62. - „Jestem tylko waszym problemem"

292 38 3
                                    

Już wiem, co czuł Nick wraz z Sophie, kiedy Molly zaginęła. Modlę się, aby w naszym przypadku nie skończyło się tragicznie. Nie wybaczyłabym sobie tego...

- Christian, może powinniśmy się rozdzielić? - Mówię, przesuwając po liście kontaktów w komórce.

Jeździmy razem ulicami Sydney, które mieszczą się nieopodal jego szkoły. Nie minęło dużo czasu, odkąd wyszedł z placówki. Musi być gdzieś być w pobliżu...

- Nie żartuj sobie, nie dam Ci prowadzić w takim stanie. - Zauważa moje roztrzęsienie. - Może plaża? - Mówi cicho, jakby sam do siebie.

- Powinniśmy zgłosić jego zaginienie na policję, tu liczy się czas. - Ponawiam swoją wypowiedź.

- Sharon, jego nikt nie porwał. Chce zwrócić na siebie uwagę, dlatego zwiał. - Próbuje przekonać mnie do swojej racji.

Nie poznaję młodego. Rozumiem, że dorasta i aktualne wydarzenia, między mną a Christianem, nie należą do najłatwiejszych, jednak nie przypuszczałam, iż mój własny syn się tak ode mnie odsunie...

Z moich myśli wyrywa mnie dźwięk telefonu mężczyzny. Wzdycha zanim przełącza połączenie na zestaw głośnomówiący.

- Kotku, no czemu mi nie odpisujesz? - Wzdryga mnie, kiedy słyszę głos tej kobiety.

- Nie mam teraz czasu, Louis wyszedł ze szkoły. Szukamy go. - Mówi szybko.

- Jak zwykle problemy z nim. - Przysięgam, że wydrapałabym jej teraz oczy.

Gdybym była na jej miejscu, to sama zaangażowałabym się w poszukiwania. Wspierałabym swojego partnera, aby szybciej znalazł się przy swoim dziecku. Mam nadzieję, że ona nigdy nie zdecyduje się na posiadanie własnego dziecka. Nie widzę jej w roli matki.

- Jakby wrócił do mieszkania, poinformuj mnie. - Prosi, olewając jej wcześniejszą wypowiedź. - Muszę kończyć.

- Nie możesz rozmawiać? Była żonka jest przy Tobie? - Jej ton głosu w tej chwili jest zupełnie nie na miejscu. Jak on może żyć z nią u boku?

- Nadia, teraz najważniejszy jest dla mnie Louis, więc daruj sobie swoje głupie gadki. - Rozłącza się. - Przepraszam za nią. - Mówi, a chwilę później parkuje auto przy plaży.

- Pójdę w prawo, zaoszczędzimy trochę czasu. W razie czego dzwoń do mnie. - Wysiadam czym prędzej z pojazdu.

Nie zwracam uwagi na ludzi leżących na plaży, pędzę rozglądając się na wszystkie strony. Całe szczęście moja mama zajęła się Camilą i również odbierze Jacoba z przedszkola, dzięki czemu ułatwiła nam poszukiwania.
Łudzę się, że za chwilę zobaczę mojego najstarszego potomka, gdyż wiem, jak bardzo lubi przebywać w tym miejscu.

***

Z brakiem rezultatów wsiadamy z powrotem do auta. Dzwoniłam również do swojej rodzicielki, jednak poinformowała mnie, że nie wrócił do naszego mieszkania. Pozostało nam teraz jedynie udać się na komisariat policji i tam błagać o to, aby oni go odnaleźli.

- Miał przy sobie jakieś pieniądze? - Pytam, myśląc jeszcze o możliwości, iż mógł się udać do galerii i tam się ukrywa.

- Dałem mu kilka dolarów na drugie śniadanie. Nic więcej nie udało mu się ode mnie wyciągnąć. Żałuję, że nie dałem mu tego cholernego telefonu. Mielibyśmy teraz jego lokalizację. - Uderza w kierownicę.

- A miał swój zegarek? - Olśniło mnie.

- Chyba, nie pamiętam. - Wzrusza ramionami.

To urządzenie również połączyłam ze swoją komórką. Nie robiłam tego tylko ze względu na jego bezpieczeństwo, ale też ze względu na fakt, że zdarzało mu się gubić podobne przedmioty.
Od razu włączam aplikację i próbuję połączyć się z lokalizacją syna.

