𝐜𝐡𝐚𝐩.𝐗𝐗☕︎

1K 48 11
                                    


- Kochanie, chodź tutaj. - Brunet wskazał dłonią, na swoje kolana.

Wróciliśmy godzinę temu i było już chwilę po 12 w nocy. Bawiliśmy się bardzo dobrze a po kolacji w restauracji, postanowiliśmy zrobić sobie mały spacer.

Posłusznie wykonałam jego polecenie, ostrożnie zasiadając na jego kolanach.
Loki przywarł plecami o oparcie swojego wygodnego fotela i objął mnie rękoma w talii.

- Zmęczona? - Zapytał, na co w odpowiedzi ziewnęłam.

Bożek zaśmiał się i pokręcił głową na boki. Siedziałam w czarnej koronkowej bieliźnie, gdyż szykowaliśmy się do spania, a że Loki i tak widział mnie już w całej okazałości, to nie przejmowałam się tym.

Bóg Kłamstw zsunął ramiaczko mojego stanika i zaczął kreślić ścieżkę pocałunków, wzdłuż mojego ramienia aż do obojczyka. Przymknęłam swoje powieki, przez odczuwalną przyjemność.

- Ładnie pachniesz. - Mruknął i zaciągnął się mocniej moim zapachem. Westchnęłam kiedy zassał moją skórę na szyi.

- Loki... Doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Szepnęłam zaciskając swoje palce na zewnętrznej stronie jego ud.

- Jestem tego świadom. - Byłam pewna, że na twarzy Bożka wykwitł teraz zawadiacki uśmiech. - Jednak uwierz mi na słowo, ty bardziej doprowadzasz mnie do szaleństwa.

Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym odwróciłam twarzą do mężczyzny i ucałowałam jego wąskie, chłodne wargi. Smakował tak dobrze.

- Idziemy spać? - Zapytałam spoglądając w jego szmaragdowe tęczówki.

- W końcu musisz się wyspać na jutro do pracy. - Westchnął i wstał po chwili ze mną w ramionach.

Położył mnie ostrożnie na łóżku i sam, chwilę później ułożył się wygodnie obok mnie, przykrywając nas przy tym ogromną kołdrą.

- Dobranoc skarbie.

- Dobranoc Loki.

***

- Poważnie? Niech no tylko złapie tą lalunie. - Mruknęłam, a moje źrenice wyraźnie się zwężyły.

- Serio, wykłócała się godzinę. - Stark również był wyraźnie podirytowany. Westchnęłam i złapałam się za głowę.

Mieliśmy problem z żoną jednego z klientów. Miała gębę dosłownie do narzekania i darcia się.

- Co ty na to, aby postawić Maxwellowi ultimatum? - Zapytałam przekrzywiając głowę lekko w bok.

- Dokładniej jakie?

- Jego żona nie będzie miała wzglądu do projektu i wszystkich rzeczy związanych z naszą ofertą, albo zrywamy umowę. Stracimy tylko jednego klienta w razie czego. - Przedstawiłam mój pomysł. Wiedziałam że jest to dość nie na miejscu, jednak nie da się normalnie pracować kiedy ktoś nonstop narzeka.

- Możemy tak zrobić. - Odparł Tony po dłuższym zastanowieniu.

- Super. - Mruknęłam i zabrałam teczkę z papierami, udając się do swojego biura.

Zasiadłam na krześle obrotowym i złapałam za służbową komórkę. Odczekałam kilka sygnałów, po czym usłyszałam zmęczony głos starszego mężczyzny.

- Słucham?

- Dzień dobry. Wiem że jest Pan zmęczony dzisiejszym spotkaniem, aczkolwiek mam powód wykonując telefon do Pana. - Przerwałam na chwilę, a gdy mężczyzna poprosił mnie bym przeszła do sedna sprawy, kontynuowałam. - Chodzi o Pańską żone, uniemożliwia nam pracy, przez co opóźniamy się z terminem naszej umowy. Czy byłaby możliwość, aby Pańską żone odsunąć od naszej współpracy na czas wykonania projektu?

Kneel Before You~Loki Laufeyson ||2||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz