker- szepnął i spojrzał mi głęboko w oczy.
-No tak jakby- zachichotałam nerwowo- Udało się-uśmiechnęłam się, gdy spojrzałam na telewizor, który był umieszczony w sali. Na ekranie było pokazane, jak mój ojciec wsiada do radiowozu z kajdankami na rękach i jest prowadzony z dwójką policjantów.
-Dobrze mu tak- powiedział mój towarzysz i spojrzał na mnie- Mówić do ciebie Victoria czy Valeria?
-Victoria - postanowiłam twardo.
Victoria znaczy zwycięstwo. Nasza gra się jeszcze nie skończyła, ale już wiem kto ją przegra, bo postanawiam wrócić nie jako Victoria, którą poznali, a Victoria, którą znali. Ta, która gra, aby wygrać. On grał nie fair to i ja będę.
4:3
Już niedługo to się zmieni.
-Właśnie- spojrzałam na bruneta pytająco- Jakiś mężczyzna tutaj jest. Przyprowadzić go?- zmarszczyłam brwi.
O kogo może chodzić?
-Przyprowadź- moja ciekawość zwyciężyła.
Harry wyszedł, a nie minęła nawet chwila, jak do sali wszedł mężczyzna przed trzydziestką. Miał blond włosy, ciemne jak mrok oczy i był dość wysoki. Ubrany w czarny garnitur z kilkoma odpiętymi guzikami u góry, sygnety zdobiły jego palce, a na prawej ręce miał złoty rolex. Podszedł bliżej i usiadł na wolnym krześle. Jego zapach był bardzo charakterystyczny.
Cytrusy.
-Witaj, Valerio- jego głos brzmiał władczo.
-Znamy się?-zapytałam niezbyt miło- I Victoria, a nie Valeria.
-Będę mówił, jak mi się podoba-powiedział stanowczo, właśnie na taki ton głosu powinien przejść mi dreszcz po plecach, lecz on nie wiedział z kim ma do czynienia. Nie słysząc żadnego słowa z mojej strony kontynuował już spokojniej- To ja cię ocaliłem. Znalazłem cię w tej fabryce i odwiozłem pod dom twojego kolegi- mówił o Harry'm- A on cię przywiózł tutaj.
-Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mam ci wierzyć? Już jeden gościu mnie ocalił i nie skończyło się to dobrze- wstałam do siadu, a mój ton ani trochę nie był miły wobec niego.
-Uspokój się! Mamy wiele wspólnego, a reszty dowiesz się później. Daję ci wybór- wyciągnął z marynarki małą karteczkę, która okazała się wizytówką- Zdecyduj się na kim chcesz się zemścić, a my ci pomożemy- podarował mi ją.
-Skąd o mnie wiecie?
-Jest o tobie głośno teraz. A my połączyliśmy tylko fakty i wyszło nam, kto zalazł ci za skórę. Masz takie dwie osoby, a my możemy ci pomóc- wstał, poprawił garnitur- Wybierz mądrze. Nie masz nic do stracenia- wyszedł po tych słowach.
Obracałam w palcach wizytówkę, patrząc się na nią pusto.
Miał rację.Nie miałam nic do stracenia.
---
Jak myślicie, kim może być ten mężczyzna?
CZYTASZ
Gra pozorów
Chick-Lit-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...