𝐜𝐡𝐚𝐩.𝐗☕︎

1.1K 55 21
                                    


- Wejdź. - Odezwał się słabym głosem Stark do Barnesa.

Bucky niepewnie przeszedł przez drzwi do salonu, w którym siedzieli już Thor, Rogers, Loki i dodatkowo Peter Parker.
W całym pomieszczeniu towarzyszyła grobowa cisza.

- Co on tu robi. - Loki podniósł się gwałatownie i uniósł swój ton.

- Loki, daj spokój. - Powiedział spokojnie Thor.

- Dać spokój? - Bożek prychnął i wrócił wzrokiem do Bucky'ego. - To ty ją tam zabrałeś, to przez ciebie nie ma jej z nami. TO TY JĄ KURWA ZABIŁEŚ.

Tony poraz pierwszy usłyszał bluźnierstwo z ust Lokiego. Spojrzał na niego słabym, błagającym wzrokiem.

- Loki. - Stark podszedł no niego i złapał za ramię. - Odpuść, nie mam siły na kłótnie i wyznaczenie kto jest winny śmierci Sarah, po za tym ona nie chciała by, byśmy się kłócili.

Bóg Kłamstw mimo iż czuł narastającą chęć rozszarpania Barnesa, to posłuchał Starka i wrócił na swoje miejsce w ciszy.

Wszyscy czuli się niezręcznie, byli też zdołowani i doskonale odczuwali stan Tony'ego, który z chęcią pozbawił by się w tej chwili życia... Zresztą Loki tak samo.

- Nie dam rady. - Tony odłożył kieliszek z powrotem na stół i wyszedł z salonu.

Peter natychmiast ruszył za nim, z wyraźnym współczuciem.

Loki tępym wzrokiem wpatrywał się w swój kieliszek, po czym niewiele myśląc złapał za niego.

- Za młodą Stark, która była prawdziwym promykiem. - Wstał i wzniósł cześć za dziewczynę.

W jego oczach ponownie wzebrały łzy, jednak miał to głęboko w poważaniu.

- Za Sarah. - Po chwili wstali również pozostali, a po salonie rozniosły się ich głosy.

- Bracie. - Thor podszedł do Boga Kłamstw. - Jest mi przykro, zdawało się iż polubiłeś tą midgardkę. - Wyznał ze współczuciem.

Loki spojrzał na niego na pozór obojętnym wzrokiem, choć w rzeczywistości był on zmęczony i nieobecny.

- Sarah to nie jest jakaś tam zwykła midgardka. - Odparł i dolał sobie alkoholu, czując jak żałoba w nim wzrasta. - Raczej nie BYŁA zwykłą midgardką.

Poprawił się z bólem w sercu. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło. To wszystko tak szybko się stało.
Jeszcze dziś rano śmiali się razem i patrzeli na siebie z czułością w oczach, a teraz? Teraz Loki opłakiwał swoją bratnią, tak myślał, duszę.

- Steve, wszystkie kamienie zostały zniszczone? - Zapytał wchodzący do pomieszczenia Stark.

- Tak, tak mi się wydaje. - Odpowiedział. - Żadnego nie widziałem, musiały eksplodować razem z Thanosem. - Tu spojrzał na Lokiego, uświadamiając sobie jaki Bożek jest silny i niebezpieczny.

Zresztą nikt nie spodziewał się czegoś tak mocnego, ze strony Boga Kłamstw. Myśleli iż nie posiada aż tak ogromnej siły telepatii i w samym ogóle zdolności magii.

- W porządku. - Tony usiadł i naraz wypił znajdujący się w kieliszku alkohol.

W pomieszczeniu na nowo zapanowała cisza a najmłodszy z nich wszystkich, Peter Parker, bał się nawet oddychać.

- Muszę załatwić trumnę. - Odezwał się Stark. Nie chciał myśleć o tym, ani o zbliżającym się pogrzebie jego bratanicy.

Chciał zapaść się pod ziemię. W takim momencie nawet alkohol nie potrafił poprawić mu humoru, ale komu by poprawił?

Został kompletnie sam, umarła ostatnia osoba z jego rodziny.

- Nie jesteś z tym sam, Stark. - Loki odezwał się do starszego mężczyzny, na co Tony wdzięcznie kiwnął mu głową.

- Loki, zdążyłem odwiedzić Asgard. Ojciec już o wszystkim wie i pozwolił Ci wrócić. - Thor zwrócił się do brata. - Przystaniesz na jego propozycje?

- Nie chce wracać, zostaje na ziemi razem ze Starkiem. - Powiedział twardo.

Bóg piorunów rozumiał Lokiego i nie miał mu tego za złe. W ciszy kiwnął mu głową i upił łyka alkoholu.

- Co teraz będzie? - Zapytał niepewnie Parker.

- Nic, wojna się skończyła, ziemi nic nie grozi. Możemy wrócić do swoich żyć. - Odpowiedział mu Tony, wymuszając delikatny uśmiech.

Stark bardzo lubił młodego Parkera. Chłopak był dla niego w pewnym sensie jak syn, którego nigdy nie posiadał.
Jeszcze gdy Sarah nie mieszkała w Nowym Jorku, Stark był czymś w stylu mentora dla Petera.

W pewnym momencie Loki opuścił ich i udał się do swojej sypialni, chcąc pobyć samemu ze swoim smutkiem i żalem.
Po przekroczeniu progu upadł na ziemię a jego gardło opuścił rozdzierający krzyk bezsilności. Siłą telepatii trzasnął drzwiami i porozwalał rzeczy znajdujące się w pokoju.

Pozostali usłyszeli jego stłumiony przez ściany krzyk, przepełniony bólem.
Najbardziej zabolało to Starka i jego przyrodniego brata Thora.

Tony wiedział ile znaczyła dla Boga Kłamstw jego bratanica, jednak teraz stracili ją oboje... Już na zawsze. I tego nie mogli przeboleć. Czuli się jakby cząstki ich dusz, uleciały wraz z życiem Sarah.

Nie mogli nic na to poradzić, a oddali by wszystko by zwrócić jej życie, albo chociaż cofnąć czas i już na samym początku pozbyć się Thanosa.

Jednak każdy popełnia błędy i nie można się nimi do końca życia przejmować, gdyż może to jeszcze wszystko pogorszyć i doprowadzić do obłędu, bądź czegoś gorszego.

W głowie Starka, przelatywały teraz wszystkie wspomnienia związane z jego kochaną bratanicą. Nie potrafił ot tak, wyrzucić jej ze swoich myśli. Loki stracił panowanie nad sobą, niszcząc kompletnie wszystko co znajdowało się w pokoju, a najgorsze było to, iż przez cały czas czuł dotyk ust Sarah na swoich, i nie wiedział dlaczego. Jednak my wiemy że Sarah go pocałowa, dobrze jest mieć tą świadomość prawda?

Loki kompletnie zatracił się w demolowaniu, nie zwracał nawet uwagi na to iż odłamki szkła poraniły jego skórę.

___________________________________

Przepraszam że dopiero dzisiaj dodaje, ale kompletnie nie potrafiłam napisać tego rozdziału, dlatego może być też trochę krótszy... Jednak w przeprosinach, od razu opublikuje jutro jeszcze jeden😅

Po za tym pomocy... Tak bardzo skrzywdziłam biednego Starka i Lokiego
:((

Kneel Before You~Loki Laufeyson ||2||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz