Ognisty złodziej:
Jechaliśmy na jakąś sprawę, o której nie miałam pojęcia. Pan detektyw nie chciał zdradzić szczegółów. Wjechaliśmy do jakieś ciemnej uliczki, a detektyw wyszedł z pojazdu, co również uczyniłam.
-A ty , gdzie się wybierasz?-spytał. Obrócił się w moją stronę z założonymi rękoma i przechyloną głową.
-Idę z tobą-odpowiedziałam i podeszłam bliżej niego tak, że staliśmy teraz stykając się łokciami i mierząc się wzrokiem.
-Odsuwam cię-odpowiedział nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-Nie możesz tego zrobić. Jesteśmy partnerami -stałam twardo przy swoim.
-Zostań, proszę- słowo na końcu wybiło mnie z rytmu. Nigdy nie prosił, on rozkazywał, lecz nie w tym przypadku. Coś tu nie grało, lecz postanowiłam sprawdzić to później. Przytaknęłam lekko głową i odeszłam krok do tyłu i obróciłam się, poszłam w stronę auta. Przy otwieraniu drzwi spojrzałam na niego, który nie zmienił pozycji od mojego podejścia do niego.
-Jak co jestem blisko-puściłam mu oczko i wsiadłam do samochodu. Przez szybę z przodu zobaczyłam, jak się uśmiech i kręci głową po czym idzie w stronę jednych drzwi.
Siedziałam tam jakieś kilka minut, aż zadzwonił mi telefon.
Harry.
Po co on do mnie dzwoni?
Zmarszczyłam brwi i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Hej, coś się stało?-zapytałam bawiąc się odznaką detektywa, której zapomniał, jak i całego sprzętu.
-Chciałem zapytać o to samo!- wręcz wykrzyczał mi do ucha.
-Co się niby miało stać? -zmarszczyłam brwi i odłożyłam przedmiot do schowka.
-Przez błąd nowego zamiast do złodzieja pojechaliście do mordercy! Gdzie jest Ashton?!
Jest z mordercą.
Sam na sam.
Ma przecież pistolet... którego zapomniał!!!
-Victoria?!
-Wezwij wsparcie!-rozłączyłam się i zabrałam pistolet. Wybiegłam z pojazdu trzaskając drzwiami. Zobaczyłam szyb wentylacyjny, więc wspięłam się po śmietniku i otworzyłam moją drogę. Na całe szczęście nie był włączony. Weszłam do środka i czołgałam się przez kanał. Przystanęłam, gdy usłyszałam rozmowę agenta z jakimś mężczyzną, który najprawdopodobniej był mordercą.
-Zamknij się!-wykrzyczał mu prosto w twarz.
-Dlaczego mnie tu trzymasz?-zapytał agent, a przy dokładniejszym przyjrzeniu się zauważyłam, że był przywiązany do krzesła.
-Mam dokończyć to co zaczął twój ojciec lata temu.
Widzę, że obydwoje mamy kompleks tatusia.
-Działasz na rozkaz ojca?-zapytał z szeroko otwartymi oczami.
-Bardziej to była jego ostatnia wola przed tym, jak zginął- podszedł do stolika i do rąk wziął nóż, który zaczął ostrzyc.
Podniosłam delikatnie kraty i położyłam je obok siebie. Morderca szedł prosto na Ashton'a, a gdy znalazł się w połowie drogi, czyli idealnie pode mnie zeskoczyłam na niego przez co upadł.
-Na mojej warcie nic nie stanie się panu detektywowi.
Nie spodziewałam się, że mężczyzna tak szybko się otrzepie i wstanie. Zamachnął się, by mnie uderzyć, lecz w porę się odsunęłam i zadałam mojemu przeciwnikowi cios przez co potoczył się do tyłu. W tym samym czasie do środka wszedł James z innymi agentami i wyprowadzili mężczyznę. Podeszłam do agenta i rozwiązałam go. Wstał i nawet na mnie nie patrząc ominął mnie i wyszedł z pomieszczenie.
Aha?
Zmarszczyłam brwi i wyszłam za nim przeciskając się przez kolejnych ludzi, którzy przyjechali zebrać odciski zabójcy. Wyszłam na zewnątrz, a agent czekał już w aucie. Wsiadłam do środka, a Ashton od razu odpalił samochód i wycofał go z uliczki, a następnie ruszyliśmy z piskiem opon.
Nie odezwał się ani słowem, nie posłał w moją stronę nawet jednego spojrzenia, które by go zdradziło. Nic. Był, jak pieprzona łamigłówka, której nie mogłam rozgryźć. Krzyżówką, której nie mogłam rozszyfrować. Zawsze miałam plan. Teraz go nie miałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy wjechaliśmy na parking. Blondyn wysiadł nawet nie rozglądając się za mną. Zatrzasnął drzwi, a ja nie czekając chwilę dłużej wysiadłam i dorównałam mu kroku. Zatrzymał się, lecz tylko po to, aby zamknąć auto na pilot. Odwrócił się ponownie w stronę windy i wsiadł do niej co uczyniłam również ja. Jechaliśmy w zupełnej ciszy.
Opierałam się o jedną ściankę, a on o drugą na przeciwko mnie. Patrzyłam na jego twarz, która nie wyrażała nic. Nie patrzył na mnie, a na numery pięter, na których się znajdujemy. Gdy dojechaliśmy na jego piętro wyszedł, a ja poszłam w jego kroki. Otworzył drzwi kluczykami, które wyciągnął z tylnej kieszeni spodni i wszedł do środka. Miał zamiar zamknąć mi drzwi przed nosem, lecz wślizgnęłam się do środka.
Spojrzał na mnie pierwszy raz i głośno westchnął. Wszedł głębiej mieszkania i usiadł na kanapie.
-Dlaczego taki jesteś?-odezwałam się w końcu, a on zerknął na mnie marszcząc brwi.
-Taki, czyli jaki?!- na jego chłodny ton głosu automatycznie zrobiłam krok w tył.
To nie był mój pan detektyw.
Po raz pierwszy raz słyszałam w jego głosie taką obojętność i nienawiść.
-Taki, jak ja z przed lat-wykrztusiłam z siebie.
Prychnął na moje słowa.
-Co takiego stało się u tego człowieka? Nie było mnie do początku- podeszłam powolnym krokiem do niego i usiadłam na pufie.
-Był to kolega mojego taty. Mój tata zginął podczas wypadku samochodowego. Pijanym kierowcą był właśnie ten mężczyzna z dziś. Ostatnią wolą ojca było, bym umarł -spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam pustkę.
-Nie mogłeś przecież wiedzieć, że ktoś się pomyli i trafisz właśnie na niego...-urwałam, gdy do mnie doszło.
To nie był przypadek.
Nie wziął broni.
On chciał umrzeć.
-Dlaczego? Dlaczego chciałeś to zrobić?!- wstałam na równe nogi.
-Świat nie jest taki piękny, jak ci się wydaje! Na tym świecie są minusy, nie jest idealnie!- również wstał.
-Uwierz rozumiem o czym mówisz! Ale to nie powód, aby się zabijać! Nie wziąłeś mnie, bo bym go powstrzymała- powiedziałam już spokojniej.
-Nie wziąłem cię, bo też, by cię zabił! -wykrzyczał mi prosto w twarz.
-Martwisz się o mnie?-po wypowiedzeniu tych słów od razu pożałowałam.
-Jesteś dla mnie nic nieznaczącą złodziejką. Dlaczego miałbym się o ciebie martwić?! -niemalże wykrzyczał w moją stronę. Gdy doszły do niego słowa, które wypowiedział na głos jego wyraz twarzy złagodniała – Nie o tym myślałem, nie o to mi chodziło – chciał złapać mnie za rękę, lecz się odsunęłam.
Nie o tym myślał, nie o to mu chodziło, a jednak to zabolało.
Ten ból uderzył we mnie inaczej, bo nie powiedziała tego osoba, która była dla mnie nikim.
Powiedział to on.
On, który znaczył dla mnie wiele.
CZYTASZ
Gra pozorów
ChickLit-Udajesz, że to co miało miejsce wczorajszej nocy, nigdy się nie wydarzyło? Znaczyło to coś chociaż dla ciebie?!- uderzył pięścią o stół. -A miało znaczyć?- spojrzałam na niego marszcząc brwi, a on jedynie się zaśmiał gorzko i wyszedł z apartamentu...