Nagle usłyszałam przekręcanie kluczyka w drzwiach szybko schowałam listy do mojej bluzy i ruszyłam do sypialni. Gdy wszedł głębiej do mieszkania usłyszałam jak rozmawia z kimś przez telefon.
-Nie mogę jej teraz wydać-o czym on mówi?- Nie! Nie zrobię tego! Zakochałem się w niej! Wsadź sobie tą zemstę w dupę. Nie ruszysz jej, a jeżeli to cię zniszczę- po czym się rozłączył.
Zmierzał do sypialni, więc szybko przykryłam się kołdrą i próbowałam spowolnić oddech, by myślał, że śpię. Chyba mi się to udało, bo tylko pocałował mnie w czoło i jeszcze chwilę chodził po pokoju, po czym położył się obok mnie przyciągając do siebie.
Rano obudziły mnie promienie słońca. Gdy obróciłam się na plecy dostrzegłam kątem oka, że nie ma mojego towarzysza. Zwlekłam się z łóżka i poszłam w stronę kuchni, gdzie już go zastałam. Pocałował mnie w usta i przywitał ciepłym uśmiechem, który tak kocham.
-Jak się spało?-zapytałam i przytuliłam go od tyłu, by nie przeszkadzać mu robić nam naszego śniadania.
-W końcu z tobą, więc świetnie. A co robiłaś u mnie w mieszkaniu? Myślałem, że wczoraj się już nie zobaczymy.
-Tęskniłam- jeszcze bardziej wtuliłam się w niego.
Był jedną z niewielu osób, która pokochała mnie bezwarunkowo.
Miałam co wątpliwość do tych listów, ale on był inny niż Ashton. Nie zrobiłby mi tego.
-Proszę-obrócił się , czym uwolnił się z mojego uścisku i podał i jedzenie, po czym pocałował mnie w czoło.
Usiedliśmy w jadalni i jedliśmy jedzenie przygotowane przez Camerona rozmawiając o planach na dalszy dzień.
Ja miałam jeden plan, który chciałam dziś zrealizować i on był jednym z głównych tego dnia, lecz nie powiedziałam o nim chłopakowi. Nie ufałam już mu w tego typu sprawach, a mianowicie chciałam odwiedzić ojca w więzieniu.
Cameron szedł do pracy, a ja szybko się ubrałam w swoje rzeczy jakie u niego miałam i szybko wyszłam z mieszkania. Wsiadłam na motor, a moim kolejnym kierunkiem było więzienie na obrzeżach miasta.
Zatrzymałam się przed ciemnym budynkiem. Zostawiłam motor i podeszłam bliżej. Gdy zbliżałam się do bramy jakiś młody mężczyzna mnie zaczepił.
-Chyba pani się pomyliła- zmarszczyłam brwi, a on kontynuował- Raczej pani nie zmierza do więzienia. Nie wygląda pani na taką, co odwiedza rodzinę za kratami.
Gościu mnie już podirytował samym tym, że ocenił czegoś o czym nie ma pojęcia.
-Zmierzam tam, a pan niech lepiej się odpierdoli ode mnie i radzę na przyszłość nie oceniać innych, bo wyglądają na takich albo takich- wyminęłam go i ruszyłam do środka.
Podeszłam do okienka i podałam swoje imię, nazwisko, cel przybycia oraz z kim mam zamiar się widzieć. Pani w okienku na nazwisko Walker rozszerzyła szerzej oczy. Pokiwała jedynie głową i delikatnie powiedziała, gdzie mam się udać.
Kierowałam się wskazówkami i doszłam do szarych drzwi. Lekko je pchnęłam i weszłam do środka. Wewnątrz znajdowały się dwa krzesła na przeciwko siebie i zimny, metalowy stół pomiędzy nimi. Zajęłam jedno wolne miejsce i czekałam na przybycie mojego ojca.
Czekałam niecałe 5 minut, a drzwi się otworzyły. W nich stanął mój ojciec w pomarańczowym wdzianku, a obok niego ten sam mężczyzna co z ranka. Posadził ojca na przeciwko mnie, a na mnie patrzył z zaciekawieniem. Nie patrzył tak jak inni ze strachem, czy też litością. Patrzył na mnie jakbym miała być godnym przeciwnikiem.
-Macie 15 minut. Po tym czasie wracamy do celi- powiedział i wyszedł tymi samymi drzwiami.
Jestem pewna, że wszedł do pokoju obok i stoi aktualnie za ścianą, przez którą nas widzi, bo jest na niej zawieszone lustro weneckie.
-Co cię do mnie sprowadza? Chciałaś zobaczyć jak żyję?- pierwszy odezwał się mój ojciec.
-Zawsze chciałam zobaczyć, co się dzieje z gnijącą mandarynką- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Co cię do mnie sprowadza- oparł ręce na stole, które były złączone kajdankami.
-Co cię łączy z Cameronem?- powtórzyłam jego czyn.
Sądziłam, że nie odpowie, zaśmieje się, cokolwiek, ale nie to co miało wyjść z jego ust.
-Doszłaś już do tego- zmrużył oczy i się uśmiechnął- Ufasz mu? Ja bym facetom nigdy nie ufał.
Próbował z mojego mózgu zrobić mieszankę, która powoli zaczęła mu wychodzić.
-Dlaczego nie możesz na zawsze zniknąć z mojego życia?
-Zdradzę ci tylko, że ktoś z naszej rodziny jeszcze bardziej ci w życiu namiesza niż ja. A może już to zrobił? -oparł się o krzesło.
-Co ty zamierzasz zrobić? Namieszać mi w głowie czy jak? Pamiętaj, że mam tak samo popierdolony mózg jak ty. Mam geny mądrej kobiety i dodatkowe cechy, które nabyłam w życiu, żeby je przetrwać. Niby to ty jesteś pojebany, ale nie poznałeś jeszcze mnie. Jestem pieprzoną Valerią Victorią Walker. Ja zawsze wygrywam. Zapamiętaj to sobie.
-Moja mała córeczka dorasta-rozczulił się udawanie- Dam ci młoda damo jedną radę- przysunął się bliżej mnie i wyszeptał- Nie ufaj nigdy mężczyznom. Nie ufaj im za kogo się podają. Nie bierz ich słów na poważnie. Patrz na czyny, a nie na gesty, a przeżyjesz- wyprostował się do pierwotnej pozycji- A tak poza tym jestem dumny z ciebie. Stałaś się dzieckiem idealnym, zawsze właśnie o takim marzyłem. Zrobiłem to wszystko, bo jedna osoba musiała sądzić, że nas nie ma już na tym świecie, ale jednak odkryła prawdę tak jak ty.
-O kim ty do cholery mówisz?-przerwałam mu to jego gadanie. Mówił tyle rzeczy, które nie miały sensownego wytłumaczenia.
-Nie powiem ci przecież jesteś moją małą kopią. Zaraz do tego dojdziesz kim jest ta osoba, od której wszystko to się zaczęło. Gdyby ona nigdy nie zaistniała na tym świecie bylibyśmy szczęśliwą rodziną, ale mówi się trudno.
-Mam dość-wstałam, wyminęłam go i wyszłam drzwiami, które głośno trzasnęły. Wyszłam z budynku szybko zmierzając do swojego motoru, lecz gdy się niego bliżej znalazłam zobaczyłam go.
Czekał na mnie.
CZYTASZ
Gra pozorów
Chick-Lit-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...