- Mam! - Odczuwam lekką ulgę. - Musi czymś jechać. - Pokazuję mężczyźnie punkt, który przemieszcza się dość szybko.

- To droga do moich rodziców. - Od razu odpala auto i z piskiem opon wyjeżdża z parkingu.

***

Moi byli teściowie zadzwonili niemalże od razu, gdy tylko młody pojawił się u nich pod drzwiami. Christian zapewnił ich, że w przeciągu kilkunastu minut również pojawimy się u nich.

- Chris, błagam Cię, spróbuj nie krzyczeć na Louisa. To tylko pogorszy sytuacje. - Mówię, gdy dojeżdżamy na miejsce.

- Postaram się. - Ewidentnie ulżyło mu, że nasz syn znalazł się cały i zdrowy.

Już na samym wstępie przywitał nas krzyk Louisa. Zaczął oskarżać dziadków o to, że przez nich pojawiliśmy się my.

- Nie chce z Wami rozmawiać! - Wrzeszczy, nie patrząc na nasze twarze.

- Lou, uspokój się. - Ojciec Christiana łapie go za ramiona. - Bardzo źle postępujesz, to Twoi rodzice. Chcą dla Ciebie jak najlepiej.

- Nieprawda! Oni myślą tylko o sobie! Nas mają gdzieś! - Wyrywa się od dziadka, zabierając w pośpiechu swój plecak.

- Nigdzie nie wyjdziesz, dopóki nie powiesz, o co Ci chodzi. - Christian łapie go za rękę.

- Jestem tylko waszym problemem. Wszystko wczoraj słyszałem! - Wyrzuca ojcu, w końcu podnosząc wzrok. - Nawet nie zaprzeczyłeś, gdy ona to mówiła!

- O czym Ty mówisz? - Interweniuję, zdając sobie sprawę, że tutaj może chodzić o kochankę mojego byłego męża.

- Louis, nie zwracaj uwagi na to, co mówi Nadia. Jest bardzo impulsywna i nie wie, jak obchodzić się z dziećmi, bo sama ich nie ma. Palnęła kolejną głupotę, a ja po prostu nie chciałem wchodzić z nią w dyskusję.

- Chłopak mamy też nie ma swoich dzieci, jednak nie zachowuje się, jak ta idiotka. - Zauważa.

Tu się zgadzam z synem. David stara się, jak tylko może. Bardzo chce utrzymywać dobre relacje z moimi dziećmi. Ma nieraz trudność dojść do porozumienia z Louisem, jednak nigdy nie powiedziałby, że jest on problemem. Ta kobieta jest skończoną idiotką, a Christian nawet nie potrafi nad nią zapanować. Nie pozwolę, aby taka sytuacja się powtórzyła.

***

Dzisiejszy wieczór postanowiłam spędzić z dziećmi. Wyjaśniłam Davidowi panującą sytuację i poprosiłam, aby dziś nie przyjeżdżał do nas. Zrozumiał to i nie naciskał. Cieszę się, że nie ma mi tego za złe, lecz przeciwnie. Od razu myślał, jakby mógł mi pomóc.

Louis po powrocie do mieszkania uspokoił się. Opisał mi całą wczorajszą sytuację. Jestem wściekła na Christiana. Napisałam mu już kilka wiadomości. Niech nawet nie myśli, że weźmie dzieci do siebie, kiedy będzie ta kobieta. Obiecałam synowi, że o to zadbam. Nie pozwolę, aby znów poczuł się tak, jak wczoraj.

- Skończyliśmy układać klocki. Chcesz zobaczyć, jak nam poszło? - Straszy syn zagląda do mojej sypialni.

Jeszcze kilkanaście minut temu siedziałam razem z nimi w salonie, jednak ich siostra stała się na tyle marudna, że postanawiałam położyć ją spać.

- Za chwilkę do was przyjdę. Camila już zasypia. - Uśmiecham się do niego, wskazując ruchem głowy na małą, która odpływa w swoim łóżeczku.

- Mamo, a jesteś na mnie zła? - Podchodzi do mnie na tyle blisko, że biorę go w ramiona i od razu całuję w czubek głowy.

- Nie, jednak nie chciałabym, abyś znów wywinął jakiś wybryk. Jak masz jakieś złe myśli lub coś się stało, to zawsze możesz do mnie przyjść porozmawiać. - Chciałabym, aby to zrozumiał.

Others IV Historia SharonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz