24. - "Nigdzie się nie wybieram"

1.2K 37 5
                                    

Odczuwam nieziemskie szczęście, leżąc w łóżku wraz z synami. Dwa dni temu wróciłam do domu ze szpitala. Oczywiście mój mąż odebrał mnie i Jacoba. Nasze najmniejsze szczęście. Jest jeszcze mniejszy niż Louis, kiedy się urodził. Może dlatego poród minął tak szybko i na szczęście bez komplikacji. Cieszę się, że i tym razem Christian był razem ze mną. Trochę nie spodziewaliśmy się tak szybkiego rozwiązania, bo do terminu zostało kilka dni, jednak nasz brzdąc powitał nas szybciej.

Louis ma niezwykły zapał do opieki nad braciszkiem. Już się nie może doczekać, aż będzie mógł prowadzić wózek na dzisiejszym, pierwszym spacerze Jacoba. Z racji tego, że ma wakacje, to spędza całe dnie w domu. Wolałabym, aby lepiej wykorzystał dni wolne od szkoły, jednakże nie chciał jechać z dziadkami na kilkudniową wycieczkę. Mój mały mężczyzna obiecał swojemu tacie, że będzie go zastępować, w czasie kiedy będzie w pracy.

- Ja też ciągle spałem? - Pyta, kiedy jego najedzony brat zasypia.

- Tak, tylko spałeś, jadłeś i brudziłeś pieluchy. - Śmieję się cicho.

Wstaję, a następnie delikatnie biorę malucha na ręce, aby następnie położyć go w łóżeczku. Louis oczywiście pomyślał o wszystkim i nawet oddał swojego ulubionego pluszaka bratu. Kochane dziecko. Mam tylko nadzieję, że zawsze będą kochającymi się braćmi i nic ich nie poróżni.

- To teraz mamy gdzieś dwie godzinki wolne. - Mówię, gdy obydwoje wychodzimy z sypialni. - Chcesz pograć trochę na tablecie lub pooglądać telewizję? - Pytam, bo muszę zrobić jakiś obiad, a nie chcę, aby syn nudził się w tym czasie.

Próbujemy ograniczać mu czas z elektroniką. Razem z Christianem wychodzimy z założenia, że dziecko powinno więcej czasu spędzać na kreatywnych zajęciach. Fakt, że czasem nie chce nam się wymyślać czegokolwiek, dlatego też zasiadamy razem w salonie i oglądamy, jakiś film animowany.

- A mogę Ci pomóc?

- Naprawdę chcesz? - Kiwa energicznie głową.

I to jest dobry pomysł. Może nie będzie taką łamagą kulinarną, jak jego tata. Naprawdę zastanawiam się, co ten człowiek jadł, kiedy mieszkał jeszcze sam, bo raczej nie jeździł ciągle do rodziców na obiady.

***

Trzymając męża za rękę, spacerujemy powoli po okolicznym parku. Tuż przed nami idzie Louis, który ekscytuje się prowadzeniem wózka, w którym znajduje się jego brat.

- Będę musiał wyjechać na dwa dni w przyszłym tygodniu. Mam apelację w Geelong. Dasz sobie radę z dzieciakami, czy mam poprosić kogoś, żeby mnie zastąpił?

- Spokojnie, poradzimy sobie. - Uśmiecham się, nie tracąc dobrego humoru z tego powodu. - Twój syn świetnie Cię zastępuje. - Zauważam.

- I bardzo dobrze. W razie jakby mnie zabrakło, chcę mieć pewność, że sobie poradzisz.

- Nie wygaduj głupot. - Patrzę zmartwiona na niego.

- Spokojnie, Shar. To tylko głupi przykład, nigdzie się nie wybieram. - Całuje moje czoło.

Mam nadzieję, bo nie wyobrażam sobie już życia bez niego. Wiem, że byłoby mi cholernie trudno, gdyby teraz coś mu się stało. Nie wiem, czy potrafiłabym sama wychować chłopców na dobrych ludzi.

- Louis, idź się trochę pobawić i będziemy wracać do domu. - Komunikuję, a syn niechętnie oddaje nam wózek i biegnie w stronę dzieci bawiących się na placu zabaw.

Zaś my siadamy na ławce, skąd mamy dobry widok na strasznego syna. Jest rozsądny, jednak czasem zdarzają mu się głupie pomysły. W sumie to jeszcze dziecko, więc nie ma co się dziwić. I tak w porównaniu do innych dzieci jest bardzo grzeczny, co nas cieszy.

- Plany na wieczór? - Mąż otula mnie ramieniem.

- Przytulę się, tak jak teraz... - Wtulam się w jego klatkę piersiową. - I pójdę spać. - Całuje czubek mojej głowy.

- Aż tak wymęczyły Cię nasze dzieci?

- Nie. Jestem tylko ciekawa, kiedy ten aniołek pokaże swoje różki. - Kiwam głową w kierunku wózka.

Jacob póki co jest bardzo spokojny. Mało płacze, a raczej tylko wtedy, kiedy informuje o swoich potrzebach. Z Louisem nie było tak łatwo. Na szczęście wyrósł z niego dobry dzieciak.

- Zapewne niedługo, a wtedy sprzedamy ich dziadkom, a my uciekniemy. - Zebrało mu się na żarty.

- Już widzę, jakbyś ich zostawił.

Christian bardzo kocha dzieciaki. Nasz najmłodszy skarb dopiero co pojawił się na świecie, a już tatuś wylewa na niego swoją miłość. Jest wspaniałym ojcem. Czasem zazdroszczę jego podejścia do dzieci, jednak nie uważam, że wypadam dużo gorzej przy nim.

***

Rozłączam połączenie trwające ponad pół godziny, aby udać się z powrotem do mieszkania. Miałam telefon od przyjaciółki, która jak zwykle zalała mnie masą plotek. Zawsze rozmawiałyśmy na przerwie w pracy. Zoe lubi się rozgadać, jednak nie przeszkadza mi to. Urozmaiciła mi nieco wieczór, a także pozwoliła uciec od moich chłopaków, którzy dopadli się do konsoli.
Zaprosiłam ją na przyszyły tydzień, aby w końcu nas odwiedziła. Była na moment u mnie w szpitalu, aby przywitać Jacoba. Miała wtedy akurat dyżur, dlatego też nie została zbyt długo. Poza tym mój mąż wypraszał każdego po krótkim czasie, a to tylko dlatego, że chciał mieć nas tylko dla siebie.

Zoe do tej pory cieszy się moimi dziećmi, nie mając odpowiedniego kandydata na ojca własnych maluchów. Jest niby w dwuletnim związku, jednak ich relacja nie brnie do przodu. Ciągle marudzi, że chciałaby już chociażby pierścionek zaręczynowy na palcu.

- Daj mu wygrać. - Mówię cicho na ucho męża, tuląc się do niego od tyłu.

Mój mąż czasem zapomina, że jego przeciwnik w grze to jeszcze dziecko, a w dodatku nasze. Uwielbiam patrzeć, jak syn ekscytuje się wygraną.

- Shar. - Śmieje się, kiedy próbuję go rozproszyć.

- Ha! I tata przegrał! - Cieszy się mały, kiedy prześciga mężczyznę tuż przed metą.

Przybijam z nim piątkę, a widząc wzrok męża, daję mu na pocieszenie buziaka. Sądzę, że to jest dla niego ważniejsze, niżeli jakaś głupia wygrana.

- Louis, na dziś koniec. - Decyduje jego tata.

- Jeszcze jedną rundę, proszę. - Robi smutną minkę.

- Zgódź się. - Zwracam się do męża. - Idę się wykąpać, jak wyjdę z łazienki, a Ty nie nie będziesz w łóżku, to będziesz miał do czynienia ze złą mamusią. - Mówię, śmiejąc się przy tym.

- Dobrze. - Odpowiada, nie odciągając wzroku od telewizora.

Nie idę prosto do łazienki, zaglądam do sypialni, aby sprawdzić, czy Jacob na pewno śpi. Karmiłam go godzinę temu, więc powinien jeszcze trochę pospać. Jest strasznym głodomorem. Dziś w nocy ciągle budził się na jedzenie, przez co spał z nami w łóżku. Nam obydwojgu nie chciało się ciągle wstawać, aby  brać go z łóżeczka. Minusy rodzicielstwa, jednakże nie żałuję, że zostałam ponownie mamą.

Others IV Historia SharonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz